Jesteśmy winni pamięć Żydom, którzy tworzyli Wodzisław
Dzień Judaizmu, który przypada 17 stycznia to dobra okazja by wspomnieć nieco faktów związanych ze społecznością żydowską w Wodzisławiu Śląskim. O przywracaniu pamięci, specyfice wodzisławskiej diaspory i antysemityzmie rozmawiamy z Grzegorzem Meislem, promotorem historii wodzisławskich żydów, pasjonatem kultury judaizmu i jednocześnie wodzisławskim przedsiębiorcą, prowadzącym swój biznes w duchu starych żydowskich sklepów.
Szymon Kamczyk. – Mamy w Wodzisławiu synagogę, która jednak już dawno straciła swoje funkcje religijne. Część mieszkańców może jeszcze pamięta, że była to synagoga, a dziś to sklep i sala zabaw. Nie ma jednak pamiątki choćby z informacją o tym, jaki budynek kiedyś pełnił funkcje. Z cmentarzem żydowskim się udało, wasze starania przyniosły wymierny skutek, czyli pomnik w miejscu zlikwidowanego cmentarza żydowskiego. Czy trudno było doprowadzić do tego, aby symbol pamięci po Żydach w ogóle powstał?
Grzegorz Meisel. – Co do synagogi, to jedna z niewielu, które ocalały po wojnie na Śląsku ze względu na specyficzną historię tego miejsca. Gmina żydowska sprzedała ten budynek powstańcom śląskim, dzięki czemu ocalał. Później powstańcy w czasie drugiej wojny zostali stamtąd wyrzuceni, a budynek przerobiono na kino.
Co do pomnika, dla mnie najważniejsze było przygotowywanie się do powstania pomnika. Mieliśmy założenie, że potrwa to przez kilka lat, ale ma być wynikiem edukacji społecznej. Bezpośrednim bodźcem, który spowodował, że zająłem się tym tematem, było przerażenie, które ogarnęło mnie, kiedy moje dzieci chodziły do szkoły. Wówczas nawet nauczyciele, którzy uczyli o historii lokalnej w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że w Wodzisławiu Śląskim żyła społeczność żydowska. Byli zaskoczeni, kiedy moje dzieci zaczęły mówić o cmentarzu żydowskim i synagodze. Uznałem, że jeśli nawet nauczyciele nie wiedzą o diasporze, która żyła tutaj jeszcze stosunkowo niedawno, trzeba coś zrobić, aby przywrócić tę pamięć. Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają, że mieli za sąsiada Żyda, ale nic z tą pamięcią nie robią, patrząc raczej na czas obecny, a nie przeszłość. Postanowiliśmy wtedy z grupą przyjaciół, że chcemy coś z tym zrobić. Trwało to kilka lat, organizowaliśmy różne spotkania, przybliżające historię kultury i gminy żydowskiej na tym terenie. Każde ze spotkań kończyło się apelem, że jeśli ktoś czuje się poruszony, może dołożyć się do upamiętnienia miejsca, w którym znajdował się cmentarz żydowski. Ku naszemu miłemu zdziwieniu, wielu ludzi odpowiedziało na ten apel pozytywnie, dlatego uzbieraliśmy tyle, ile trzeba było, a pomnik stoi do dzisiaj.
– I całe szczęście, że stoi bez przykrych niespodzianek…
– Tym też jestem pozytywnie zaskoczony, bo bałem się, że miejsce to znajduje się nieco na uboczu i mogłyby się tam dziać dziwne rzeczy. Widzę jednak, że pomnik stoi bezpiecznie, ludzie o niego dbają, jest czysty. W listopadzie palą się świece, położone są kamyczki, zgodnie z tradycją żydowską, jako wyraz pamięci. To piękne.
– Kiedy zaczynaliście wasze działania, pamięć o Żydach w Wodzisławiu prawie nie istniała. Jak jest dzisiaj?
– Nie mam już takiego rozeznania, ale przez wiele lat miałem kontakt z różnymi nauczycielami i wiem, że na lekcjach o historii lokalnej były wprowadzane tematy związane ze społecznością żydowską. To zaczęło funkcjonować w biegu edukacyjnym. Ważnym elementem edukacji było też wydarzenie, które zorganizowaliśmy z moją dobrą znajomą Justyną Orszulak, dyrektor SP1, sprowadziliśmy „muzeum na kółkach” – obwoźną inicjatywę z Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie. To było ważna inicjatywa, i dobrze wpisała się w ożywienie pamięci historycznej naszego społeczeństwa.
– Kiedy wyobrażam sobie Żydów z Wodzisławia, widzę zaangażowanych w swoje biznesy kupców, polecających swoje wysokiej jakości towary…
– No bo takie są stereotypy.
– No właśnie, w takim razie czym naprawdę się zajmowali?
– Głównie kupiectwem. (śmiech) Ale nie tylko. Na pewno wiele w tym temacie miałby do powiedzenia Sławomir Kulpa, dyrektor naszego muzeum. Mogę jednak powiedzieć, że były w mieście żydowskie sklepy, karczmy. Były też browary, ale również (na całym Śląsku) było wielu żydowskich naukowców, lekarzy, prawników. Mieliśmy prawdziwe zagęszczenie tej „śmietanki”. Żydzi na ścianie wschodniej to był trochę inny świat.
– Sam mam świadomość, że pamięć o Żydach przejawia się cały czas, nawet w potocznej mowie. W Zawadzie utarło się, że budynek przy skrzyżowaniu Oraczy i Chełmońskiego to karczma „U Mozesa” i nawet dziś, kiedy ktoś powie, że np. pomnik Św. Jana Nepomucena znajduje się naprzeciw Mozesa, wszyscy wiedzą o co chodzi. Oczywiście dziś budynek został zaadaptowany na potrzeby mieszkalne, ale w zakamarkach pamięci nadal istnieje Mozes, który prowadził karczmę.
– Miejsce, w którym teraz się znajdujemy (sklep przy Zamkowej w centrum Wodzisławia) był częścią browaru Izraela Katza. Warzył tu piwo.
– Przyznam, że nawet dzisiaj w pana sklepie można poczuć ten dawny klimat. Ten sam, który np. czuje się wchodząc do restauracji z kuchnią żydowską w Kazimierzu Dolnym czy koszernego sklepu na Kordeckiego w Krakowie…
– Darzę sentymentem tamte czasy i chcę niejako nawiązywać do tego. Robimy remont następnego pomieszczenia i mamy plan, aby postawić tam kilka stolików, również zachowując tę specyfikę. Będzie jeszcze lepiej. Będzie można napić się kawy, planujemy robić warsztaty czekoladowe dla dzieci.
– W jednym z wywiadów mówił pan kiedyś, że wodzisławscy Żydzi byli reformowani. Co to oznacza?
– W judaizmie, tak jak i w chrześcijaństwie następowały różne prądy. Kiedy u nas był czas oświecenia, w judaizmie był to czas tzw. haskali, czyli otwarcia się na naukę, szeroko pojętą kulturę. Poskutkowało to tym, że powstał tzw. judaizm reformowany czy też progresywny, czyli postępowy. Był on zupełnie inny niż judaizm ortodoksyjny. Charakteryzował się normalnym ubiorem, jak inni europejczycy. Zrezygnowano z pejsów, długich bród. W synagogach również zmienił się wystrój. Ortodoksyjne były dzielone na tzw. babiniec dla kobiet i miejsce dla mężczyzn. W synagogach reformowanych coraz bardziej się to zatracało. W niektórych synagogach wprowadzano organy, czego wcześniej nie było. Reforma chciała iść tak daleko, że Żydzi postępowi zaczęli się zastanawiać, czy nie zmienić szabatu z soboty na niedzielę, ale nie zdążyło do zajść tak daleko. Było też bardziej liberalne podejście do przestrzegania zasad, np. punktualnego rozpoczęcia szabatu czy koszernej żywności. Śląsk charakteryzował się tym, że głównie żyli tutaj Żydzi reformowani, związani z językiem i kulturą niemiecką.
– Śląsk chyba zawsze był wielokulturowy, otwarty na inne kultury?
– Z jednej strony tak, z drugiej jednak obowiązywały tu przepisy pruskie, które to wymogły. Aby Żyd mógł osiąść na Śląsku, musiał spełniać określone warunki: zapłacić specjalny podatek (wysoki, więc kandydat musiał być bogaty), a dodatkowo musiał się zobowiązać do tego, że tylko jedno z jego dzieci mogło po osiągnięciu dorosłości pozostać na Śląsku. Pozostałe musiały wyjechać. Taka polityka sprawiła, że Śląsk charakteryzował się bogatymi Żydami: przedsiębiorcami, prawnikami, lekarzami. Jednym słowem elitą.
– Wodzisławska diaspora w najlepszym okresie liczyła ile osób?
– Wydaje mi się, że było to około 350 – 400 osób. Szacuje się, że na cmentarzu było około maksymalnie 400 – 500 pochówków. Trzeba jednak dodać, że na wodzisławskim cmentarzu chowano Żydów z całej okolicy. Wcześniej najbliższy cmentarz był w Mikołowie.
– Ważną kwestią, którą chcę też poruszyć, jest ukryty (lub nie?) antysemityzm. Czy można odczuć to, że te demony drzemią w ludziach i znów coraz bardziej się budzą?
– Parę lat żyję na tym świecie i mogę powiedzieć, że ukryty antysemityzm był bardziej w latach 70., 80., 90., może początku nowego millenium. Później stawał się niestety coraz mniej ukryty. Od kiedy zajmuję się tym tematem, widziałem cały przekrój zachowań. Po wojnie stereotypy przetrwały w starszych ludziach. Młode pokolenie w latach 80. już nie zdawało sobie sprawy z tego, kim są Żydzi. Były powielane dziwne hasła, zupełnie oderwane od rzeczywistości. Potem świadomość zaczęła rosnąć i było to związane z odradzaniem społeczności żydowskiej w Polsce. Krakowski Kazimierz wyglądał wtedy jak slumsy. Synagoga nie funkcjonowała, ale byłem świadkiem odradzania się tej społeczności. W przeciągu ostatnich 30 lat postęp jest niesamowity. Społeczność Żydów świetnie funkcjonuje w Polsce, w wielu miastach. Jest wielu młodych ludzi, są stworzone świetne programy i ośrodki, które dobrze działają. To, co obserwuję od powiedzmy 2015 roku, społeczność ta czuje się znów coraz bardziej zagrożona. Następuje regres i ci ludzie coraz bardziej się boją. Dwa lata temu jedna z organizacji amerykańskich wykonała badania antysemityzmu i funkcjonowania Żydów w Polsce. Wynikało z nich, że w ciągu ostatnich lat poczucie zagrożenia wzrosło. Tak samo dzieje się we Francji, w Niemczech. Dla nas ta tematyka z tamtych krajów jest może daleka, ale tutaj mamy nasze poletko i wiemy, dlaczego tak się dzieje – nacjonalizm znów jest promowany i to przynosi zatrute owoce.
– Dokładnie, to niestety dotyczy nie tylko społeczności żydowskiej…
– W ogóle inności. To kwestie osób LGBT, wyznawców islamu oraz wszystkich, którzy czują się inni.
– Czy dzisiaj młodzi ludzie są zainteresowani pamięcią o społeczności żydowskiej?
– Niestety, obawiam się, że kompletnie nie. Mimo wszystko nauczyciele robią wiele, aby ta pamięć nie zaginęła, ale chyba nasze życie w małych miasteczkach toczy się inaczej, żyjemy dniem codziennym. Mam jednak nadzieję, że pamięć ta nie zaginie.
– Czy pana zdaniem czegoś w naszym mieście jeszcze brakuje, aby Żydzi nie zostali zapomniani?
– Ludzie powinni żyć ze świadomością tego, co ich otacza. W kontekście historycznym są to na przykład budynki a przecież jesteśmy miastem z tak długą historia jak Kraków! Boli mnie to, że od lat budynek dawnej synagogi nie ma żadnej widocznej informacji, co w nim się kiedyś znajdowało. To samo dotyczy wielu innych budynków, które mogłyby być opisane w estetyczny sposób. Przyjeżdżają do nas osoby z innych miast i krajów, a zwiedzając spotykają się z brakiem zauważalnego kontekstu historycznego. W kwestii niematerialnej brakuje zainteresowania tą historią, nie tylko Żydów, ale też ewangelików. Taki jest smutny los historii. Ale pozytywne jest to, że zawsze znajdują się osoby wrażliwe na tym punkcie. Jako społeczność lokalna jesteśmy winni pamięci społeczności, która włożyła wiele w budowę tego miasta. Dzięki temu dzisiaj Wodzisław Śląski wygląda tak a nie inaczej.