Na wstępie: Po tym strajku wygranych nie będzie
Artur Marcisz - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Zgodnie z zapowiedziami 8 kwietnia rozpoczął się bezterminowy strajk nauczycieli. Według ekspertów był on jedynie kwestią czasu, bo nauczyciele nie załapali się na podwyżkowy boom, który zapanował w krajowej gospodarce w ostatnich latach. Średnia wynagrodzeń w gospodarce rosła, a tymczasem nauczycielskie pensje stały. Nauczyciele więc swoje racje i powody do niezadowolenia mają.
Sądząc jednak po odbiorze społecznym, tego strajku nie wygrają. Być może w kwestiach finansowych owszem uda im się wywalczyć poprawę warunków płacy. Wizerunkowo nauczyciele jednak mocno stracą. Z dwóch powodów. Pierwszym jest wysokość żądanej podwyżki. Mało który Polak może liczyć na podwyżkę w wysokości od razu 1000 zł brutto, a tyle domagają się centrale związkowe. Uparte trwanie przy takiej kwocie podwyżki, przy kolejnych propozycjach rządu, sprawi, że nauczyciele mogą stracić sympatię dużej części społeczeństwa. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że w toku negocjacji mówi się już tylko o pieniądzach, a przecież na początku związkowcy mówili również o poprawie programów szkolnych itp.
Powód drugi, chyba jednak poważniejszy, to zarówno termin strajku - w okolicach egzaminów gimnazjalnego, ósmoklasisty i matur - jak i jego skala, która skutkuje tym, że od wczoraj szkoły i przedszkola praktycznie stanęły. Rodzice kilkudniowy strajk może jeszcze zrozumieją, ale jeśli będzie się przedłużał, wkurzą się. A jeśli naprawdę uderzy w uczniów szykujących się do egzaminów, to niezadowolenie może być jeszcze większe.