5-latek spadł ze skarpy bo miasto zlekceważyło sygnały rodziców
Na placyku manewrowym w Radlinie doszło do incydentu z udziałem 5-letniego rowerzysty. - Na szczęście tym razem skończyło się na płaczu i kilku siniakach, ale mogło o wiele gorzej - mówi nam naoczny świadek wydarzeń.
RADLIN Placyk manewrowy dla dzieci miał pozwalać na zdobycie praktycznej wiedzy na temat zasad prawidłowego poruszania się po jezdni małym rowerzystom. Tymczasem zagraża ich bezpieczeństwu. Wracamy do sprawy groźnej i dotąd niezabezpieczonej kilkumetrowej stromej skarpy na terenie miasteczka ruchu drogowego dla dzieci w Radlinie.
Płacz i siniaki
14 października raciborzanka pani Agnieszka wybrała się ze swoim kilkuletnim synem oraz przyjaciółmi i ich pociechą na wycieczkę do Radlina. Miejscem wyprawy było miasteczko ruchu drogowego przy ul. Mariackiej. - Odwiedziłam to miejsce po raz pierwszy. Na pierwszy rzut oka wydawało się bardzo przyjazne najmłodszym z dużą ilością zieleni. Czar prysł po zwiedzeniu całego placyku - mówi pani Agnieszka. - Moje obawy wzbudziła skarpa, która rozpościera się po prawej stronie miasteczka. Z obawy o bezpieczeństwo mojego syna, zabroniłam mu jeździć na rowerze w tym rejonie - dodaje. Obawy pani Agnieszki okazały się niestety słuszne. 5-letni syn jej przyjaciół stoczył się na rowerze ze skarpy. - Chłopiec nie skręcił na zakręcie i z impetem zjechał kilka metrów w dół, wpadając przy tym w kępy pokrzyw - relacjonuje pani Agnieszka. Dodaje, że rodzice chłopca szybko pobiegli do malca, sprawdzić, w jakim jest stanie. Na szczęście skończyło się na płaczu, strachu i siniakach. - Fizycznie chłopcu nic się nie stało. Troszkę się poobijał i poparzył pokrzywami. Nie zmienia to faktu, że w tym miejscu powinny być jakieś zabezpieczenia, aby do takich sytuacjami nie dochodziło. Finał tego wypadku mógł wyglądać zupełnie inaczej - podkreśla pani Agnieszka.
Sygnały były wcześniej
Przypomnijmy, że pod koniec września na łamach Nowin Wodzisławskich w artykule „Skarpa grozy. Rodzice boją się o dzieci” poruszaliśmy już sprawę bezpieczeństwa maluchów na placyku manewrowym w Radlinie. Wówczas zgłosiła się do nas wodzisławianka, która podczas zabawy ze swoim kilkuletnim synem, zauważyła stromą i niebezpieczną skarpę na terenie miasteczka. Apelowała, by w tym newralgicznym miejscu pojawiło się ogrodzenie. Tak by w razie upadku dziecko zatrzymało się na nim, a nie na ziemi kilka metrów niżej. Wówczas wątpliwości wodzisławianki dotyczące bezpieczeństwa na placu przekazaliśmy urzędnikom radlińskiego magistratu. Zapowiedzieli, że sprawa zostanie omówiona z pracownikami Zakładu Gospodarki Komunalnej w Radlinie.
Miasto nic nie zrobiło
Teraz zaś miasto zachowuje się, jakby po raz pierwszy słyszało o problemie. - Nie dotarły do nas żadne sygnały dotyczące jakiejkolwiek niebezpiecznej sytuacji w tym miejscu, dlatego trudno nam się odnieść do sprawy - komentuje wypadek kilkulatka Marek Gajda. - Pamiętajmy, że nawet na tak bezpiecznym miejscu, jak placyk rowerowy, dziecko musi zostawać pod opieką osoby dorosłej i żadne zabezpieczenia tego nie zmienią - podkreśla. Dodaje, że sezon korzystania z miasteczka aktualnie się kończy, więc miasto nie będzie teraz podejmować żadnych działań inwestycyjnych na tym terenie. - Być może wrócimy do tego na wiosnę, tuż przed rozpoczęciem kolejnego sezonu - mówi Gajda.
(juk)