FELIETON NOWIN – „Krzywokąt” i „Pani Stopka”, czyli kilka słów o prostocie dialogu
Do napisania tego tekstu skłoniło mnie wydarzenie, które niedawno miało miejsce podczas zabawy z moim synem. Przy przeglądaniu figur geometrycznych rezolutny 6-latek wskazywał bez problemu nazwy kwadratu, prostokąta czy trójkąta. Kiedy przyszło zaś do nazwania rombu, bez wahania, jakby był ekspertem w tej dziedzinie odpowiedział „krzywokąt”, bo w końcu to kopnięty kwadrat. Proste? Tej prostoty i łatwości komunikacji możemy się uczyć od dzieci.
Zdarzenie z „krzywokątem” z jednej strony mocno mnie rozbawiło, z drugiej napełniło mnie dumą. Mało kto wie, że wspomniany romb ma też inną poprawną nazwę – ukośnik. Uwielbiam tworzenie neologizmów, a tym bardziej lubuję się w czytaniu zapisków rozmów rodziców i dzieci, które pociesznie tworzą nowe słowa. I tu właśnie jest sedno moich rozważań, bo dzisiaj chcę napisać o prostocie dialogu.
Innym razem jadąc w aucie z żoną zastanawialiśmy się, jak poprawnie nazywa się stanowisko pani przeprowadzającej dzieci przez pasy przy szkole. Pamiętam, kiedy podczas jednej z sesji rady w którejś gminie, radni używali potocznego terminu „Pani Stopka”, którego chyba używa większość z nas. Po dokładnej weryfikacji okazało się, że jest to „kontroler ruchu drogowego, nadzorujący przejścia dla pieszych” lub też „pracownik niepedagogiczny, zajmujący się bezpieczeństwem dzieci i młodzieży w przejściu przez jezdnię”. Czy jednak swojskie „Pani Stopka”, „Pani Stop” czy „Pan Stopek” nie brzmi lepiej, milej, jakoś tak bardziej przyjaźnie?
Czasem głowimy się wielce, jakich to eleganckich, czasem wybrednych czy trudnych słów użyć, aby rozmowa była poważniejsza, aby rozmówca otrzymał potwierdzenie naszej elokwencji czy dobrego wykształcenia. Czasem przeradza się to w parodyczne wręcz konwersacje. Nie mówiąc już o urzędniczej nowomowie i prawniczych tyradach, z których powszechny zjadacz chleba wyniesie tylko znaki zapytania i często niezrozumienie, mające później opłakane skutki.
Według starej dziennikarskiej szkoły zawsze wbijano mi do głowy, aby pisać teksty zrozumiałe, proste w odbiorze, a także używać słów, do których nie trzeba posiadać słownika języka polskiego. To racja i takie teksty powstają, choć czasem nowe czy mniej znane słowa też pojawiają się na łamach, bo przecież warto czasem poznać coś nowego. Popatrzmy jednak na nasze relacje i wróćmy do tych przytoczonych rozmów. Dzieci nie mają najmniejszego problemu z nazwaniem rzeczy, przedmiotów czy uczuć, nawet jeśli nie znają ich poprawnej nazwy. Weźmy taką „nakładkę głowną”, jak niedawno dzieci podczas odwiedzin w wodzisławskim muzeum nazwały zabawkę, czy też rodzaj biżuterii, umieszczony na głowie lalki podczas zabawy. Ileż to określenie dziesięciolatki wywołało radości!
Nam dorosłym czasem brakuje tej śmiałości i bezpośredniego podejścia do rozmówcy. Nie wiesz, jak wyrazić swoją myśl, jak określić swoje emocje czy po prostu nazwać jakąś rzecz? Spróbuj powiedzieć to inaczej, wymyśl na to nazwę – nawet jeśli wywoła to uśmiech na twarzy rozmówcy. A może właśnie o to chodzi? Może tej prostej radości nam potrzeba.
Miłego dnia!