Schronisko niezgody. Niechęć czy racjonalne argumenty?
W budynku przy ul. Marklowickiej 17 w Wodzisławiu mają powstać kolejne mieszkania socjalne. To oznacza koniec schroniska dla bezdomnych mężczyzn, które od lat działa w jednej z części budynku.
WODZISŁAW ŚL. Miasto, a dokładnie spółka Domaro, wypowiedziało już umowę Towarzystwu Charytatywnemu „Rodzina”, które od lat prowadzi schronisko. Szczegółowo pisaliśmy na ten temat w poprzednim wydaniu „Nowin Wodzisławskich”. Początkowo schronisko miało się wynieść do końca października, teraz Domaro wskazuje inny termin - koniec stycznia 2020 r.
Wracamy do tego tematu, ponieważ sprawa ma jeszcze jeden wątek. - Zaskoczyło nas to wypowiedzenie - nie kryje żalu Grażyna Mnich, wiceprezes Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina”. Uważa, że od jakiegoś czasu miasto jest po prostu niechętne schronisku przy Marklowickiej. - Przez lata współpraca układała się bardzo dobrze. To zmieniło się w momencie, gdy nastąpiła zmiana we władzach miasta i wiceprezydentem została obecna prezes Domaro. Wtedy współpraca legła w gruzach. Czujemy, że nas nie chcą. A my tylko prosimy, żeby pozwolono nam tu dalej działać - apeluje.
Poprzednim wiceprezydentem Wodzisławia była Barbara Chrobok, która obecnie pełni funkcję prezesa spółki Domaro. - Jeśli pani Grażyna Mnich uważa, że wówczas współpraca uległa pogorszeniu, to być może dlatego, że ja nieco inaczej pojmowałam i nadal pojmuję funkcjonowanie schroniska dla osób bezdomnych - mówi wprost Barbara Chrobok. Dodaje, że jej zdaniem powinno być to miejsce, w którym robi się wszystko, by przebywające tam osoby wyszły z bezdomności. - Gdy byłam wiceprezydentem, spotkałam się kilkakrotnie z panią Mnich i rozmawiałyśmy na temat możliwości wychodzenia z bezdomności. Podkreślałam, że takie osoby powinny być aktywizowane, socjalizowane, uczone możliwości samodzielnego funkcjonowania w społeczności - wylicza obecna prezes Domaro. Mówi, że wtedy padały z jej strony różne propozycje. Na przykład żeby osoby bezdomne angażowały się w pracę na rzecz schroniska dla zwierząt, które jest w pobliżu, i uczyły się w ten sposób, że w życiu są obowiązki. - Pani Mnich nie była tym zainteresowana - uważa Barbara Chrobok.
Barbara Chrobok nawiązuje też do obecnej sytuacji. Tłumaczy, że miasto jest zobowiązane do tego, by zapewnić odpowiednią liczbę lokali socjalnych. - To niezbędne. Chodzi nie tylko o lokale przy ul. Marklowiciej. Potrzeb jest więcej - zaznacza. Dodaje, że spółka Domaro administruje budynkiem przy Marklowickiej i że pojawiają się też skargi mieszkańców z istniejących tam już lokali socjalnych, że czasami bezdomni nocują na wspólnych częściach budynku, bo np. są pijani i nie mogą być wpuszczeni do schroniska. - Nie możemy być obojętni na takie sygnały - mówi prezes Domaro.
Przypomnijmy, że Towarzystwo Charytatywne „Rodzina” realizuje projekt ze środków unijnych. Za ponad 1,64 mln zł. - Dzięki temu projektowi bezdomni mężczyźni mają szansę na to, by wyjść z bezdomności. Uczą się zawodu, uczestniczą w kursach na ochroniarza, ogrodnika, kursie komputerowym czy sprzątania. Prócz tego spotykają się z psychologiem czy innymi specjalistami - mówi Grażyna Mnich, o czym pisaliśmy już tydzień temu. Nie jest więc tak, że schornisko nie próbuje aktywizować osób bezdomnych.(mak)