W sztuce bez demokracji
Mariusz Ostoja: Przed tygodniem zakończył się XXI Silesian Jazz Meeting, impreza niezwykle dla Rybnika i jego mieszkańców ważna. W tym roku na sali widowiskowej można było zauważyć sporo publiczności, ale też trzeba przyznać, że SJM to impreza w ostatnich latach jakby nieco podupadająca...
Krzysztof Popek: Myślę, ze należy na tę sprawę spojrzeć inaczej. Ważne jest bowiem, że impreza przetrwała tyle lat, już samo to świadczy o jej randze. A że miała swoje wzloty i upadki? To normalne. Bywały lata lepsze i bywały lata gorsze. Teraz znów mamy dobry klimat dla jazzu, taki „złoty wiek jazzu”, jest ogromne zainteresowanie tą muzyką w Polsce. No, jeżeli Możdżer ląduje na pierwszych miejscach list przebojów, to chyba nie jest normalne...
Ależ jest. Wie pan o tym doskonale.
Tak, ja się z tego bardzo cieszę. To też oznacza, że rybnicka impreza ma szansę po raz kolejny „zaistnieć” w Polsce. Myślę, że tegoroczny Silesian Jazz Meeting pokazał, że właśnie mamy przed sobą początek czegoś fajnego.
Czy są jakieś nowe pomysły na Silesian Jazz Meeting?
Owszem, są, ale nie czuję się, póki co, upoważniony do ich ujawniania. Decydujący głos w sprawie imprezy, doboru artystów ma Teatr Ziemi Rybnickiej i jego dyrektor Adam Świerczyna. Ja, podobnie, jak przez wiele lat Czesław Gawlik, mogę jedynie służyć dobrą radą i chęcią pomocy. Myślę jednak, że jeszcze w tym roku będą znane konkretne propozycje.
A czy nie lepiej by było, gdyby jazzem w Rybniku, imprezami jazzowymi zajął się jakiś zespół ekspertów, w którym pan też by się znalazł?
Absolutnie nie! Jestem przeciwnikiem demokracji, zwłaszcza w sztuce. To tak jak w zespole: powinien być lider, szef, podejmujący decyzje. A reszta powinna go słuchać.
(mos)