Nielogiczne żądanie marszałka
WODZISŁAW ŚL. We wrześniu w wodzisławskim urzędzie miasta został przeprowadzony przetarg na sprzedaż sortowni. Zgłosiło się dwóch oferentów. Wygrała spółka Eko z Rybnika. Zapłaciła 1,8 mln zł. Dwa lata temu cena wywoławcza wynosiła 3,3 mln zł.
Może się jednak okazać, że miasto będzie musiało zwrócić część środków pozyskanych na budowę sortowni. Nie ma to związku ze sprzedażą linii, ale z projektem unijnym. Otóż miasto pozyskało pieniądze na budowę linii w ramach projektu unijnego. A każdy projekt unijny wiąże się z tak zwaną „trwałością”. W praktyce oznacza to, że jeśli miasto czy gmina otrzyma na jakieś działanie, czy inwestycje pieniądze, to przez określony czas musi prowadzić to działanie lub inwestycję na wcześniej ustalonych zasadach. W przypadku sortowni tak się nie stało, bo linia została wyłączona z użytkowania. – Powodem ewentualnego zwrotu środków jest wyłączenie linii sortowniczej z działalności w okresie trwałości projektu. Chodzi o dwa lata, w których czasie linia nie mogła funkcjonować ze względu na zmienioną ustawę o gospodarce odpadami. Weszła ona w życie w 2013 roku i wyłączyła z użycia wszystkie tego typu samorządowe instalacje – tłumaczy rzecznik Urzędu Miasta w Wodzisławiu Anna Szeda-Piguła.
Zwrotu środków od miasta oczekuje urząd marszałkowski. Początkowo mówiono o zwrocie 1 mln zł, dziś wyliczona kwota do zwrotu wynosi 578 tys. zł. Póki co Wodzisław nie zamierza zwrócić naliczonej kwoty. Miasto uważa, że to odgórne przepisy spowodowały konieczność wyłączenia linii sortowniczej, na co Wodzisław nie miał wpływu. – Aktualnie w urzędzie marszałkowskim toczy się postępowanie w tej sprawie. Jesteśmy na etapie negocjacji i wyjaśnień. Rozważane jest wystąpienie na drogę sądową – informuje Anna Szweda-Piguła. (mak)