Dlaczego trzeba czekać miesiącami na nowe auto z salonu? I kiedy się to zmieni?
Przełom roku zawsze był czasem, kiedy sprzedawcy nowych samochodów uruchamiali akcje promocyjne na wyprzedaże rocznika. Był. Tym razem wielu dealerów z tego rezygnuje. W większości salonów aut po prostu nie ma, na nowe trzeba czekać po kilka miesięcy, czasem nawet do roku, a ceny aut szybują w górę. Wszystko przez kryzys wywołany brakiem półprzewodników. Na to nakłada się słaba złotówka i podwyżki. Specjaliści przewidują, że w 2022 roku będziemy świadkami dalszego wzrostu cen.
Region Jak podaje Instytut Badań Rynku Samochodowego Samar, z danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców wynika, że w listopadzie 2021 r. zarejestrowano w Polsce 31 950 samochodów osobowych, o 23,34% (-9 727 szt.) mniej niż rok wcześniej i o 2,21% (+692 szt.) więcej niż w październiku 2021 r. Według Instytutu Samar to piąty z rzędu (a szósty w tym roku) spadek sprzedaży rok do roku. A przecież tradycyjnie ostatni kwartał roku to okres wzrostu zakupów. – W tym roku sprzedaż aut była niższa w listopadzie (podobnie jak w październiku) niż w czerwcu, lipcu czy sierpniu. Tak jak w poprzednich miesiącach, ta sytuacja to w głównej mierze efekt problemów rynku motoryzacyjnego związanych z ograniczeniem dostępności aut. Produkcja niektórych modeli została znacznie ograniczona lub wręcz zastopowana do końca roku. Stan ten jest spowodowany brakiem półprzewodników niezbędnych do wyposażenia współczesnych samochodów – informuje Samar.
Są jednak marki, które na trudnym rynku radzą sobie nieco lepiej. Mowa o producentach zwłaszcza japońskich i koreańskich. Ich braki w produkcji chipów dotykają mniej, niż producentów europejskich. Dlaczego? Jak tłumaczy Auto Dziennik, koreańscy czy japońscy producenci niezbędne komponenty z półprzewodników produkują na własną rękę.
Japończycy wyprzedzili Europejczyków
Ten trend widać w sprzedaży nowych aut w Polsce. Niekwestionowanym liderem sprzedaży w naszym kraju stała się... japońska Toyota. Do końca listopada 2021 roku klienci kupili i zarejestrowali 67753 auta tej marki, to prawie o 1/4 więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Udział Toyoty w rynku wyniósł 16,50%. Na pozycji wicelidera znalazła się Skoda, w przypadku której liczba zarejestrowanych aut wyniosła 41918 szt. W jej przypadku to jednak spadek aż o 17,81% w porównaniu z rokiem 2020. Udział marki wyniósł 10,21%. Na trzecim miejscu uplasował się Volkswagen. Klienci niemieckiego producenta zarejestrowali 31407 samochodów, o 2,31% mniej niż przed rokiem. Udział marki w polskim rynku wyniósł 7,65%. Na czwartej pozycji była KIA, w przypadku której liczba zarejestrowanych aut wyniosła 30287 szt., tj. aż o 40,39% więcej niż w 2020 roku. Udział marki w polskim rynku wyniósł 7,38%. Na piątej pozycji w rankingu skumulowanych wyników jest Hyundai. W 2021 r. zarejestrowano dotychczas 24 873 auta tej marki, o 55,15% więcej niż w analogicznym okresie 2020 roku. Udział marki w rynku wyniósł 6,06%.
Grudzień tylko częściowo poprawi sytuację na rynku nowych aut. Wielu dealerów nie ma po prostu czym handlować. Jeszcze dwa-trzy lata temu przełom roku kojarzył się w akcjami wyprzedażowymi rocznika. Teraz wyprzedaże prowadzi tylko kilka marek. Np. wspomniana Toyota wyprzedaje auta z rocznika 2021. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to powinien się spieszyć, bo auta, które jeszcze są dostępne, schodzą na pniu. – Głównie są kupowane przez firmy, które na koniec roku szukają kosztów – słyszymy w jednym z salonów Toyoty w naszym regionie. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że kupimy dokładnie taki model z interesującą nas opcją wyposażenia. Może się okazać, że dostępny będzie tylko model w nietypowym kolorze, albo nietypowej wersji wyposażenia, znacznie droższy od modelu bazowego. Ewentualne możemy zamówić auto z rocznika 2022, droższe. – W obecnych cenach na 2022 mamy już uwzględnioną inflację – słyszymy w salonie Toyoty. Niestety chcąc nabyć nowe auto, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. Np. zamówiona już teraz toyota corolla będzie do odbioru w połowie przyszłorocznych wakacji. Producent daje gwarancję ceny, tzn. przy wpłaceniu kilku tysięcy złotych zaliczki, przy odbiorze auta zapłacimy taką kwotę, za jaką ono było oferowane w momencie jego zamówienia.
Pół roku, rok czekania
Jeszcze kilka lat temu palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o sprzedaż nowych aut w Polsce, dzierżyła Skoda. W tym roku zaliczyła jednak bolesny spadek. I nie chodzi o to, że klienci nagle się odwrócili od tego producenta. Klienci pewnie by byli, problem w tym, że aut w salonach nie ma. Oprócz tych, które są na wystawach. Skoda już drugi rok z rzędu rezygnuje z akcji wyprzedaży rocznika. Nie ma bowiem czego wyprzedawać. – Może zdarzyć się, że w którymś z salonów będzie dostępne jakieś auto od ręki, ale tylko w przypadku jeśli jakiś klient z niego zrezygnował – słyszymy w jednym z rybnickich salonów, w których pytaliśmy o możliwość zakupu nowego auta od ręki. Będzie to jednak auto już auto skonfigurowane, a więc niekoniecznie ani model, ani opcja wyposażenia nam odpowiadająca. Jeśli chcemy kupić auto skrojone pod nasze indywidualne oczekiwania, to można skorzystać z konfiguratora, zamówić auto, opłacić zaliczkę i... czekać. Przy zamawianiu auta z konfiguratora, możemy wybrać sobie dowolny model i poziom wyposażenia. – Czas oczekiwania wynosi około 6 miesięcy, choć może zdarzyć się, że się skróci – słyszymy. A może być też dłużej. Podobnie jak w przypadku Toyoty, podpisując umowę zakupu auta, możemy liczyć na gwarancję ceny.
Ale jeśli jesteśmy zainteresowania autem, a z jakichś powodów zwlekamy z jego zamówieniem, to może się okazać, że za kilka dni, tygodni lub miesięcy jego cena będzie wyższa. – Zamawiając auto teraz, gwarantujemy cenę przy jego odbiorze taką, jaka obowiązywała podczas zamawiania auta. Natomiast może się zdarzyć, że jak będzie pan czekał z zamówienie, to za kilka dni cena może być już wyższa. Wciąż dostajemy nowe cenniki – słyszymy w jednym z salonów Volkswagena. U tego producenta można próbować szukać jeszcze aut z rocznika 2021. Jeśli wierzyć wyszukiwarce dostępnej na stronie internetowej VW Polska, na całym Śląsku dealerzy aut tego producenta oferują... 26 samochodów (stan na 14 grudnia) fabrycznie nowych, dostępnych od ręki aut. Głównie małych miejskich i różnej wielkości SUV-ów. Jeśli interesuje nas jakiś konkretny model z konfiguratora, to jak w przypadku innych producentów, trzeba czekać. – Obecnie tendencja jest taka, że producenci produkują tylko auta pod zamówienia indywidualne. Nie ma już produkcji na zapas – słyszymy u jednego z dealerów VW. I tak, na passata varianta (kombi) trzeba czekać do ostatniego kwartału przyszłego roku. Zwykły golf może być do odbioru w połowie przyszłego roku, podobnie jak touran. Może któreś auto zamówione teraz uda się dostać w maju. Ale są też modele, o których zakupie w 2022 r. trzeba zapomnieć. – Na golfa varianta trzeba czekać do 2023 r. – mówi nam jeden ze sprzedawców.
Problem z zakupem nowych aut powoduje, że drożeją auta używane. Ale to już temat na inny materiał. W każdym razie rynek motoryzacyjny zmienia się całkowicie i nie jest to zmiana na dobre dla klientów, zwłaszcza mniej zamożnych. – Rynek motoryzacyjny już nigdy nie będzie wyglądał tak, jak miało to miejsce przez ostatnie lata – mówi Konrad Jaśkiewicz, country manager na Polskę w serwisie Carvago.com, cytowany przez portal Business Insider.
Producenci produkują auta „na hałdy”. Co to oznacza?
Problemy z zakupem aut spowodowały wysyp teorii spiskowych. Jedna z nich, dość często powtarzana mówi, że wcale nie jest tak, że spadła produkcja aut. Bo producenci dalej produkują duże ich ilości, ale zamiast kierować je do sprzedaży, to magazynują je na przyfabrycznych parkingach, co ma zwiększać popyt i oczywiście ceny aut. Rzeczywiście w świecie motoryzacyjnym zaczęło w ostatnich miesiącach funkcjonować pojęcie aut produkowanych „na hałdy”, czyli na zapas. Tyle że zjawisko to nie ma nic wspólnego ze sztucznym kreowaniem popytu.
Jak pisze Deutsche Welle wszystko przez kryzys na rynku półprzewodników. Części te, głównie wytwarzane z Azji, do europejskich fabryk albo nie trafiają, albo dochodzą z gigantycznymi opóźnieniami. Tymczasem bez tych elementów żaden nowoczesny pojazd nie jest w stanie opuścić fabryki. Półprzewodniki są bowiem niezbędne do działania komputera pokładowego, do systemów uruchamiających poduszki powietrzne, nie wspominając nawet o nawigacji czy o samochodowym systemie audio.
Dlatego auta osobowe, ale i ciężarówki, trafiają z taśm produkcyjnych prosto „na hałdy”, czyli na firmowe parkingi. – Wyprodukowane przez nas pojazdy są pilnie potrzebne naszym klientom. I naprawdę chcielibyśmy je dostarczyć, ale musimy czekać, aż przyjadą części – mówi Martin Daum, szef działu pojazdów ciężarowych w Dailmerze dla „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”.
Dziennikarze niemieckich mediów zauważają, że firmy coraz częściej muszą wynajmować specjalne parkingi, by pomieścić zalegające auta. Kiedy pojazdy trafią do klientów? Tego na razie firmy nie potrafią sprecyzować. Niektórzy producenci ostrzegają nabywców, że niektóre zamówione teraz modele mogą trafić do odbiorców dopiero za kilkanaście miesięcy.
Dlaczego brakuje półprzewodników? Pandemia koronawirusa z jednej strony spowodowała załamanie łańcucha dostaw. Przy produkcji takich urządzeń kooperuje bowiem wiele firm. Gdy jednak transport był ograniczany, powstały wielkie opóźnienia. Z drugiej strony, przestawienie się na zdalną pracę i naukę spowodowało wielki popyt na sprzęt elektroniczny – np. komputery, konsole czy tablety. A takie urządzenia też bazują na półprzewodnikach. W efekcie fabryki po prostu nie były już w stanie nadążać nad rosnącym zapotrzebowaniem na te części.
Artur Marcisz