11 lekarzy złożyło wypowiedzenia. W tym spec od endoprotez
Szpital w Wodzisławiu Śląskim i Rydułtowach boryka się z brakiem lekarzy. Aż 11 złożyło wypowiedzenia. Wśród nich jest szef wodzisławskiego oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej dr Maciej Wrotniak.
WODZISŁAW ŚL. W całej Polsce nabrzmiewa problem braku lekarzy, głównie specjalistów. Kryzys dotknął również szpital w Wodzisławiu i Rydułtowach. W trakcie okresu wypowiedzenia umów jest łącznie 11 lekarzy, w tym 3 lekarzy z oddziałów chorób wewnętrznych. Największą grupę, która złożyła wypowiedzenia, stanowią lekarze z oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej szpitala w Wodzisławiu. Z tego oddziału chce odejść 6 lekarzy. W tym ich szef, czyli kierujący oddziałem dr Maciej Wrotniak. - Termin wypowiedzenia umowy lekarza kierującego oddziałem chirurgii urazowo-ortopedycznej upływa z dniem 30 kwietnia bieżącego roku - przyznaje rzecznik prasowy szpitala w Wodzisławiu i Rydułtowach Sławomir Graboń.
Dyrektor szpitala w Wodzisławiu Śląskim i Rydułtowach Dorota Kowalska uspokaja, że nowy zespół oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej jest kompletowany. - Mamy nadzieję, że ciągłość pracy oddziału i standard wykonywanych świadczeń zostaną zachowane. Dodam, że kilku z lekarzy, którzy złożyli wypowiedzenia, nadal chce dyżurować w naszym szpitalu. Jesteśmy w trakcie rozmów - mówi dyrektor Kowalska.
Szpital bez przerwy prowadzi nabór. Poszukiwani są zarówno lekarze, jak i pielęgniarki. - Dyrekcja szpitala prowadzi zintensyfikowane działania mające na celu pozyskanie personelu lekarskiego między innymi poprzez stałe ogłaszanie naborów na wolne stanowiska oraz konkursów na udzielanie świadczeń zdrowotnych w szpitalu - podkreśla rzecznik prasowy szpitala Sławomir Graboń. Nawet za pośrednictwem mediów społecznościowych szpital ogłasza, że „zatrudni lekarzy ze specjalizacją lub w trakcie specjalizacji w dziedzinie chorób wewnętrznych do pracy w oddziałach wewnętrznych i izbie przyjęć zarówno w ordynacji podstawowej, jak i na pełnienie dyżurów lekarskich”.
Spec od endoprotez
Dla szpitala odejście kierownika oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej to duża strata. Do tej pory szpital szczycił się tym, że dr Maciej Wrotniak jest częścią załogi. Pod jego kierownictwem oddział mocno się rozwinął. Świadczą o tym twarde dane. W pierwszej połowie 2016 r. w szpitalu wykonywano zaledwie 29 zabiegów endoprotezoplastyki, natomiast w pierwszej połowie 2018 r. było to już 179 zabiegów endoprotezoplastyki! Wodzisławska ortopedia znalazła się też w gronie najlepszych ośrodków w kraju, jeśli chodzi o chirurgię barku. Ogólna liczba operacji przeprowadzonych przez zespół oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej także wzrosła. W 2015 r. były to 884 operacje, a w 2017 r. już 1349 operacji. Natomiast tylko od stycznia do listopada 2018 r. przeprowadzono aż 1413 operacje.
Skomplikowany problem
Problem braku lekarzy dotyczy całej Polski i jest bardzo złożony. Mamy najmniej lekarzy na mieszkańca w całej Europie. Na rynku pracy lekarzy jest jak na lekarstwo. Specjalistów ubywa, bo część wyjeżdża do pracy za granicę, ale także zwyczajnie się starzeją. W wielu regionach brakuje ich następców, co wynika m.in. ze specyfiki kształcenia lekarzy. Studia trwają sześć lat, ale absolwent osiąga tytuł zawodowy dopiero po odbyciu obowiązkowego stażu, który otwiera mu z kolei możliwość uzyskania prawa do zajmowania się konkretną dziedziną medycyny. A to kolejne lata. Dopiero po tym czasie można zająć się specjalistycznym leczeniem. Wystarczy też spojrzeć na wykaz przyznanych miejsc rezydenckich dla lekarzy i dentystów, którzy rozpoczną specjalizacje. Dla przykładu - w skali całego kraju przyznanych zostanie tylko 31 miejsc dla chirurgów onkologicznych, 16 miejsc dla kardiologów lub 3 miejsca dla endokrynologów, do których już teraz kolejki są dramatycznie długie. Dla specjalistów chorób wewnętrznych przewidziano 229 miejsc w skali kraju. A już teraz większość szpitali ma problem ze znalezieniem lekarzy tej specjalizacji.
Z kolei lekarze, którzy pracują w szpitalach, w tym w izbach przyjęć - czują się przemęczeni, bo zbyt mała obsada lekarska skutkuje natłokiem obowiązków. Niektórzy rezygnują i wybierają pracę w tzw. podstawowej opiece zdrowotnej.
Starosta: nawet wysokie stawki nie pomagają
O problemie wie Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu, które jest organem prowadzącym dla szpitala. - Problem braku lekarzy jest już tak dotkliwy, że podejmowane przez PPZOZ próby pozyskania kadry medycznej oznaczają konieczność proponowania i akceptowania bardzo wysokich stawek wynagrodzenia. Mimo to sytuacja się nie poprawia, nawet przy stawkach rzędu ponad stu złotych za godzinę. Tak więc dopóki nie zostaną wprowadzone rozwiązania systemowe na szczeblu centralnym niestety będziemy mieć do czynienia z trudną sytuacją organizacyjną w całej publicznej służbie zdrowia - mówi Leszek Bizoń, starosta wodzisławski, dodając, że lokalne władze nie mają po prostu instrumentów prawnych i finansowych do poprawy sytuacji. Magdalena Kulok
Największe bolączki okiem lekarza
Udało nam się porozmawiać z lekarzem pracującym w wodzisławsko-rydułtowskim szpitalu. Lekarz chce zachować anonimowość (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Opowiedział nam o największych problemach zarówno szpitala w powiecie wodzisławskim, jak i problemach systemowych.
– Jako lekarze pracujący na oddziałach wewnętrznych protestujemy przeciwko złym warunkom pracy, mogącym skutkować zagrożeniem dla życia i zdrowia naszych pacjentów. Mamy w tej chwili najmniej lekarzy przypadających na chorych w Europie, ponad dwa razy mniej niż w sąsiednich Niemczech. I podobny niedobór pielęgniarek. Średnia wieku pracowników naszego szpitala to około 52 lata - mówi wprost. Ale po chwili do daje. - Problem nie jest do rozwiązania na poziomie powiatu. Wadliwe jest polskie prawo. Obecny stan można porównać do katastrofy - podkreśla.
Chory system
– Wszystkie problemy finansowe szpitali powiatowych i fakt braku nieopłacalności oddziałów wewnętrznych wynikają z nieuwzględnienia wielochorobowości pacjentów, a nie z braku procedur wysokospecjalistycznych - podkreśla nasz rozmówca. Obecnie coraz więcej pacjentów trafia do szpitala nie z jednym schorzeniem, ale z kilkoma. Problemem jest to, w jaki sposób Narodowy Fundusz Zdrowia „zlicza” te schorzenia. W skrócie - ile realnie szpital otrzymuje za leczenie takiego pacjenta. A otrzymuje o wiele za mało. Problemem jest niedofinansowanie.
Roboty dodatkowe
Brakuje asystentów medycznych. Mimo, że lekarzy i pielęgniarek jest jak na lekarstwo, to zrzuca się na nich cały szereg „papierkowej” roboty. W efekcie zamiast wykorzystywać swoją wiedzę do tego, by leczyć pacjentów, zajmują się biurokracją. - Wykonujemy mnóstwo czynności, które można by zlecać asystentom medycznym - mówi lekarz. - Na izbie przyjęć asystent medyczny lub sekretarka - osoba rejestrująca, powinny poinformować pacjenta o możliwym czasie oczekiwania na wizytę i zalecić towarzyszenie tylko jednej osoby, która do tej pory zajmowała się problemami chorego - uważa lekarz. - Na oddziałach wewnętrznych, ze względu na niedobory lekarskie, powinno wdrożyć się w trybie natychmiastowym funkcję asystentów medycznych. Ich rolą byłoby - mając autoryzację lekarzy, czyli podpis i pieczątkę, m.in. wpisywanie zleconych badań do szpitalnego systemu informatycznego (AMMS) lub innego systemu informatycznego, przepisywanie kart zleceń lekarskich - ich późniejsze sprawdzenie i „uprawomocnienie” należałoby do obowiązków lekarzy, a także ustalanie terminu konsultacji międzyoddziałowych przy pomocy personelu pomocniczego. Powyższe rozwiązania ułatwiłyby pracę lekarzy i zwiększyłyby czas przeznaczony na rozwiązywanie problemów pacjentów - podkreśla lekarz.
Opisane zadania mogłyby również wykonywać pielęgniarki (zlecanie badań i przepisywanie karty zleceń). - Ale oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem - zaznacza lekarz. Dobrym rozwiązaniem byłoby też umieszczenie przy łóżkach chorych pielęgniarskich kart obserwacyjnych - kart gorączkowych. - Umożliwiłoby to dokładniejsze spisywanie parametrów opieki pielęgnacyjnej i spowodowałoby duże ułatwienie dla personelu średniego, a dla pacjentów wrażenie większej troski ze strony personelu.
Pacjencie, pomóż lekarzom i pielęgniarkom
Pacjenci często narzekają na długi czas oczekiwania. A jest coś, co może pomóc w jego skróceniu. To właściwe przygotowanie do wizyty. Bardzo często jest tak, że pacjent trafia do lekarza i rozmowa wygląda tak:
- Przyjmuje pan jakieś leki?
- Coś tak, ale nie pamiętam.
- Ma pan wyniki badań?
- Nie wziąłem, mam w domu.
- Ma pan historię choroby?
- Nie przy sobie.
Skutek jest taki, że personel szpitala musi poświęcić znacznie więcej czasu na ustalenie podstawowych informacji, a przecież ten sam czas można by było poświecić na realne leczenie już następnej osoby. - Dlatego proszę i apeluję. Szanowni pacjenci, przygotujcie się do wizyty. Miejcie przygotowaną listę przyjmowanych leków, historię choroby, przeprowadzone badania. To naprawdę ważne - podkreśla lekarz.
Absurdy z karetkami
Poważny problem to transport chorych, którzy trafiają na izby przyjęć. - Niech każdy z nas wyobrazi sobie wyimaginowaną sytuację, że stoicie przed drzwiami szpitala i doznaliście bólu w klatce piersiowej. Wzywacie numer alarmowy 999. Odbiera dyspozytor pogotowia w Gliwicach - analizuje waszą sytuację zdrowotną i wzywa transport z ratownikami medycznymi. Taki zespół Ratownictwa Medycznego podjeżdża do was, wykonuje EKG, dokonuje teletransmisji danych do najbliższego ośrodka kardiologicznego, np. w Raciborzu. Analizujący dane pacjenta kardiolog uważa za konieczne dowiezienie was do ośrodka kardiologii interwencyjnej w trybie natychmiastowym. Co robi zespół pogotowia? Od razu przewozi was w celu wykonania koronarografii w trybie pilnym do najbliższej kardiologii inwazyjnej - opisuje sytuację lekarz. I to jest odpowiednie działanie. Natomiast co się dzieje, kiedy ten sam pacjent trafia z bólem w klatce piersiowej na izbę przyjęć do powiatowego szpitala? Bo na przykład ktoś z rodziny przywiezie go na taką izbę. - Wtedy lekarz izby przyjęć po zbadaniu was i ocenieniu waszej sytuacji zdrowotnej jako pilnej - jak w przypadku opisanym powyżej - nie może zlecić podobnej karetki! Może jedynie zlecić wysłanie wam transportu za pomocą karetki specjalistycznej wraz z lekarzem np. z Katowic albo Rudy Śląskiem. Pacjent do czasu przyjazdu karetki musi być monitorowany na izbie przyjęć lub na oddziale. Czyli tracimy w ten sposób czas. A „czas to życie i zdrowie”, „czas to zdrowy mięsień sercowy”. Problem ten funkcjonuje od wielu lat i jest zgodny z prawem... Stawiam tezę, że powyższe rozwiązanie prawne zostało napisane dla interesu prywatnych firm transportowych a nie chorych! Standardem w takiej sytuacji jest dowieźć pacjenta w czasie do godziny do najbliższego ośrodka kardiologii inwazyjnej - bulwersuje się obecną sytuację lekarz.
Brakuje łóżek
Oddział chorób wewnętrznych I w wodzisławskim szpitalu jest czasowo zawieszony. Z powodu koniecznego remontu, ale też z powodu braku lekarzy. To oznacza, że w szpitalu w Wodzisławiu jest mniej łóżek. Zdaniem lekarza w ogóle nie powinno dojść do zawieszenie oddziału. - Zawieszenie oddziału chorób wewnętrznych I w Wodzisławiu Śląskim spowodowało, mimo dużych chęci i zaangażowania personelu, duże utrudnienia. Ciągle odczuwa się presję braku miejsc - mówi. Dodaje, że załoga interny jest przeciążona pracą, a mając codziennie ostry dyżur nie może pełnić należycie funkcji pomocniczej dla innych oddziałów zabiegowych, oddziału Intensywnej Opieki Medycznej i oddziału neurologicznego.
Pogotowie do naprawy
Zdaniem lekarza, konieczne jest wprowadzenie także innych zmian w działaniu pogotowia ratunkowego. Już personel pogotowia ratunkowego powinien zebrać podstawowe informacje dotyczące chorego. - A po przybyciu chorego do izby przyjęć powinna niezwłocznie nastąpić ocena stanu zdrowia chorego - tzw. triaż - czyli kwalifikacja chorego w zależności od stanu zagrożenia zdrowotnego, dokonana przez ratownika lub kierującego lekarzami - wyjaśnia.
Pilnie poprawić izbę przyjęć
Zmian wymaga izba przyjęć w Wodzisławiu. - Są tam fatalne warunki pracy dla personelu i dla przyjmowanych pacjentów. Pomieszczenie to jest stanowczo za małe, poza tym brakuje co najmniej pięć łóżek obserwacyjnych. W tym pomieszczeniu jest fatalna akustyka, a powstający podczas pracy pogłos bardzo utrudnia wypełnianie medycznych obowiązków - zaznacza.
Rolety
Problemem szpitalu w Wodzisławiu i Rydułtowach jest... temperatura. W lecie pomieszczenia mocno się nagrzewają. - Niezmiernie uciążliwym jest fakt przegrzewania się pomieszczeń. Problem mógłby być rozwiązany przez zastosowanie zewnętrznych rolet zewnętrznych i zakazu wietrzenia pomieszczeń o upalnej porze dnia. Idealnym rozwiązaniem byłoby zastosowanie klimatyzacji. Podobny problem dotyczy sal chorych. Zlecenie założenia rolet zewnętrznych powinno być priorytetem - uważa lekarz. (mak)