Piłka nożna w sercu i na boisku. Kamil Kucharski o wyzwaniach i sukcesach
Związek z lokalnym klubem i piłką nożną jest dla niego czymś więcej niż sportem – to historia pasji, zaangażowania i pracy na rzecz drużyny. W wywiadzie zawodnik Przyszłości Rogów — Kamil Kucharski dzieli się swoimi doświadczeniami z boiska, refleksjami nad rozwojem osobistym, podejściem do gry oraz wizją przyszłości w futbolu. Opowiada także o sile relacji w drużynie, roli kibiców i tym, co sprawia, że sport pozostaje kluczową częścią jego życia.
– Zbigniew Harazim: – Czy gra w barwach Przyszłości Rogów różni się od gry Unii Turza Śląska?
– Kamil Kucharski: – Można powiedzieć, że w Unii Turza Śląska znalazłem się trochę przypadkowo i niespodziewanie. Nawiasem mówiąc, do gry w tym klubie namówił mnie nasz obecny szkoleniowiec Piotrek Glenc. Wszystko potoczyło się dosyć szybko i dołączyłem do zespołu, którego cel był jasny — awans do 3 ligi. Bardzo dobry trener – Marek Hanzel, bardzo dobra kadra zespołu, dobre warunki w klubie, jak na standardy 4– ligowe — w Turzy wszystko było poukładane, a my mieliśmy wykonać zadanie i to się udało. Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim w Unii za ten wspaniały czas i odbiór mojej osoby. W Rogowie mieszkam, z klubem jestem związany od początku gry w piłkę, grają u nas zawodnicy z Rogowa bądź okolic, moi koledzy. Na mecze przychodzi cała rodzina, znajomi. Można powiedzieć, że jestem w domu.
– Dlaczego zdecydował się pan zmienić klub i dołączyć do Przyszłości Rogów?
– W czasie gdy wywalczyliśmy z Unią awans do 3. ligi obowiązki zawodowe nie pozwalały mi na grę w piłkę na tym poziomie. A, jako że dałem słowo, że moim kolejnym krokiem będzie powrót do Przyszłości Rogów, to słowa dotrzymałem.
– Jakie są pana główne cele w obecnym sezonie? Indywidualnie i drużynowo.
– Zawsze gdy wychodzę na boisko, chcę wygrać mecz. Niezależnie od rywala, poziomu i innych składowych. Jeśli wygrywa się wszystkie mecze – zdobywa się pierwsze miejsce. Takie mam do tego podejście i staram się nim zarazić kolegów z drużyny. Inną kwestią jest to, czy się uda, ale naszym celem jest po prostu wygrywanie kolejnego spotkania.
Jeśli chodzi o cele indywidualne to takich nie mam, oczywiście chce strzelać bramki i asystować jak najczęściej, ale piłka to sport drużynowy a ja już zawodowym piłkarzem nie zostanę, więc ego mam schowane w kieszeni i gram dla zespołu.
– W jakich aspektach swojej gry widzi pan największy postęp od czasu rozpoczęcia kariery? Jakie czynniki uważa pan za kluczowe w swoim rozwoju?
– Kariera to zbyt duże słowo, ale największy postęp mam w głowie. Nie w grze głową, tylko w podejściu do piłki nożnej. Niestety kiedyś tego zabrakło i może dlatego mojej przygody w piłce nie można nazwać karierą.
Myślę, że psychologia w sporcie to bardzo ważna sprawa, kiedyś nie przywiązywano do tego tematu odpowiedniej wagi. Teraz na szczęście się to zmienia. Kluczowym czynnikiem jeśli chodzi o samorozwój jest świadomość. Pewnie nie wszystkie, ale znam swoje zalety i wady, staram się z lepszym lub gorszym skutkiem nad tym pracować.
– Czy może pan opowiedzieć, jak wygląda pana typowy tydzień treningowy?
– Ciężko odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, bo nie ma u mnie czegoś takiego jak typowy tydzień treningowy. W Przyszłości Rogów trenujemy zazwyczaj 3 razy w tygodniu, zależnie od mikrocyklu. Czasem jestem na wszystkich treningach, czasem rzadziej. Jak mam wystarczająco dużo energii to poćwiczę też indywidualnie na siłowni. Jeśli czuje, że w danym tygodniu potrzebuję odpocząć, to więcej czasu poświęcę na regenerację.
– Czy jest jakiś piłkarz, którego styl gry lub podejście do sportu szczególnie pana inspirują?
– Nie mogę wyróżnić jednego piłkarza. Lubię i takich, co potrafią zrobić wszystko z piłką, i charyzmatycznych wojowników. Piłka nożna potrzebuje jednych i drugich. Bardzo szanuję tych piłkarzy i sportowców, którzy musieli poświęcić dużo więcej pracy niż inni, żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu.
– Co może pan poradzić młodszym zawodnikom?
– Nie wiem, czy jestem osobą, która powinna udzielać rad innym, aczkolwiek jeśli miałbym coś doradzić, to żeby po prostu nigdy nie rezygnowali ze swojej pasji i doskonalenia się w tym co lubią robić oraz żeby mieli poczucie własnej wartości i zawsze byli sobą.
– Jak ocenia pan swoje relacje z zespołem Przyszłości Rogów? Jakie znaczenie dla pana mają wzajemne relacje i atmosfera w drużynie?
– Moje relacje z zespołem są bardzo dobre. Wszyscy się dobrze znamy i lubimy ze sobą spędzać czas. Mamy dobrą atmosferę w drużynie, wszyscy gramy dla Przyszłości Rogów na takich samych warunkach, i dlatego że chcemy tu grać. To jest kapitał, który sami zbudowaliśmy i nikt nam tego nie zabierze.
Atmosferę zawsze budują ludzie. Jest ona kluczowa w tworzeniu dobrego zespołu, wynik ją tylko wzmacnia. Nienawidzę tkwić w czymś, gdzie tych dobrych relacji nie ma, czy jak chodzi o prace, czy amatorskie granie w piłkę.
– Który mecz w barwach Przyszłości Rogów uważa pan za kluczowy dla pana i drużyny? Czy jest jakiś moment, który szczególnie zapisał się w pana pamięci?
– Nie ma chyba takiego jednego konkretnego meczu. Bardzo duże znaczenie miał przegrany pojedynek derbowy z Naprzodem Czyżowice, gdzie trochę z nas zeszło ciśnienie, że od bodajże 38 kolejek ligowych jesteśmy niepokonani i musimy za wszelką cenę kontynuować passę. Kolejnym ważnym meczem było spotkanie z wiceliderem — Stanowicami. Mecz mógł się potoczyć różnie, ale ostatecznie wygraliśmy 0– 3 i daliśmy sygnał, że nasze miejsce w tabeli nie musi być przypadkowe. Jeśli chodzi o szczególny moment, to przychodzi mi do głowy sytuacja w przerwie meczu z rezerwami... Unii Turza Śląska, gdzie przegrywając 3– 1 obiecałem chłopakom, że jak damy z siebie wszystko to wygramy ten mecz, ale jak ktoś odpuści to mu nie daruję... Ostatecznie pokazaliśmy charakter i wygraliśmy 4– 5.
– Jakie znaczenie mają w tym wszystkim kibice?
– Wynik zespołu zawsze determinuje liczba osób na trybunach. Jeśli zespół zawodzi, ludzie nie przychodzą, jeśli wygrywa — jest ich dużo więcej. My mamy jednak szerokie grono kibiców, którzy są zawsze na meczu i to dla nich gramy. Są także nasze rodziny, które nas wspierają i tworzą rodzinną atmosferę wokół klubu. Mam nadzieję, że będą nas wspierać także w trudniejszych momentach.
– Czy jest ktoś, kto miał szczególny wpływ na pana rozwój? Kto był, być może nadal jest, największym wsparciem w tej piłkarskiej drodze?
– Jeśli chodzi o sam rozwój piłkarski to musielibyśmy się cofnąć do samego początku i wyróżnić trenera Antoniego Jelenia, który zaszczepił we mnie miłość do tego sportu, a później wyciągnął z dołka jak miałem 16 czy 17 lat i chciałem skończyć grać w piłkę.
Na samym początku na pewno duże wsparcie dali mi także rodzice. W szczególności tata, który był ze mną na treningach oraz meczach. Do dziś rodzice zasiadają na trybunach na każdym moim meczu, to bardzo miłe uczucie. Od dosyć dawna w tej drodze towarzyszy mi również moja żona. Jakiś czas temu powiedziała mi, że piłka nożna to duża część naszego życia. I tak właśnie to wygląda – radzi sobie sama, gdy jestem na treningach, przychodzi z córkami na moje mecze, a po meczach musi znosić moje humory, albo nieobecność gdy wygramy... (śmiech). Bez jej wsparcia nie grałbym już w piłkę, bardzo dużo jej zawdzięczam.
– Jakie ma pan plany na przyszłość po zakończeniu kariery zawodnika? Czy bierze pan pod uwagę możliwość dalszego zaangażowania w piłkę nożną? (jeśli tak, to w jakiej roli?)
– Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z tego, że nie wyobrażam sobie życia bez piłki nożnej, dlatego na pewno w jakikolwiek sposób zostanę z nią związany. Już teraz aplikowałem na kurs trenera, w klubie pomagam przy pracy z młodzieżą oraz asystuję naszemu trenerowi, także chyba w takiej roli bym się kiedyś widział. Jednak jeśli zdrowie pozwoli, to chciałbym jeszcze trochę pograć, bo sprawia mi to dużo radości.