Pogrzeb legendy
Mieszkańcy gminy Lubomia pożegnali Bordynowską Panią po raz drugi. - Składamy Zofię Eleonorę w ręce Boga Wszechmogącego, gdyż jest to najbezpieczniejsze miejsce - mówił ks. Jan Szarek, emerytowany biskup kościoła ewangelicko-augsburskiego. Bordynowska Pani zawsze była bliska mieszkańcom okolicznych ziem. Legendę o niej przekazywano z pokolenia na pokolenie.
SYRYNIA, GRABÓWKA Czerwiec 2015 roku. Historyczne wzgórze Kopiec w Syryni. Roztacza się stąd piękny widok na okolicę. Na wzgórzu stoi ceglany, rozpadający się słup, przy którym trwają badania archeologiczne. Kieruje nimi Sławomir Kulpa, dyrektor wodzisławskiego muzeum. Pod warstwą ziemi badacze odkryli dwie krypty. A w nich ludzkie szczątki. Zakrojone na szeroką analizy i interdyscyplinarne badania potwierdzają, że szczątki należą do dawnej właścicielki Grabówki, czyli Zofii Eleonory von Bodenhausen (1676-1751), zwanej przez miejscową ludność Bordynowską Panią, a także do dwójki jej przedwcześnie zmarłych, niepełnosprawnych dzieci: Heinricha Erpo (1699-1717) i Anny Magdaleny (1701-1717).
Maj 2018 roku. Drogą wśród pól, od Grabówki w kierunku wzgórza z pomnikiem, kroczy żałobny kondukt. To powtórny pogrzeb Bordynowskiej Pani. Na czele konduktu konny karawan z przełomu XIX i XX w. W karawanie rekonstrukcja XVIII-wiecznej, obitej aksamitem trumny ze szczątkami Bordynowskiej Pani i jej dzieci. Z nieba leje się żar. Upał nie odstrasza. Za karawanem idzie mnóstwo mieszkańców Grabówki, Syryni i okolicznych miejscowości. Odprowadzają Bordynowską Panią, która powtórnie zostanie pogrzebana na Kopcu.
Tajemnice odkryte
Okres pomiędzy badaniami archeologicznymi a ponownym pochówkiem należał do niezwykle intensywnych. Pozwolił odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących Zofii Eleonory von Bodenhausen, której postać od lat budziła ciekawość. Szczątki Bordynowskiej Pani zostały poddane szczegółowym badaniom, dzięki którym specjaliści dokonali rekonstrukcji twarzy kobiety, poznaliśmy jej kondycję biologiczną. Żeby znaleźć materiały źródłowe, przeszukano też polskie, niemieckie i czeskie archiwa. Sławomir Kulpa odtworzył jej życiorys.
Decyzja o powrocie
Wiadomo, że Bordynowska Pani urodziła się w Brzegu. Pochodziła z rodu Reiswitzów, który od 1603 r. był właścicielem dworu w Grabówce. W wieku 17 lat wyszła za mąż za o wiele starszego Melchiora Otta von Bodenhausena i przejęła jego nazwisko. Dwa lata później, w 1695 r., jako jedyne dziecko Jerzego Reiswitza odziedziczyła rodzinny majątek i została jedyną kobietą nim zarządzającą. Była człowiekiem światłym, dobrą żoną, matką siedmiorga dzieci. Zawsze pamiętała o lokalnej społeczności i dbała o jej dobro. Grabówkę sprzedała w 1731 r. i przeniosła się do Brzegu, gdzie spędziła ostatnie 20 lat życia. I choć cieszyła się tam wielką estymą, to wyraźnie zaznaczyła, że chce być pochowana w rodzinnej Grabówce.
„Gdy umrę, moje ciało włóżcie do trumny, którą postawcie na prostym wozie, ciągniętym przez dwa białe woły. Gdzie trzeci raz się zatrzymają, tam mnie pochowajcie” - takiego pochówku według legendy zażyczyła sobie Zofia Eleonora von Bodenhausen. Woły miały się zatrzymać właśnie na Kopcu. Przypuszcza się jednak, że Zofia Eleonora - jako ewangeliczka - po prostu nie mogła spocząć na miejscowym katolickim cmentarzu.
Sens życia
Ponowny pochówek Bordynowskiej Pani był miał szczególny charakter. - Zależało mi, żeby Zofia Eleonora von Bodenhausen, osoba niezwykle zasłużona dla tych ziem, była pochowana z godnością. Baronowa całym swoim życiem pokazała, co jest najważniejsze. A najważniejsza jest miłość. To ona kreśli sens naszego życia - mówi Sławomir Kulpa, dyrektor Muzeum w Wodzisławiu Śląskim. Miłość w tym wypadku miała szczególny wymiar. Zofia Eleonora wróciła nie tylko do miejsca, gdzie się urodziła. Wróciła tam, gdzie pochowano dwójkę jej przedwcześnie zmarłych dzieci.
Gdy trumna ze szczątkami Bordynowskiej Pani i jej dzieci znalazła się w przygotowanym wcześniej grobie, ludzie kładli obok czerwone róże. W uroczystości wzięli też udział członkowie grupy rekonstrukcyjnej, dzięki której oddane zostały realia tamtejszej epoki.
Posługę liturgiczną pełnili ks. Jan Szarek - biskup-senior kościoła ewangelicko-augsburskiego oraz pastor Daniel Ferek z Wodzisławia Śląskiego. - Chcemy powtórnie pożegnać śp. Zofię Eleonorę. I chcemy to uczynić Słowem Bożym. Módlmy się za naszą zmarłą współsiostrę - rozpoczął ks. Daniel Ferek, proboszcz parafii ewangelicko–augsburskiej w Wodzisławiu.
Z kolei biskup-senior Jan Szarek podkreślał, że uroczystość w gminie Lubomia ma charakter ekumenicznego świadectwa, wspaniałej pamięci historycznej, a także że przypomina, iż „jesteśmy tylko spadkobiercami tych”, którzy wyprzedzili nas w drodze do wieczności. - Składamy Zofię Eleonorę w ręce Boga Wszechmogącego, gdyż jest to najbezpieczniejsze miejsce - powiedział.
Nieraz padło zdanie, że na szacunek zasługuje to, że pamięć o Bordynowskiej Pani przetrwała prawie 300 lat. - To fenomen. Głęboko wierzę, że mieszkańcy nadal będą kustoszami tej pamięci i że będą dbać o miejsce pochówku Zofii Eleonory - mówił dyrektor Sławomir Kulpa.
W oczach mieszkańców
O miejsce pochówku nadal zamierzają troszczyć się władze gminy. Przypomnijmy, że gmina sfinansowała renowację pomnika, badania, a także przekazała środki na przygotowanie uroczystości. Razem około 110 tys. zł. - Będziemy dbać o to miejsce - podkreśla wójt gminy Lubomia Czesław Burek.
Dbać o miejsce pochówku będą także mieszkańcy. To nie ulega wątpliwości. Nie tylko badania archeologiczne i ostatnia uroczystość spowodowały, że o Zofii Eleonorze się dyskutuje. O niej mówiło się zawsze. - To nasze dziedzictwo kulturowe - zaznacza sołtys Grabówki, Gabriela Świerzy. - Legenda o Bordynowskiej Pani jest przekazywana z pokolenia na pokolenie w wielu rodzinach. Opowiadała ją moja babcia, a z kolei ja opowiadałam ją swojemu wnukowi i razem odwiedzaliśmy pomnik na wzgórzu - podkreśla.
Jeszcze nie tak dawno Bordynowska Pani była wyłącznie dość tajemniczą bohaterką legendy. Dziś jest postacią historyczną, o której życiu sporo wiadomo. - Dziś wiemy, że swoje w życiu przeszła, że miała siedmioro dzieci, w tym dwoje niepełnosprawnych, a także że dożyła słusznego wieku. W chwili śmierci była już starszą osobą, o czym się nie mówiło - dodaje pani sołtys.
Dzięki badaniom, które przeprowadzili eksperci, Bordynowska Pani stała się mieszkańcom jeszcze bliższa. - W Grabówce jest ulica Bordynowskiej Pani. Mieszkańcy nie tylko tej ulicy, ale także pozostali, czuli się w obowiązku, by uczestniczyć w ponownym pochówku. Nie wszyscy, ze względu na wiek, mogli dotrzeć aż do wzgórza, ale chcieli przynajmniej przy kaplicy pożegnać Zofię Eleonorę - dodaje pani sołtys. - Tym, którzy byli, uroczystość się podobała - przyznaje z kolei sołtys sąsiedniej Syryni, Antoni Pawełek. (mak)