18 lat w Teatrze Wodzisławskiej Ulicy
W Wodzisławiu Śląskim od ponad trzydziestu lat działa Teatr Wodzisławskiej Ulicy. Tworzą go ludzie w różnym wieku. Łączy ich jedna pasja. Pasja do teatru, ale też do szeroko pojętej sztuki. Od kilku lat Teatr jest częścią Fundacji, którą założyła, związana z nim od osiemnastu lat aktorka Olga Bauerek-Akhtar, z którą udało nam się porozmawiać.
– Czy aktorem może być każdy?
– Trudne pytanie, czy aktorem może być każdy… Myślę, że po części każdy z nas jest aktorem, codziennie wciela się w jakieś role, zakłada maski. A tak na poważnie, bycie prawdziwym aktorem nie jest pisane każdemu. Aktorstwo to nie tylko nauczenie się na pamięć tekstu czy gestów. Aktorstwo to nie uwielbienie samego siebie, robienie z siebie gwiazdy. To, co robimy na scenie musi wypływać od nas, z głębi naszego serca, musi być pełne refleksji. Trzeba odnaleźć w sobie daną postać. Wówczas to, co stworzymy będzie dobre. Niekoniecznie musimy być za to wychwalani. Ważne, że czujemy się spełnieni.
– Jak rozpoczęła pani swoją przygodę z aktorstwem?
– To zabawna historia. Kiedy byłam w pierwszej klasie liceum, Teatr Wodzisławskiej Ulicy (w skrócie TWU) miał próby w Budowlance (ZST) i właśnie rozpoczynał próby do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Moja przyjaciółka bardzo chciała grać w tym Teatrze i poprosiła mnie, żebym poszła z nią na próbę (w dwójkę raźniej). Nie spodziewałam się niczego, kiedy nagle Pani Dorotka* powiedziała do mnie – Czytaj. – Ale… Jak to? Przecież ja jestem tu tylko do towarzystwa, nie chcę, nie nadaję się, to nie moja bajka. Nie było dyskusji. I tak oto zaczęła się moja przygoda z teatrem, która trwa po dziś dzień.
– W jakie role się pani wcieliła i która z nich najbardziej zapadła pani w pamięć?
– Grałam wiele ról, od małej dziewczynki po dojrzałe kobiety, wcielałam się w postaci bajkowe etc. Każdą mam w pamięci, czy to mała, czy duża rola. Zawsze każdej z nich daję cząstkę siebie. Ale… chyba najbardziej w pamięci zapadła mi rola Balladyny, chociaż prawdę powiedziawszy to nie tylko rola, ale cały spektakl był dla mnie bardzo ważny. W sierpniu 2017 roku wystawiliśmy „Balladynę” Juliusza Słowackiego dla naszej kochanej Pani Dorotki, która odeszła… tak nagle…
– Jest pani prezesem Fundacji Teatru Wodzisławskiej Ulicy im. Doroty Nowak. Dlaczego zdecydowała się pani założyć Fundację?
– Od lat Teatr działał jako trupa teatralna z zamiłowania. Bez statusu prawnego. Niestety nie mogliśmy brać udziału w projektach jako jego twórcy. Zawsze byliśmy tylko podwykonawcami. Po stworzeniu i zrealizowaniu projektu „Działaj Lokalnie”, mój ojciec zaproponował założenie fundacji działającej na rzecz kultury. Pomysł przypadł mi do gustu, ale także napawał mnie lekkim strachem. Całą ideę omówiłam z Panią Dorotką, założycielką Teatru Wodzisławskiej Ulicy, naszą reżyserką i mentorką. Przychylnie spojrzała na pomysł sformalizowania naszej trupy. Lawina ruszyła i tak od stycznia 2015 roku staliśmy się osobowością prawną. Od tego momentu mogliśmy w pełni działać i tworzyć pod naszą marką.
– Od ilu lat działa Teatr Wodzisławskiej Ulicy i ile spektakli udało się dotąd zrealizować?
– Teatr Wodzisławskiej Ulicy działa od 1986 roku – pytanie o liczbę jest bardzo trudne. Nie potrafię teraz tego zliczyć, to przecież ponad 35 lat… Stworzyliśmy około 37 przedstawień granych kilkanaście razy. Na koncie mamy także wiele działań ulicznych, animacji dla najmłodszych.
– Jakie działania były i są podejmowane w ramach działalności Teatru oraz Fundacji?
– Tworzymy spektakle, akcje uliczne, happeningi, imprezy dla dzieci, projekty promujące kulturę. Nawiązujemy współpracę z innymi organizacjami. Myślę, że jesteśmy stworzeni do wszelkich zadań specjalnych. W końcu jesteśmy ulicznikami.
– Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na działania Teatru? Czy widzi pani jakieś zalety czy raczej same wady sytuacji pandemicznej?
– To, co się dzieje od ubiegłego roku, pandemia i te obostrzenia zabraniające zgromadzeń… To wszystko było dla nas „zabójcze”. My musimy wchodzić w interakcję z widzem, mieć z nim kontakt, zatem pandemia zablokowała nasze działania. Czy są zalety? Nie ma! Teatr to jedna wielka rodzina, a koronawirus zabronił nam spotkań i działań.
– Czym jest dla pani Teatr?
– Tak jak już kiedyś powiedziałam chyba z 15 lat temu – Teatr jest dla mnie wszystkim… No troszkę się zmieniło. Mam rodzinę, dzieci, ale Teatr zawsze będzie w moim sercu. Wiele zawdzięczam Pani Dorotce i całej trupie. Nie można od tak zapomnieć, wymazać z pamięci.
– Kto wybiera i reżyseruje spektakle?
– Wcześniej robiła to Pani Dorotka. Teraz szukamy wszyscy pomysłu, dobrego tekstu, robimy burzę mózgu i wybieramy wspólnie. Czasami tworzymy własne scenariusze. Dużą rolę odgrywa tu córka Pani Dorotki – Kasia Nowak. Jej opinia i uwagi są dla nas bardzo ważne. Mogę powiedzieć, że nie mamy reżysera „na etacie”. Czasem jestem to ja, czasem Kasia, czasem ktoś inny.
– Czy pamięta pani jakąś zabawną sytuację związaną z Teatrem?
– Wiele było zabawnych sytuacji. Na scenie i poza nią. Wywrotki na scenie, scenografia, która runęła, kostium, który nieoczekiwanie spadł, czy też improwizacja.
– Co uważa pani za swój największy sukces w życiu?
– Moje dzieci, kochającego męża, rodzinę. Również to, że udało mi się utrzymać Teatr po śmierci Pani Dorotki, chociaż to nie tylko moja zasługa, ale całej grupy, bo przecież tworzymy ten Teatr razem – w pojedynkę żadne z nas nie ma szans.
– Czy aktorstwo pozwala żyć nie raz, a wielokrotnie?
– Zdecydowanie tak. Każda nowa rola to nowe życie. Trzeba się utożsamić z bohaterem, którego się gra. A prywatnie… może nie aktorstwo, ale Teatr Wodzisławskiej Ulicy dał mi siłę do walki i do życia. Myślę, że doskonałą odpowiedzią na pani pytanie będą słowa Roberta De Niro – „Jedną z zalet aktorstwa jest możliwość przeżywania cudzego życia bez płacenia ceny za nie”.
Zachęcam do zapoznania się z działalnością Teatru na stronie Facebook.
Rozmawiała Sara Rudzka
* Dorota Nowak – założycielka Teatru Wodzisławskiej Ulicy, reżyserka, scenarzystka, pasjonatka sztuki teatralnej, wykładowczyni Państwowego Studium Oświatowego w Opolu oraz nauczycielka w Zespole Szkół Technicznych w Wodzisławiu Śląskim. Przez członków Teatru nazywana pieszczotliwie Dorotką.