40 lat temu spacyfikowano jastrzębskie kopalnie
Symbolem brutalnego poczynania komunistów w Stanie Wojennym jest krwawa pacyfikacja kopalni „Wujek” w Katowicach. Pierwsze strzały padły jednak dzień wcześniej na terenie kopalni „Manifest Lipcowy”.
REGION Jesienią 1981 r. sytuacja w kraju była wyjątkowo trudna. Przez Polskę przetaczały się kolejne fale strajków. Czuć było atmosferę zbliżającej się konfrontacji. Od wielu miesięcy władza ludowa przygotowywała plan siłowego rozprawienia się z „Solidarnością”. Postanowiła wcielić go w życie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. W nocy z 12 na 13 grudnia uformowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego z gen. Wojciechem Jaruzelskim na czele, która ogłosiła wprowadzenie stanu wojennego na terenie całego kraju.
Społeczeństwo było całkowicie zaskoczone obrotem sytuacji. Na ulicach Jastrzębia pojawiły się czołgi i żołnierze LWP. Mimo licznych aresztowań działaczy „Solidarności”, górnicy podjęli decyzje o rozpoczęciu strajków okupacyjnych na swoich kopalniach. Domagali się zniesienia stanu wojennego i uwolnienia swoich kolegów.
Komuniści nie mieli zamiaru tolerować protestu. Zapadła decyzja o siłowym stłumieniu strajku. Miała to być przestroga dla innych zakładów w kraju.
Wojsko pod kopalnią
Rankiem 15 grudnia pod kopalnię „Jastrzębie” podjechała kolumna czołgów i wozów opancerzonych. Zomowcy sforsowali bramę i zaatakowali cechownię, w której zgromadzeni byli górnicy. Do środka wrzucili gaz łzawiący, po czym zaczęli bicie pałkami. Uciekający z budynku wpadali wprost na szpaler zomowców urządzających „ścieżkę zdrowia”. Osoby z obrażeniami odwożone były do Szpitala Górniczego, z którego dzień wcześniej wypisano wielu chorych. Wieść o brutalnym pobiciu robotników z „Jastrzębia” szybko rozeszła się po mieście. Dotarła także na „Moszczenicę”, gdzie górnicy oczekiwali na rozwój wypadków. Przed godz. 10 pod kopalnię podjechała kolumna „sił porządkowych”. Wobec gróźb część pracowników opuściła zakład. Pozostali zgromadzeni byli w cechowni. Na zewnątrz dostępu broniły kobiety, które zostały rozgonione armatkami wodnymi. W tej sytuacji górnicy postanowili poddać się.
Z kilofami na karabiny
Gdy kolumna sił ZOMO i LWP zmierzała na „Manifest Lipcowy”, górnicy tej kopalni przygotowywali się do obrony zakładu. Bramy zostały zabarykadowane lutniami, zaś górnicy wyposażyli się w kilofy, sztyle, klucze i inne metalowe przedmioty. Około godz. 11 plac przed kopalnią zapełnił się funkcjonariuszami ZOMO. Robotników wezwano do opuszczenia kopalni. Ponieważ odpowiedź była odmowna, użyto czołgu, którego zadaniem było sforsowanie bramy. Następnie wykorzystano gaz łzawiący. Mimo to górnicy nie mieli zamiaru poddawać się. Tuż przed 12 do akcji wkroczył pluton specjalny ZOMO wyposażony w ostrą amunicję. Padły strzały – pierwsze w stanie wojennym. Na ziemię upadło kilku górników. Okazało się, że są ranni. Widok krwi obniżył morale robotników. Część uciekła, pozostali wycofali się w kierunku za cechownię nieopodal wózków z materiałem wybuchowym. Przez krótki czas bronili się jeszcze, ale doszli do wniosku, że dalszy opór nie ma sensu. Podjęli decyzję o poddaniu się.
Działania psychologiczne
Pozostały jeszcze dwa strajkujące zakłady. Górnicy „XXX-lecia PRL”, po strzelaninie na „Manifeście”, postanowili zakończyć protest. Natomiast na „Boryni” kilkusetosobowa grupa górników uznała, że nie podda się. Zdesperowani robotnicy zagrozili nawet użyciem materiałów wybuchowych. W tej sytuacji „siły porządkowe” postanowiły uciec się do innej metody. Rozpoczęły wojnę psychologiczną. Apogeum działań nastąpiło 17 grudnia, gdy przez cały dzień zomowcy markowali atak na kopalnię. Nad strajkującymi co chwilę przelatywał śmigłowiec obserwujący ich poczynania. Wieczorem górnicy byli tak wyczerpani psychicznie, że podjęli decyzję o zakończeniu okupacji zakładu.
W nocy z 17 na 18 grudnia część powracających z „Boryni” jednostek wzięła udział w demonstracji siły przed Zakładem Karnym w Szerokiej, zamienionym w ośrodek dla internowanych działaczy „Solidarności”.
W akcji „odblokowania” kopalń wzięło udział 1500 funkcjonariuszy MO, ZOMO, ORMO i NOMO oraz 200 żołnierzy LWP. Użyto również 30 czołgów, 15 wozów opancerzonych i 4 armatki wodne. Akcją dowodzili płk Kazimierz Wilczyński, płk Jerzy Gruba i ppłk Marian Okrutny.
Nazajutrz po pacyfikacji „Jastrzębia” i „Manifestu Lipcowego” pluton specjalny ZOMO oddał strzały do górników „Wujka” zabijając 9 osób.
Marcin Boratyn