Gmina jak rodzina. Wszyscy pomagali po pożarze
– Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Utworzyłam i usłyszałam dramatyczne słowa: „niech pani ucieka, bo dach się pali” – Gabriela Barańska z Lubomi wspomina groźny pożar, w którym jej rodzina straciła dobytek życia. Jednak najbardziej zapamięta to, co było potem – ogromną pomoc i życzliwość lokalnej społeczności.
LUBOMIA Ten dzień mieszkańcy niewielkiego domu przy ulicy Akacjowej w Lubomi zapamiętają długo. Kilkanaście minut po godzinie 11.00 doszło do groźnego pożaru budynku. W ogniu stanął dach i poddasze domu. Kłęby czarnego dymu było widać z daleka. Mimo szybkiej akcji strażaków spaleniu uległo całe poddasze budynku. W zdarzeniu nikt nie został poszkodowany, ale mieszkańcy domu - czteroosobowa rodzina Barańskich - stracili dobytek swojego życia. W obliczu ogromnej tragedii na medal spisała się cała lubomska społeczność.
Dziwne odgłosy
– Akurat byłam w domu sama. Córki były w szkole, mąż w pracy - wspomina feralny dzień Gabriela Barańska. - Nagle usłyszałam dziwne szelesty. Nie wiedziałam, skąd one dobiegają - dodaje. Intuicyjnie pani Gabriela zeszła do piwnicy, żeby sprawdzić, czy źródłem odgłosów jest piec. Okazało się, że nie. Poszła więc do łazienki. Tam też nie działo się nic niepokojącego. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Utworzyła i usłyszała dramatyczne słowa: „niech pani ucieka, bo dach się pali”. Człowiek, który poinformował panią Gabrielę o pożarze, był zwykłym przechodniem, po prostu przechodził obok jej domu. Zareagował. Wezwał też straż pożarną. - Wybiegłam z domu. Zobaczyłam, co się dzieje. Był moment, że chciałam wrócić do domu po dokumenty. Ale było już za późno. Stałam i bezradna patrzyłam, jak płonie nasz dom. To było straszne, to był moment - wspomina kobieta. Dach pokryty był onduliną, co znacznie przyśpieszyło rozprzestrzenienie ognia.
Rodzina Barańskich otrzymała dom po babci pani Gabrieli. Mieszkali na górze, bo wcześniej babcia zajmowała dół. Na górze były więc wszystkie ich meble, przedmioty, pamiątki rodzinne. Stracili cały dobytek.
Samochód stał koło domu
Pożar przeniósł się też na garaż. Dach garażu został strawiony przez ogień. Samochód był zaparkowany tuż przy domu. Gdyby nie błyskawiczna reakcja jednego z sąsiadów Barańskich, pojazd też by spłonął. - Sąsiad zapytał, gdzie mam klucze do samochodu. W pierwszej chwili pomyślałam, że są na górze, że nie da się po nie wejść. Ale przypomniałam sobie, że są w drzwiach wejściowych, razem z kluczami do domu. Sąsiad wbiegł po nie do środka, wyciągnął, szybko odpalił samochód i odjechał nim w bezpieczne miejsce. W przeciwnym razie stracilibyśmy również samochód - mówi pani Gabriela.
Przyszło kilkadziesiąt osób
W obliczu takiej tragedii, piękną postawą wykazała się społeczność gminy Lubomia. Pomoc zaczęła płynąć szerokim strumieniem. - Niewiele pamiętam z dnia pożaru. Byłam w szoku. Wszystko widziałam w czarnych barwach. Pamiętam jednak, że ludzie poodchodzili do mnie i przytulali. Chcieli dodać otuchy - podkreśla pani Gabriela.
Władze gminy Lubomia, sąsiedzi rodziny Barańskich, znajomi, ale też zupełnie obcy ludzie - wszyscy zaczęli organizować pomoc. Nagle na posesji zjawiło się kilkadziesiąt osób. Przynosili ubrania, artykuły higieniczne, deklarowali pomoc finansową. Do tego własne siły i zaangażowanie.
– Gdy tylko dowiedziałam się o pożarze, razem z mężem przyjechaliśmy z Brzezia do Gabrieli - mówi pani Agnieszka, siostra Gabrieli Barańskiej. - Nagle podszedł do mnie sąsiad Gabrieli i pyta: „No to co trzeba dziś zrobić? Pozbieram kolegów emerytów i zaczynamy”. I za chwilę byli. Dla nich było to takie oczywiste, że trzeba pomóc - podkreśla pani Agnieszka.
Wynoszenie zgliszczy, sprzątanie. Wszystko szło błyskawicznie. Mężczyźni ładowali pozostałości do podstawionej przyczepy. Pomoc okazała się nieoceniona.
Zasiłek i materiały
Z kolei władze gminy zaczęły organizować pomoc w zabezpieczeniu dachu. Nie było to łatwe, żeby w ten sam dzień ściągnąć specjalistów, którzy się tym zajmą, bo przedsiębiorcy mieli zobowiązania. Ale udało się. - Firma z Lubomi i firma z Syryni podjęły się tego zadania. Pojawiły się błyskawicznie. My przekazaliśmy materiały, a pracownicy firm zajęli się wykonaniem. Po 2,5 godz. dach był zabezpieczony - mówi zastępca wójta Lubomi Bogdan Burek. - Cała społeczność gminy Lubomia spisała się na medal. Wiele osób pomagało. To budujące. Wielkie ukłony również dla naszych strażaków-ochotników – dodaje Burek.
Władze gminy podjęły decyzję nie tylko o wsparciu materiałowym, ale i finansowym. - Przekazaliśmy poszkodowanej rodzinie 6 tys. zł zasiłku celowego - mówi wójt Lubomi Czesław Burek.
Dziękują każdemu
Rodzina Barańskich nie kryje wdzięczności wobec wszystkich, którzy okazali im serce. - Jesteśmy tak wdzięczni. Dostaliśmy ogromną pomoc. Od wójtów, przedstawicieli gminy, sąsiadów, przyjaciół, rodziny, przedsiębiorców, sklepikarzy, księży, strażaków, mieszkańców gminy, mieszkańców innych miast i gmin, szkolnych społeczności... Nie jestem w stanie wszystkich wymienić, ale po prostu dziękuję. Nie wiem, jakbyśmy sobie bez tego poradzili. Gminna społeczność okazała się jak rodzina. Oddała nam swoje serce. Mając taką pomoc, łatwiej przez to wszystko przejść - podkreśla pani Gabriela.
Odbudowa domu
Po pożarze rodzina Barańskich zamieszkała u siostry pani Gabrieli w Brzeziu. - Przygarnęli nas i bardzo pomagają. Taka rodzina to skarb - docenia pani Gabriela. Nie ukrywa jednak, że jej marzeniem jest powrót do odbudowanego domu.
Firmy, które po pożarze zabezpieczały dach, zadeklarowały wsparcie przy jego odbudowie. - Tydzień po pożarze zaczęli prace. Jesteśmy tak pozytywnie zaskoczeni. Pracują tam dzień w dzień. Prawie skończyli. Trudno wyrazić naszą wdzięczność - podkreśla pani Gabriela.
Przed rodziną Barańskich jeszcze ogrom prac. Nie wiadomo, kiedy zakończy się odbudowa. Trzeba wymienić wszystkie instalacje, wykonać szereg prac budowlanych i wykończeniowych. Potrzeby są ogromne. Dlatego każde wsparcie jest nieocenione. Pomoc finansowa, materiały budowlane i wykończeniowe - to potrzeby numer jeden.
Ze zgliszcz udało się ocalić kilka zdjęć. - Były popalone, zamoczone po akcji gaśniczej i utworzyły nieforemną zbitkę. Ale z tej zbitki udało nam się uratować kilka fotografii. Dzieci będą miały jakąś pamiątkę - mówi pani Gabriela. - Pożar był traumatycznym wydarzeniem. Przez kilka nocy nie spałam. Najważniejsze, że nikt nie stracił zdrowia. A dom? Mocno wierzymy, że uda się go odbudować - puentuje pani Gabriela. Magdalena Kulok
Apel o pomoc!
Rodzina z Lubomi, która straciła dobytek życia w pożarze, potrzebuje wsparcia. Chcesz pomóc? Podajemy numer konta, na które można przekazywać środki: Gabriela Barańska ul. Akacjowa 2 44-360 Lubomia
ING BANK ŚLĄSKI 45 1050 1403 1000 0092 2532 5258