Wywożą to, co miało być pelletem
LUBOMIA Toksyczny materiał wyjeżdża z Lubomi. Od 10 września, po tym, jak doszło do jego samozapłonu, trefny pellet znajdował się na terenie gminnego punktu selektywnego zbierania odpadów komunalnych. Gmina komunikowała się z firmą, która wystawiła fakturę za materiał, ta zaś, twierdząc, że doszło do pomyłki, zobowiązała się odebrać dostarczony wcześniej towar.
Sprawa trefnego pelletu stała się głośna po tym, jak 10 września, doszło do samozapłonu materiału składowanego w piwnicy GOKSiR-u w Lubomi. Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Chemicznego i Ekologicznego z Bielska-Białej, która pojawia się na miejscu, ustaliła, że z „opału” wydziela się siarkowodór, amoniak i tlenek węgla. Strażacy w specjalnym osprzęcie wydobyli materiał z piwnicy. Przetransportowano go na teren punktu selektywnego zbierania odpadów komunalnych.
Trefny pellet był na bieżąco kontrolowany, przez wiele dni utrzymywał bardzo wysoką temperaturę, nawet w okolicach 200 stopni Celsjusza. Zauważono, że rozłożony na płasko wytraca ciepło. Schłodzono go, by możliwy był jego transport.
Jednocześnie zastępca wójta Lubomi, Bogdan Burek, który od początku zajmował się tą sprawą, informował, że pobrano próbki materiału, które przesłano do analizy, niezależnie od próbek pobranych przez biegłego z policji. Komenda Powiatowa Policji prowadzi w tej sprawie postępowanie.
Wyniki analizy składu chemicznego w zleconym przez gminę badaniu, dały jednoznaczną odpowiedź co do tego, czy materiał może być traktowany jako paliwo. Okazało się, że „pellet” przypomina węgiel aktywowany, przez co można wnioskować, że jest odpadem powstałym prawdopodobnie z zużytych filtrów przemysłowych, stosowanych – przypuszczając po analizie jego składu – do odsiarczania. „Z pewnością nie powinien pojawić się na rynku jako opał” – takie wnioski płynęły z laboratorium.
Gmina badała różne możliwości, okazało się, że zutylizowanie tego odpadu w spalarni to koszt ok. 12 tysięcy złotych za tonę. Jednocześnie prowadzono korespondencję z zarejestrowaną we Wrocławiu firmą, która sprzedała towar. Skład ten miał stwierdzić, że trefny opał trafił do Lubomi przez „pomyłkę”. 29 września w gminie pojawił się samochód, który z punktu zbiórki odpadów odebrał materiał.
Pozostaje jeszcze kwestia kilku prywatnych mieszkańców Lubomi, którzy również dokonali zakupu trefnego opału. Prawdopodobnie będą musieli ustalać indywidualnie z firmą z Wrocławia odbiór „pelletu” z terenu ich posesji. Sprawa będzie miała swój ciąg dalszy, trwa postępowanie policji, wciąż jednak nie ma wyników analizy próbek pobranych przez biegłego 10 września, zgodnie z procedurami maksymalnie trzeba będzie na nie poczekać jeszcze niespełna dwa tygodnie.
(sqx)