Wyborcze układanki 2023. Giełda nazwisk i zaskakujący pomysł PiS na utrzymanie się przy władzy (cz.2)
Prawdopodobnie nie wszyscy posłowie PiS z naszego regionu zasiądą w poselskich ławach po jesiennych wyborach parlamentarnych. Tymczasem pojawiają się kolejni działacze, którzy również chcą powalczyć o miejsce w Sejmie. Jakby tego było mało, w kierownictwie partii zrodził się pomysł, który z jednej strony ma zapewnić sukces w wyborach na skalę ogólnopolską, a z drugiej strony... jeszcze bardziej zaostrza wewnętrzną rywalizację o „biorące” miejsca na liście. O co chodzi? Wyjaśniamy.
Realne kalkulacje wyborcze na 2023 rok dają PiS 4 mandaty w naszym okręgu, czyli o 1 mniej niż w 2019 roku. Na pierwszy rzut oka może się więc wydawać, że jeden z obecnych posłów PiS będzie musiał pożegnać się ze swoim miejscem w Sejmie.
W poprzednich wyborach najwięcej głosów zdobyli odpowiednio: Bolesław Piecha, Michał Woś, Adam Gawęda, Teresa Glenc i Grzegorz Matusiak. Gdyby polityka była prosta, do „odstrzału” byłby Grzegorz Matusiak. Tym bardziej, że jego notowania u prezesa Kaczyńskiego są (delikatnie mówiąc) nienajlepsze. Jeszcze niedawno mówiło się, że prezes PiS zamierzał w ogóle usunąć Matusiaka z list. Z drugiej strony poseł z Jastrzębia-Zdroju aktywnie zabiega o łaskawość szefa partii, dlatego póki co, nic nie jest przesądzone (patrz: „Grzechy posła Matusiaka i mocne postanowienie poprawy” w dalszej części artykułu).
Czy europosłowie PiS wystartują w wyborach do Sejmu?
Niezagrożona wydaje się pozycja Bolesława Piechy, który rządzi strukturami PiS w Rybniku i powiecie rybnickim. Wyrażenie „wydaje się” jest odpowiednie, bo w kuluarach mówi się o pomyśle kierownictwa partii rządzącej na utrzymanie/poprawę wyniku w wyborach. W przypadku naszego regionu celem byłoby więc utrzymanie stanu posiadania z 2019 roku, czyli 5 mandatów poselskich. Na czym ma to polegać?
Koncepcja jest taka, żeby kandydatami PiS w wyborach parlamentarnych byli również... europosłowie. To rozpoznawalne nazwiska, które z pewnością przyciągnęłyby uwagę wyborców. Dość powiedzieć, że w Parlamencie Europejskim zasiadają m.in. była premier Beata Szydło, czy odpowiedzialna za wdrożenie świadczenia 500+ Elżbieta Rafalska.
Tyle, że sami europosłowie z PiS niespecjalnie palą się do powrotu z Brukseli. – To są leniwe kocury. Zresztą, nie bez powodu mówi się: „pierwsza kadencja w europarlamencie ustawia europosła, druga kadencja ustawia jego wnuki” – słyszymy od rozmówcy dobrze zorientowanego w tym, co dzieje się na zapleczu Prawa i Sprawiedliwości.
Jeśli ten pomysł mimo oporu samych zainteresowanych doczeka się realizacji, wówczas w naszym regionie wielce prawdopodobny byłby start w wyborach do Sejmu europosłanki Izabeli Kloc. W takim wypadku trudno byłoby powiedzieć, kto będzie „jedynką” PiS w naszym regionie – Bolesław Piecha, czy europosłanka Izabela Kloc.
PiS i SP, czyli „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”
Na kształt list wyborczych nakłada się również rywalizacja PiS z Solidarną Polską. Jarosław Kaczyński bezskutecznie próbuje ograć Zbigniewa Ziobrę. Jednak ten okazał się pojętnym uczniem – po mistrzowsku buduje swoje wpływy i dba o ich utrzymanie. Dla Zbigniewa Ziobry gra toczy się o przetrwanie Solidarnej Polski, a w dalszej perspektywie również o objęcie przywództwa na prawicy (po zejściu Jarosława Kaczyńskiego ze sceny). Dziś SP jest za słaba na samodzielny start w wyborach, jednocześnie PiS obawia się rozejścia z niesfornym sojusznikiem, który zapewnia kluczowe miejsca w Sejmie i jest języczkiem u wagi, zapewniającym większość w parlamencie.
Dla rozważań o wyborach w naszym okręgu ma to o tyle znaczenie, że pochodzący z Raciborza poseł Michał Woś jest bliskim współpracownikiem Zbigniewa Ziobry. Wspólna lista SP z PiS w wyborach dotyczy więc również Michała Wosia, jego miejsca na liście (ostatnio miał 2. miejsce na liście, zaraz za liderem Bolesławem Piechą) i 37 tysięcy głosów, które zdobył w 2019 roku (drugi wynik w naszym okręgu wyborczym).
W przypadku rozejścia dróg PiS i SP, regionalni działacze PiS z radością skoczyliby sobie do gardeł walcząc o zwolnione przez Wosia, wysokie miejsce na liście. Jednak taki ruch mógłby postawić pod znakiem zapytania zwycięstwo PiS w naszym regionie. Kierownictwo PiS zdaje sobie sprawę z roli Solidarnej Polski, dlatego powszechne jest dziś przekonanie, że do wyborów trzeba iść razem z SP („Z bólem, ale razem”).
Młody działacz o krótkim stażu zepsuje powietrze od razu?*
Mówi się, że o miejsce w Sejmie zamierza powalczyć również wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. Polityk pochodzi z Raciborza, często widać go w ogólnopolskich mediach, gdzie wypowiada się w kwestiach polityki zagranicznej i krajowej. Dobrze radzi sobie w politycznych dyskusjach. W miarę możliwości buduje również swoją rozpoznawalność w regionie, szczególnie w Raciborzu.
Z naszych ustaleń wynika, że Paweł Jabłoński rywalizuje o dobre miejsce na liście wyborczej z wiceministrem sprawiedliwości i posłem Michałem Wosiem. Jabłoński to jeden z ludzi premiera Mateusza Morawieckiego (PiS), z kolei Woś to bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry (Solidarna Polska).
Ta rywalizacja ma również przełożenie na lokalną politykę. Michał Woś i związany z nim były wiceprezydent Raciborza Michał Fita są skonfliktowani z prezydentem Raciborza Dariuszem Polowym, który z kolei może liczyć na poparcie i pomoc wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego.
Abstrahując od miejsca na liście wyborczej, Paweł Jabłoński nie ma w regionie tak silnej pozycji jak Michał Woś. Woś będzie dla niego trudnym konkurentem w walce o głosy wyborców.
Konkurenci z powiatu wodzisławskiego
Co z kolejnymi miejscami na liście? Dobre notowania u Jarosława Kaczyńskiego ma posłanka Teresa Glenc, której podlegają struktury PiS w powiatach raciborskim i wodzisławskim, a także w Jastrzębiu-Zdroju i w Żorach. Te dobre notowania nie mają tak silnego przełożenia na poparcie wyborców. W 2019 roku Teresa Glenc zdobyła nieco ponad 14 tysięcy głosów, podczas gdy jej bezpośredni konkurent z powiatu wodzisławskiego Adam Gawęda otrzymał ponad 26 tysięcy głosów.
Adam Gawęda jest bardziej rozpoznawalny wśród wyborców. Częściej niż Teresa Glenc występuje również w ogólnopolskich mediach. Na jego korzyść działa też pozytywnie odbierana w regionie senator Ewa Gawęda (Adam Gawęda i Ewa Gawęda są małżeństwem). Wziąwszy to pod uwagę, trudno dziś podejrzewać z większą dozą prawdopodobieństwa, które z dwojga będzie miało lepsze miejsce na liście... Za to niemal pewne jest, że ani poseł Gawęda, ani posłanka Glenc, nie będą mieli lepszych miejsc na liście wyborczej niż Bolesław Piecha i/lub Izabela Kloc, prawdopodobnie będą musieli również ustąpić pierwszeństwa Pawłowi Jabłońskiemu i Michałowi Wosiowi.
Grzechy posła Matusiaka i mocne postanowienie poprawy
Głównym grzechem posła Matusiaka są posądzenia o nepotyzm. Swego czasu jego syn został prezesem jednej ze spółek w Grupie KGHM, a brat bliźniak Grzegorza Matusiaka – Andrzej Matusiak – został dyrektorem jastrzębskiego oddziału Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Katowicach. Prezesowi miało się również nie podobać zbyt aktywne, nawet jak na aktualne standardy, budowanie wpływów w działających w naszym regionie spółkach Skarbu Państwa.
Nieoficjalnie mówiło się, że Grzegorz Matusiak próbował podreperować swoje notowania u prezesa Kaczyńskiego zdobywając wpływy w mediach regionalnych. Osoby z jego otoczenia miały założyć fundację, która w 2019 roku kupiła regionalny tygodnik w Rybniku. Sam Grzegorz Matusiak w oficjalnych wypowiedziach oburzał się na łączenie go z tą sprawą. Nawet jeśli w tych pogłoskach tkwiło ziarno prawdy, to utrata wpływów w spółkach Skarbu Państwa i bardzo trudna sytuacja na rynku medialnym zniweczyły te plany.
Jednak Grzegorz Matusiak wciąż próbuje zbliżyć się do prezesa. Ostatnio pozwał Donalda Tuska w związku z jego wypowiedziami dotyczącymi zamieszek pod siedzibą JSW w 2015 roku. Czy podjęcie działań wymierzonych w Tuska wystarczy do politycznego rozgrzeszenia? Przekonamy się po ogłoszeniu składu list wyborczych w wyborach parlamentarnych. Na korzyść Grzegorza Matusiaka działa również rozpoznawalność w Jastrzębiu-Zdroju.
Miejsce na liście wyborczej jest ważne, ale nie najważniejsze
Im wyższe miejsce na liście wyborczej, tym łatwiej o głosy wyborców. Dlaczego? Wielu wyborców głosuje na partię, a nie na ludzi. Odnajdując listę „swojej” partii, zakreślają krzyżyk przy nazwisku jednego z czołowych kandydatów. To reguła, od której zdarzają się wyjątki. Znane są przypadki kandydatów, którzy otrzymali gorsze miejsce na liście wyborczej, a mimo to osiągnęli bardzo dobry wynik w wyborach i ostatecznie dostali się do Sejmu. Tak było z Adamem Gawędą, który w 2007 roku wywalczył mandat startując z 9. miejsca na liście PiS, a jego indywidualny wynik wyborczy był lepszy od 2. na liście Grzegorza Janika.
Wojciech Żołneczko
* Cytat z piosenki „Keszitsen kepet onmagarol” zespołu Kult