Dodatek specjalny: Terapeutka uzależnień – nałóg to wstyd i piętno. Trzeba to przełamać
Przy okazji wrześniowej imprezy plenerowej – koncertu Dawida Kwiatkowskiego w Raciborzu, miejscowy urząd miasta przygotował ofertę informacyjną dla osób poszukujących wsparcia w różnego rodzaju uzależnieniach. Terapeutka uzależnień Dorota Kikomber z Raciborza służyła poradą osobom, które zdecydowały się podejść do namiotu ustawionego na rynku. Był to punkt informacyjny, w którym dyżurowali specjaliści. Z terapeutką o tej formie pomocowej rozmawiał Mariusz Weidner.
– Co może dać taka rozmowa, takie spotkanie przy okazji wydarzenia rozrywkowego? To w końcu kontakt z osobą, powołaną, przygotowaną do tego, żeby pomagać w kryzysowych sytuacjach.
– Zacznę od tego, że koncert pana Kwiatkowskiego jest taką wisienką na torcie tej szerszej w przekazie imprezy, która ma na celu pokazanie takiego bardzo holistycznego podejścia do tematyki uzależnień. Jeżeli nie umiemy sobie radzić z emocjami, to bardzo często popadamy w nałogi. Ponieważ one łagodzą w taki fałszywy sposób złe emocje, które jest trudno udźwignąć. Pokazujemy, że można rozładowywać te emocje w bardzo pozytywny, konstruktywny sposób. Robić to poprzez uprawianie sportu, czy na zasadzie różnych zainteresowań. I to jest głównym celem całej akcji pod nazwą „Bądź Pro Zdro”. Ona zaczyna się koncertem Dawida Kwiatkowskiego, ale potrwa kilka miesięcy. Cieszę się, że zostałam do tej akcji zaproszona, bo wykonując taki zawód, borykając się niejednokrotnie z trudnościami ludzi, którzy do mnie przychodzą, ich trudnościami w utrzymaniu trzeźwości czy w radzeniu sobie w życiu, zdaję sobie sprawę z tego, że tematy alkoholizmu, narkomanii są wciąż tematami tabu, wstydu i nie chcemy być identyfikowani z tym problemem. Nawet mówiąc o tym w rodzinie, wstydzimy się, że ktoś w tym gronie jest tak zwaną czarną owcą.
– Dzięki pani pracy tutaj, w plenerze, można zainicjować taką głośną rozmowę o problemie? Już tutaj zajęciu się nim, by rozpocząć rozwiązywanie go?
– To miejsce, do którego można przyjść anonimowo. Na miejscu udostępniamy krótki test, który ukierunkuje dalsze działania. Jest dla tych, którzy zastanawiają się np. czy piją rozsądnie? To wydarzenie jest także próbą zachęcenia ludzi do tego, żeby zadali sobie czy otoczeniu pytanie, żeby dostrzegli, że jest ktoś taki jak terapeuta. Ja upowszechniam informację o dostępie do poszczególnych ośrodków terapii uzależnień. One niosą pomoc takim osobom, choć trudności w dotarciu do fachowca występują. Myślę, że nie tylko trudno jest po tą pomoc sięgać ze względu na wspomniany wstyd i to piętno społeczne, ale też z drugiej strony ze względu na brak informacji brak wiadomości na ten temat. Tymczasem zamiatanie problemu pod dywan go nie rozwiąże. Takie akcje informacyjne powinny się jak najczęściej odbywać i to z jak największym rozgłosem. Jeżeli będzie chociaż jedna osoba, która dzięki takiej akcji trafi do gabinetu terapeutycznego, to już będzie osiągnięcie celu, jaki założono przy jej organizacji. Dzięki popularyzacji tematyki profilaktyki uzależnień terapeuci, psycholodzy będą wychodzić bliżej ludzi. Tym łatwiej będzie o takie przełamanie pewnej bariery, że terapeuta „nie gryzie”, nie jest gdzieś schowany, zamknięty, ale jest otwarty na zmierzenie się z problemami osoby potrzebującej pomocy.
– Wspomniała pani o wstydzie, o piętnie osób, które zmagają się same, bądź w swym otoczeniu z problemami uzależnień. Może to są bariery dla nich nie do pokonania?
– Ja nawet tutaj na rynku zaczepiam ludzi, żeby weszli, żeby się zainteresowali, bo może znają taką sytuację, bo podjęcie przez nich jakiegoś działania może być później przypieczętowane uratowanym życiem. Taki jest sens mojej pracy, choć wiem, że ten pierwszy krok nie jest łatwy do wykonania. Oczywiście dostrzegam te dobre i te gorsze aspekty warunków, w których tu pracuję. Ważne jest, że dochodzi do bezpośredniego kontaktu i jest ten kawałeczek intymności takiego spotkania. Być może w kolejnych odsłonach akcji zrobimy coś innego, ale wierzę, że każda próba wyjścia do ludzi jest działaniem potrzebnym. Z obu stron potrzebna jest odwaga do zmierzenia się z problemem. Dla jednego już samo to, że ktoś tutaj do mnie przyszedł, usiadł i porozmawiał, będzie impulsem, że dał radę i może ja też dam? W sytuacji izolowania od społeczeństwa chodzi o to, żeby przełamywać tabu i przestać się chować z problemem. Ten problem jest niestety ogólny i ogromny. Ja widzę rzesze ludzi, którzy nadużywają alkoholu, nadużywają narkotyków. W tej chwili narkotyków jest coraz więcej i to takich, które w coraz bardziej fantazyjny i mocniejszy sposób uzależniają. I to jest dramat. Szczególnie że dotyczy już w tej chwili bardzo młodego pokolenia.
– Mówi się, że uzależniony nie cierpi sam, a choruje z nim całe jego otoczenie, bliscy. Czy pani ze swej praktyki umie to potwierdzić?
– W swojej pracy wychodzę z takiego założenia, że leczenie samego nałogu, to jest taka kropla w morzu potrzeb. Uważam, że trzeba się holistycznie zająć całą rodziną osoby uzależnionej. Bo tam jest żona współuzależniona, tam są dzieci i tam dochodzi do dramatów, do różnych rzeczy, do traum. Nimi trzeba się także zająć. Dziećmi trzeba się zaopiekować, to jest kawał roboty w pracy nad taką całą rodziną tylko jednej osoby uzależnionej. Jeżeli nie będziemy propagowali zdrowego trybu życia, nie będziemy przełamywali tabu pod tytułem nałóg to piętno, to nic się nie zmieni. Teraz bardzo wysoko funkcjonujący ludzie walczą z nałogami. Mówią sobie: mam dobrą pracę, daję na utrzymanie, więc mogę to i tamto. Często takie jest właśnie wytłumaczenie sobie tego uzależnienia. A to jest nieprawda, nie ma na to zgody. Żeby człowiek nadużywający alkoholu stosował agresję. Najczęściej w głodzie alkoholowym czy nawet narkotycznym, taka osoba jest agresywna, stosuje agresję wobec osób jej najbliższych. Bądźmy świadomi tego, że problemem to nie jest tylko to, że on wypije i on się zatacza. Człowiek, który jest uzależniony, mężczyzna czy kobieta, a kobietom trudniej wyjść z nałogu, bo one zazwyczaj piją w samotności i im jeszcze trudniej się przyznać do problemu, przełamać ten wstyd, to ja uważam że nie można stać bezczynnie i patrzeć na te dramaty. Ludzie którzy się kochają, później stosują wobec siebie przemoc. Ktoś kto nie radzi sobie z emocjami, wyżywa się na rodzinie. Wyświechtany slogan: bo zupa była za słona funkcjonuje w rzeczywistości. Kobieta z limem pod okiem to rzeczywistość. Nie czarujmy się, taki jest schemat takiej rodziny, gdzie występuje uzależnienie. Ja chcę powiedzieć temu stop i na tyle, na ile mogę, na ile mam doświadczenia zawodowego i na ile mam zapału to podejmuję się tego zadania. A mam serce ogromne i walka z nałogami to taki mój „konik”. Stąd włączyłam się w działanie przygotowane przez urząd miasta w Raciborzu.
Pełną wersję wywiadu (w formie wideo) z Dorotą Kikomber znajdą państwo na portalu nowiny.pl