„Solidarność” publikuje nekrolog Śląskiej Policji
REGION Śląska policyjna „Solidarność” 1 listopada opublikowała na swojej stronie nekrolog z pożegnaniem Śląskiej Policji. „Poległa w boju z rynkiem pracownika o zapełnienie wakatów” – brzmi treść. W kolejnych słowach rysuje się widmo „agonii”, czyli kolejnych odejść, jakie mają nastąpić w 2024 roku. Mirosław Soboń, przewodniczący NSZZ „Solidarność” policji regionu śląsko – dąbrowskiego w rozmowie z Nowinami opisuje z jakimi problemami zmaga się policja. Wskazuje na chaos i błędy w zarządzaniu kadrami. Podkreśla też potrzebę pilnego podjęcia kwestii wynagrodzeń pracowników cywilnych.
– Nowiny.pl: Policyjna "Solidarność" ze Śląska opublikowała nekrolog na pożegnanie Śląskiej Policji... Co to za czarne prognozy?
– Mirosław Soboń, przewodniczący NSZZ „Solidarność” policji regionu śląsko – dąbrowskiego: Realizuje się czarny scenariusz. Niestety bierzemy udział w tej czarnej grze. Klepsydra dla Śląskiej Policji to taki niecodzienny pomysł. Biorąc pod uwagę, że policja w całym kraju przeprowadza średnio około 15 tysięcy interwencji, to co najmniej 15 tysięcy obywateli może codziennie doświadczać profesjonalizmu tej instytucji.
– Profesjonalizmu w cudzysłowie? Dobrze rozumiem?
– Nie, jeszcze nie. Ale jeśli sięgniemy po dane, które udostępniła Komenda Miejska Policji radnym miasta Katowice, bo zwyczajowo na początku roku przesyłają informację, jak funkcjonuje policja w mieście, to w danych z marca tego roku znajduje się analiza dotycząca czasu reakcji na zdarzenia w ruchu drogowym. W 2018 roku policja przyjeżdżała po 25 minutach, a w 2022 roku... po 41 minutach. To zdecydowanie za długo. Policja w ten sposób nie zyskuje sympatii, wprost przeciwnie. A ludzie nie są świadomi, dlaczego tak się dzieje. Musimy to nagłośnić, by usprawiedliwić naszych kolegów. Te sytuacje nie są bowiem spowodowane ich złą wolą, zaniedbaniem czy lekceważącym podejściem do swoich obowiązków, tylko złą polityką kadrową Komendy Głównej Policji i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Musimy uderzyć w ten dzwon, by ludzie zrozumieli, że sytuacja jest dramatyczna, w ten sposób musimy polityków zmusić do refleksji, do pilnych, radykalnych działań, bo o tych problemach kadrowych wspominamy już od dwóch lat.
Ludzie widzą informacje, że policjanci tu rozbili jakiś gang, tu zatrzymali groźnych przestępców. To fajnie wygląda i policjantów pełnych pasji jest cała masa, ale oni zaczynają być zniechęceni do służby poprzez złe zarządzanie i braki kadrowe. Prosty przykład – mamy kolegów, którzy są kryminalnymi i prowadzą jakąś skomplikowaną sprawę, ale muszą to rzucić, żeby uzupełniać braki kadrowe na ulicy, czy pojechać na zabezpieczenie imprezy masowej. To o czym my tutaj mówimy? Jak mamy realizować nasze zadania ustawowe, skoro jesteśmy wysyłani gdzie się tylko da, bo nie ma kim tego wykonać? W odpowiedzi na nasze słowa, padają twierdzenia, że nasze działania mają podwójne dno. Co więcej, sugeruje się, że powinniśmy – ci którzy są związkowcami, a jest nas w Solidarności na 1500 członków trzech oddelegowanych do działalności związkowej – zresztą zgodnie z ustawą, to sugerują, że my powinniśmy włożyć mundury i pójść pomóc tym kolegom na ulice. W Katowicach brakuje 1420 policjantów, a jeden z oficerów w wypowiedzi dla Gazety Wyborczej sugeruje, że my trzej powinniśmy wdziać mundur... Czy my w trójkę zastąpimy 1400?
– Jak wygląda sytuacja w innych miastach – Rybnik, Wodzisław, Żory, Jastrzębie, Racibórz?
– Sprawdźmy świeże dane, 1 października Rybnik ma wakatów na poziomie 10%, tu od marca poprawiła się sytuacja, bo w marcu było 12%. W Wodzisławiu Śląskim to jest 9,5%, Żory – 7,7%, w Raciborzu 11,4%. Najniższy wskaźnik z wymienionych miast jest w Jastrzębiu – Zdroju – 5,4%, czyli tam sytuacja jest najbardziej stabilna. Żywiec, Jastrzębie i Cieszyn – to trójka w województwie, gdzie wakatów jest najmniej. Z drugiej strony są takie „orły" jak Mysłowice – 19%, KMP Katowice – największa jednostka ma niespełna 17% wolnych miejsc. Jak do tego dorzucimy policjantów, którzy wiecznie się szkolą, są na różnych kursach, plus realizacja urlopów, zwolnienia lekarskie, to zaczyna być dramat. Mamy w służbie coraz więcej kobiet, i bardzo dobrze, ale trzeba uwzględnić, że kiedy są na macierzyńskim, wychowawczym – to widnieją jako funkcjonariusze w służbie, chociaż realnie ich nie ma, czasem kilka lat. Dlatego do tych wszystkich statystyk jeszcze moglibyśmy doliczyć po parę procent tych nieobecnych.
– Jakie macie pomysły na reformy?
– Reforma policji to jest materia tak skomplikowana, że jeżeli w ogóle którykolwiek z ministrów podejmie taki temat, to współpracując na pewno będziemy korzystać z potencjału naszego półmilionowego związku. Mamy przecież zespoły eksperckie, które opracowywały różne materiały dotyczące różnych branż, brali udział w takich opracowaniach na poziomie komisji krajowej. Mówimy naprawdę o specjalistach, bo to nie temat dla nas działaczy. My jesteśmy funkcjonariuszami policji, ja przesłużyłem w sprawach kryminalnych dwadzieścia parę lat. Mogę się zajmować działalnością związkową, ale jeśli chodzi o reformy, to musimy sięgnąć po autorytety. To wielopłaszczyznowy, złożony problem. Proces naprawczy to będzie długi proces, jestem ciekaw, czy znajdzie się taki polityk, który się tego podejmie i zrobi to dobrze.
– Co zdaniem Związków jest priorytetem, tym pilnym obszarem, nad którym trzeba się pochylić?
– Jednym z istotnych przykładów złego zarządzania kadrami jest podejście do pracowników cywilnych. Polska Policja zatrudnia 20 tysięcy pracowników cywilnych. To ludzie, bez których policjant nie wykona żadnej pracy, bo to np. panie, które zarządzają systemami informatycznymi, obsługują kancelarie prawne, już nie wspomnę o wydziale płac, gdzie w komendzie wojewódzkiej pracuje z 60 albo 70 pań. To jest cała masa różnych wysokowyspecjalizowanych komórek. W sprawozdaniu Szefa Korpusu Służby Cywilnej widać jak na 29 typów urzędów – np. urzędy morskie, archiwa państwowe, inspektoraty nadzoru budowlanego, itd., to pracownicy cywilni komend miejskich i powiatowych są najniżej wynagradzani i różnica pomiędzy tymi wynagrodzeniami jest rzędu 30%, w porównaniu z powiatowymi inspektoratami weterynarii to już są różnice 60 – procentowe. Nasi pracownicy cywilni zarabiają obecnie minimalną krajową. W tym sprawozdaniu napisane jest, że przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze pracownika korpusu służby cywilnej, to 3511 złotych brutto, netto – 2700. To proszę sobie wyobrazić jak taka nasza koleżanka, która obsługuje cały komisariat, prowadzi całą buchalterię, jest odpowiadzielna za dosłownie wszystko co my wytworzymy i co przerobimy i ona zarabia 2700 złotych, czyli tyle samo co osoba po szkole podstawowej, która szuka najprostszej pracy. Proszę jeszcze pamiętać, że to często praca na dokumentach procesowych, wymagana jest poufność. Nic nie może zaginąć, muszą być dotrzymywane terminy, duża presja.
Jak taka osoba odchodzi z pracy, to Komenda Wojewódzka ogłasza konkurs na to stanowisko i okazuje się, że nie ma chętnych. To co robi Komendant Wojewódzki? Na to miejsce kieruje policjanta. I tak np. w wydziale finansów są panie, które zarabiają te najniższe pensje i tam została skierowana młoda policjantka, która dopiero co rozpoczęła służbę, wykonuje dokładnie te same obowiązki co te panie, a zarabia od nich 20, nawet 40% więcej. I tu wracamy do statystyk – ta policjantka wykazana jest jako funkcjonariusz, ale my jej nie mamy w służbie na ulicy, bo ona pracuje w komórce cywilnej. I takich przypadków w Komendzie Wojewódzkiej jest więcej. To jest dramat. Jak się czuje osoba, która pracuje naprzeciw tego policjanta, którego uczy tej pracy, a zarabia dużo, dużo mniej. Czy policję stać na to? Nie może tak być, że zamiast poprawić ofertę pracy, by pozyskać pracownika na rynku pracy, to wydaje się polecenie służbowe, które policjant wykonuje i będzie tam sobie siedział. I on dostaje takie same pieniądze jak ten policjant, który w tym samym czasie przeprowadza interwencje z narażeniem życia i zdrowia.
Zaczynamy dochodzić do takiej sytuacji, gdzie to wszystko nie tylko nie wygląda profesjonalnie, a fatalnie. Mam na swojej tablicy przypięte dane sprzed 20 lat, kiedy podstawa pracownika cywilnego wynosiła 180% minimalnej, dzisiaj to jest 67%. To nie jest wyliczenie co do jednego procenta, ale pokazuje skalę problemu. Ci pracownicy są załamani, mamy wiele pań, które pracują po dwadzieścia parę lat, jeszcze przed nimi troszkę do emerytury i one nie chcą rzucić tej profesji, ale ten pieniądz ma znaczenie. I jakie będą te emerytury? Nie będą mogły dzięki nim godnie żyć. A myślałby ktoś, że "o, przecież to policja!"... Próbujemy zwrócić uwagę na tę sytuację, zobaczymy z jakim skutkiem.
– Gdybyśmy z kolei mieli wymienić te najważniejsze problemy dotyczące mundurowych, a wynikające ze złego zarządzania, o którym Pan mówi?
– Mamy chaos. Kierujemy różnych policjantów do różnych zadań, bo nie ma kim dysponować. U policjantów rodzi to frustrację. Kolejna rzecz, nie wiadomo dlaczego Komenda Główna, która jest odpowiedzialna za kształtowanie polityki kadrowej, zamiast zwiększać, to zmniejsza liczbę funkcjonariuszy, których policja przyjmie w danym roku kalendarzowym. To jest nielogiczne.
Kolejna sprawa, przykład – policjant z Bytomia poznał dziewczynę z Częstochowy, wzięli ślub, mają rodzinę, przeprowadził się pod Częstochowę i w związku z odległością, jaka powstała przy dojazdach do pracy, pisze do swojego komendanta raport o zgodę na przeniesienie do jednostki najbliższej miejsca jego zamieszkania. Dobrze by było, żeby przyszły młody tata nie tracił czasu na dojazdy, zwłaszcza, że w tej pracy siedzi dłużej, bo nie ma komu pracować, więc on sam ma więcej obowiązków. Ale pan komendant mówi nie, "bo ja nie mam policjantów i nie mogę cię puścić. Chyba że znajdziesz kogoś z Częstochowy, kto będzie chciał przenieść się do Bytomia". I ta polityka kadrowa "osoba za osobę" jest realizowana od wielu lat i to się jakoś udawało, ale teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że nie ma sensu jej stosować, bo jak taki policjant dostanie 2 – 3 takie odpowiedzi, to on się po prostu zwalnia z policji. Oczywiście w raporcie pisze, że "w przypadku braku zgody rozważa odejście, a dla niego to trudna decyzja, bo chciał nosić mundur przez wiele lat". Po to się kształcą, podnoszą kwalifikacje. I mają rację – to jest inwestycja państwa w człowieka i jak on ma 5 – 7 lat służby, to jest już naprawdę wartościowym funkcjonariuszem i wiele potrafi. A komendant miejski mówi: "On tylko straszy, że pójdzie". I co? I odchodzą. Bo bez problemu znajdą pracę – za podobne pieniądze, do tego od poniedziałku do piątku od 7 do 15, wszystkie weekendy wolne – rewelacja. Bo przecież w policji to pracujemy na okrągło.
Policjanci są sfrustrowani. Ja się tu posługuję przypadkiem z Bytomia – mamy czerwiec, odchodzi trzech policjantów – jeden ma pięć, drugi siedem, trzeci piętnaście lat służby. I odchodzą. Mają tego dość – obciążenia, bycia ciągle w służbie kosztem rodziny, a nawet bezpieczeństwa. Bo jeśli mamy trudną interwencję i trzeba udzielić wsparcia, a policjantów jest mniej, to już nie przyjeżdża wsparcie z sąsiedniego komisariatu, tylko w ogóle z innej jednostki. Nie jest po 3 minutach, a po 33. I to nie daje poczucia bezpieczeństwa w służbie. Mamy dosyć zaklinania rzeczywistości.