Duży Kaliber: Wytrop sprawcę czyli zagadka kryminalna
Napad w sierpniowe popołudnie
Radiowóz z policjantami szybko mijał kolejne zatłoczone uliczki. Informację o napadzie policjanci otrzymali kilkanaście minut po godzinie 15.00. To czas popołudniowych korków i powrotów z pracy, ale nie minął kwadrans gdy samochód z policjantami zaparkował pod sklepem jubilerskim. Pół godziny wcześniej do środka miał wbiec mężczyzna z bronią i skraść kosztowne wyroby.
– Dzień dobry, chciałbym rozmawiać z właścicielem – powiedział wchodząc do sklepu komisarz Jakub Szarek.
Z tłumu gapiów wyszedł elegancko ubrany mężczyzna. – To ja panie komisarzu. Nazywam się Sebastian Zielonka. Okradli mnie ze wszystkiego – mówił łamiącym się głosem mężczyzna po sześćdziesiątce.
– Spokojnie, proszę się nie denerwować. Chciałbym, aby opowiedział mi pan o napadzie – uspokajał policjant.
– To było zaraz po moim przyjściu do pracy. Zawsze przychodzę przed 15.00 do sklepu i zajmuje się papierami. Dziś byłem sam, więc dodatkowo zajmowałem się obsługą, bo pani Basia, nasza sprzedawczyni, musiała szybciej wyjść. Tak jak mówiłem, zajmowałem się dokumentami w biurze. Nagle na zaplecze wtargnął zamaskowany mężczyzna z bronią w ręku. Kazał mi ładować kosztowności do torby a następnie uciekł – tłumaczył jubiler.
– Ile panu zginęło?
– Jeszcze to szacuję, ale na pewno towar powyżej 100 tysięcy złotych.
– To duża suma.
– Tak, ale na szczęście byłem ubezpieczony.
– Rozsądnie – powiedział policjant rozglądając się po sklepie.
Policjant wiedział, że na gablotach nie będzie odcisków palców sprawcy napadu, bo towary pakował właściciel. Zamki w gablotach były nienaruszone, przy czym zamykane były tylko gabloty z najdroższymi towarami. Szarek wyszedł ze sklepu, bo sierpniowe słońce powodowało, że w środku było coraz goręcej. Nie pomagały nawet otwarte na oścież drzwi.
– Szefie, nikt w sklepach obok nie zwrócił uwagi na zamaskowanego mężczyznę. Nikt taki nie był tu widziany – mówił jeden z policjantów, który właśnie wrócił z obchodu okolicy.
– Pewnie nie uciekał w kominiarce. Mógł też nie biec, tylko odejść szybkim krokiem. Dobra pracujcie dalej, ja muszę jeszcze zamienić słowo z właścicielem – powiedział komisarz Szarek i wrócił do sklepu.
– Panie Sebastianie, mam takie nietypowe pytanie. Czy od momentu napadu ktoś dotykał drzwi do pana sklepu?
– Nie, raczej nie. Nie było takiej potrzeby.
–Czyli były tak samo otwarte tak jak teraz?
– Tak panie komisarzu. Otwieramy je i blokujemy klinem. Sam pan widzi, że wystawa wychodzi na południową stronę budynku i upał jest nie do zniesienia.
– No tak. Teraz jestem pewien, że żadnego napadu nie było, a pan wszystko wymyślił, aby dostać pieniądze z ubezpieczenia – powiedział komisarz Szarek uśmiechając się.
Skąd policjant wie, że napad został wymyślony?
Odpowiedź:
Zielonka powiedział, że siedział na zapleczu gdy doszło do napadu. Tam miał zostać zaskoczony przez bandytę. Nikt nie pracowałby na zapleczu, gdy w sklepie nie ma nikogo, drzwi są otwarte na oścież a większość gablot niezabezpieczona. Dlatego Szarek domyślił się, że Zielonka kłamie.