Sukcesem jest rodzina
Helmut Pfeifer z dzielnicy Meksyk nigdy nie zapomni tej chwili, kiedy w latach sześćdziesiątych na Stadionie Śląskim zobaczył najlepszych piłkarzy brazylijskiego FC Santos.
W korytarzu minął się z legendarnym Pele. Na mecz Polski z Brazylią przyszło wtedy 60 tysięcy kibiców! To było wielkie wydarzenie – wspomina rybniczanin, który był wtedy obiecującym, młodym piłkarzem.
Wspomnienia z Maracany
Karierę piłkarską rozpoczął w drugiej połowie lat pięćdziesiątych w Rybnickim Klubie Sportowym. Podczas meczów w lidze juniorów zauważyli go śląscy selekcjonerzy piłki i wkrótce trafił do śląskiej kadry juniorów. – Pamiętam, jak mieliśmy zgrupowanie na stadionie olimpijskim we Wrocławiu. Zauważyli mnie wtedy selekcjonerzy PZPN i zostałem powołany do kadry Polski juniorów – wspomina Helmut Pfeifer. Potem występował jeszcze w barwach trzecioligowego Górnika Rybnik. W sumie był piłkarzem przez około dziesięć lat, ale miłość do piłki jest w nim do dziś. – Siedem lat temu mieliśmy okazję wraz z żoną pojechać do Brazylii. Kiedy przybyliśmy do Rio de Janeiro, musieliśmy zobaczyć przede wszystkim Maracanę. To wspaniały stadion – wspomina pan Helmut.
Rzemiosło zostaje w rodzinie
W swoim życiu połączył dwie pasje. Piłkę nożną i rzemiosło. Rzemieślnikiem był jego ojciec Fryderyk, który prowadził własny warsztat oraz dwóch braci Zygmunt oraz Benedykt. W latach sześćdziesiątych senior rodziny musiał zamknąć zakład i wraz z synami podjął pracę w Pszczyńskiej Spółdzielni Malarzy i Lakierników. W 1978 roku Helmut Pfeifer otworzył swój własny warsztat malarsko–tapeciarski, który prowadził przez 22 lata. Wykształcił ponad trzydziestu młodych rzemieślników. Przez dziesięć lat był podstarszym cechu, przez dwadzieścia zasiadał w komisji egzaminacyjnej, najpierw był jej członkiem, potem zastępcą przewodniczącego komisji wojewódzkiej. Dzisiaj komisji tej przewodniczy jego syn Wojciech, który przejął schedę po ojcu.
Nie dla mnie papucie
– Jestem na emeryturze, ale nie wyobrażam sobie siedzenia przed telewizorem w papuciach – stwierdza żartobliwie pan Helmut. Od trzech kadencji działa w Radzie Dzielnicy Meksyk, należy także do Klubu Olimpijczyków Sokolnia. – W piłce nożnej odniosłem sukcesy, sport jest do dzisiaj dla mnie wielką wartością, ponieważ hartuje ducha i skłania do zdrowego trybu życia. Lubiłem również rzemiosło i swoją pracę. A jednak moim największym sukcesem życiowym jest wspaniała rodzina: żona Aniela, troje dzieci ze swoimi rodzinami i czworo wnucząt – uśmiecha się Helmut Pfeifer.
Henryk Chowaniec
Mamy bardzo ładny park, ale uważam, że jest on do końca niewykorzystany. Odbywa się tam za mało imprez kulturalnych. Mamy też problem z naszą ulicą Chwałowicką. Jest tutaj taki ruch, że szczególnie w godzinach szczytu nie możemy wyjechać ze swoich posesji. Denerwuje mnie też to, że mamy w mieście wysypisko śmieci, a nie możemy z niego korzystać prywatnie, chociaż jeden dzień w tygodniu. Efekt? Ludzie podjeżdżają samochodami do naszego parku i wyrzucają cale stosy śmieci.
Henryk Kubiesa
Problemem są dla nas drzewa z parku, które rosną przy samej drodze. Uważam, że są za mało obcinane i z tego powodu gałęzie spadają na drogę. Życie utrudnia nam też ogromny ruch na ulicy Chwałowickiej. Praktycznie przez cały czas jest tutaj korek samochodów wjeżdżających do miasta. Ale tak poza tym, to lubię naszą dzielnicę. Ludzie są tutaj w porządku i bardzo fajnie nam się tutaj mieszka.
Iwona Zniszczoł
Mieszkam na Meksyku od dwóch lat, ale jestem zadowolona. Ludzie są tutaj bardzo fajni, atmosfera również mi odpowiada. Najbardziej podoba mi się nasz park Kozie Góry. Spędzamy tam sporo czasu, chodzimy na spacery. Mój syn Kamil bawi się tam z dziećmi prawie codziennie.
Anna Born
Pracuję tutaj w sklepie od ponad roku i naprawdę nie mogłabym narzekać. Jest to spokojna dzielnica, ludzie są mili, nie ma jakichś nieprzyjemnych sytuacji. Uciążliwością jest jedynie ruch na ulicy Chwałowickiej. Jeśli ktoś w godzinach szczytu chce dojechać do centrum miasta, stoi w korku nieraz i pół godziny.
Iza Salamon