Mateusz lubi jak serce mocno mu bije
9–letni Mateusz Rajwa od dwóch lat ściga się na gokartach. I odnosi coraz większe sukcesy – jest na dobrej drodze do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Młody kierowca wyścigowy reprezentuje barwy Gwiazdy Skrzyszów, której oficjalnie jest zawodnikiem.
Przygoda Mateusza ze sportami motorowymi rozpoczęła się na łące za domem. Jako 3,5–letni brzdąc dostał od rodziców terenowego buggy, niewielki samochodzik do jazdy w terenie z pałąkiem, zabezpieczającym kierowcę w razie wywrotki. Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę, bo Mateusz w małej terenówce poczuł się jak ryba w wodzie. – Na początku trochę się obawiałem, bo syn nie jeździł zbyt ostrożnie. Powiem więcej, niemal od razu zaczął jeździć na maksimum możliwości tego pojazdu. Okazało się jednak, że dobrze sobie radzi – mówi Tomasz Rajwa, tata Mateusza. Maluch tak dobrze się spisywał, że jego wyczyny na łące, zaczęli oglądać sąsiedzi. – Z tym, że jedni Mateusza chwalili i nie mogli się nadziwić, że mały chłopiec tak dobrze panuje nad pojazdem, a inni niekoniecznie. Byli tacy co pukali się w głowę, że na to pozwalamy i też ich rozumiałam, bo sama podobnie jak mąż miałam pewne obawy – przyznaje Agnieszka Rajwa, mama młodego rajdowca. Jak dodaje właśnie za namową sąsiadów postanowili zawieźć syna na tor kartingowy, by tam mógł popróbować swoich sił. – We wrześniu 2015 roku pojechaliśmy na halowy tor Zygzak do Bielska–Białej. Tam dowiedzieliśmy się, że przy torze działa szkółka kartingowa. W październiku syn rozpoczął tam treningi – opowiada pan Tomasz. Mateusz spisywał się na tyle dobrze, że już po dwóch miesiącach treningów wystartował w zawodach szkółek kartingowych, zajmując ze swoją drużyną 2. miejsce. Do domu przywiózł pierwszy puchar. Wkrótce półki w pokoju Mateusza zaczęły się zapełniać kolejnymi trofeami – pucharami i medalami.
Wrodzony talent
Obecnie Mateusz jest oficjalnie zawodnikiem Gwiazdy Skrzyszów, promując ten klub poza Skrzyszowem. Nadal też trenuje w szkółce Kart Racing School pod okiem trenera Mateusza Bartscha, drużynowego wicemistrza Świata w kartingu z 2015 r., wicemistrza Polski 2016 i finalisty Sodi World Final 2016. Jeździ tam raz w tygodniu. – Najpierw mamy odprawę, podczas której trener mówi nam jak hamować, jak wchodzić w zakręty, w którym momencie dodać gazu, czyli jak najlepiej wybrać optymalną ścieżkę ścigania – opowiada fachowo Mateusz. Po odprawie grupa udaje się na tor, gdzie młodzi adepci ścigania wcielają w czyn słowa trenera. – Taki trening trwa jakieś dwie godziny – wyjaśnia Mateusz. Trener Mateusz Bartsch przyznaje, że jego podopieczny ma prawdziwą smykałkę do motorsportu. – Mateusz ma wrodzony talent. Od pierwszych treningów było widać, że bardzo szybko adoptuje się do sprzętu, obiektu, do konfiguracji toru, mimo że nie miał ani doświadczenia, ani podstawowej wiedzy. Stąd już po kilku miesiącach podstawowej nauki, mógł brać udział w wyścigach i zdobywać w nich całkiem dobre miejsca – podkreśla Bartsch
5 wyścigów do mistrzowskiego tytułu
Poza treningami na macierzystym torze w Bielsku–Białej chłopiec jeździ też na tory, na których startuje później w zawodach. Ze względu na wiek oraz brak licencji, wydawanej przez Polski Związek Motorowy, nie może na razie ścigać się w zawodach na torach otwartych. Dlatego startuje w halowych wyścigach, głównie w serii Elikart na torze w Krakowie. W zeszłym roku zajął w klasyfikacji generalnej tych zmagań 4. miejsce. W tym roku jest na najlepszej drodze do wygranej. Wygrał już 5 wyścigów, raz zajął 2. miejsce, raz znalazł się na najniższym stopniu podium. Chłopiec jest ambitny i każdy inny wynik, niż wygrana bardzo go rozczarowuje i wywołuje w nim sportową złość. Dlatego kiedy na przedostatnich zawodach zajął 3. miejsce, to tak się zawziął, że w ostatnim wyścigu nie miał sobie równych i pewnie go wygrał, wykręcając przy tym rekordy toru. Do końca sezonu pozostało mu 5 wyścigowych weekendów w serii Elikart. Mateusz zgromadził do tej pory 58 punktów, kolejnego zawodnika wyprzedza co prawda tylko o 2 oczka, ale jeśli utrzyma obecną formę, to nikt nie odbierze mu zwycięstwa w klasyfikacji generalnej tych zawodów.
Tata z mamą kibicują
Oczywiście seria Elikart to nie jedyne zmagania, w których startuje chłopiec ze Skrzyszowa. Mateusz ściga się m.in. w Sodi World Series (SWS) Junior Cup, międzynarodowych zawodach kartingowych, rozgrywanych na całym świecie. Rywalizuje w tych rundach, które odbywają się na terenie Polski. Całkiem niedawno, bo 25 czerwca wygrał rundę tych zawodów, która odbyła się w Rzeszowie. W tym roku wygrywał ponadto trzykrotnie zawody SWS w Łodzi, a raz był drugi. W tych zawodach ma okazję rywalizować nie tylko z kolegami z kraju, ale też z zagranicy. Przez to zwycięstwa w nich są dla niego szczególnie cenne. Poza tym jeździ na wielu innych zawodach np. w Bielsku czy Zielonej Górze. Na tym ostatnim torze spotkał się z Kajetanem Kajetanowiczem, rajdowym mistrzem Europy i Polski. Wielką frajdę ze spotkania miał przy okazji tata Mateusza, Tomasz, który jest wielkim fanem rajdów samochodowych. To po nim syn połknął bakcyla do ścigania. – Ja sam się nie ścigam, za to lubię jeździć na zawody rajdowe, Mateusz oczywiście jeździ ze mną. Teraz jednak częściej jeździmy na zawody, w których ściga się syn – mówi tata chłopca. A w wojażach niemal zawsze towarzyszy im mama młodego rajdowca, Agnieszka, która mocno ściska kciuki za sukces syna, a jeszcze bardziej za to, żeby nic się mu nie stało. Kontuzje oczywiście się zdarzają, ale na szczęście niezbyt poważne. Zazwyczaj są to otarcia, albo niegroźne stłuczenia.
Szybszy bolid, większe koszty
Na razie chłopiec ściga się podczas zawodów halowych gokartami o mocy od 4 do 9 KM, które rozwijają prędkość do 70 km/h. Te maszyny dostarczają zawodnikom organizatorzy zawodów. Ma też oczywiście swojego prywatnego gokarta, którym trenuje we własnym zakresie, np. na torze w Czyżowicach, albo na otwartym niedawno torze w czeskim Trzyńcu. To już nieco poważniejsza maszyna, wyposażona w silnik Vortexa o pojemności 60 cm3 i mocy 11 KM, rozwijająca prędkość do 120 km/h.
Takim gokartem nie można już jeździć po torach halowych. Kosztuje około 12 tys. zł, z czego połowa przypada na sam silnik. – Kiedy Mateusz skończy 10 lat i zdobędzie licencję PZMot–u, to wtedy będzie mógł się już ścigać na torach otwartych, właśnie takimi mocniejszymi gokartami – wyjaśnia tata Tomasz. Przed rodzicami staną wtedy poważniejsze wymagania. W takich zawodach każdy zawodnik musi mieć do dyspozycji co najmniej dwa silnik na sezon, 3–4 komplety opon na każdy weekend wyścigowy (koszt jednego kompletu to około 500 zł), oczywiście kask, ale też specjalny kombinezon z homologacją. Ten ostatni Mateusz już ma. Dostał go w prezencie komunijnym od swojego wujka Kamila. Reszta wymagać będzie sporych nakładów finansowych i rodzice chłopca nie ukrywają, że dobrze by było znaleźć jakiegoś sponsora. Trener chłopca nie ma wątpliwości, że na Mateusza warto stawiać. – Ten chłopiec ma smykałkę do kierownicy. Do tego na treningach jest bardzo pracowity. Mateusz przez swoje poświęcenie, swoich rodziców, moje jako trenera, cały czas się rozwija i zdecydowanie jest perspektywicznym zawodnikiem. Liczymy na to, że pójdzie wyżej i będzie startował w kartingu otwartym, w mistrzostwach kraju i w zawodach pucharu Polski – podsumowuje trener Mateusz Bartsch.
Pójść w ślady idola
Pytamy Mateusza co tak najbardziej podoba mu się w tym sporcie. Po chwili namysłu odpowiada, że rywalizacja, duża szybkość. – I bardzo lubię, kiedy mi tak serduszko mocno pika – dodaje chłopiec. Pytany o swojego idola, odpowiada bez namysłu: – Sebastian Vettel. Niewtajemniczonym wyjaśnijmy, że Vettel to czterokrotny mistrz Świata Formuły 1, najmłodszy zwycięzca wyścigu Grand Prix. – Tak jak Vettel chcę w przyszłości jeździć i wygrywać w Formule 1 – mówi śmiało o swoim największym marzeniu Mateusz Rajwa. Być może warto zapamiętać to nazwisko. Niewykluczone, że kiedyś będzie bardzo znane.
Artur Marcisz