Niedojedzona kromka
Zima była mroźna i śnieżna. Z pajdą chleba posmarowanego smalcem w ręce jechałem w kierunku Paruszowca. Nagle z czeluści ulicy Mikołowskiej wyłonił się pochód - widmo. Straszliwie umęczeni ludzie w pasiastych płaszczach z nogami owiniętymi szmatami wolno szli w asyście SS-manów uzbrojonych w pistolety maszynowe i groźne, czarne psy. Błyskawicznie uformował się szpaler zaciekawionych ludzi. Upiorny pochód szedł w milczeniu z trudem pokonując każdy metr. Idący z lewej strony w pierwszym szeregu więzień wyciągnął rękę po mój chleb. Podałem mu niedojedzoną kromkę. Złapał ją i błyskawicznie wetknął w usta. Zdążył, bo już w następnej chwili rozpętało się piekło. Ryk Niemca, szczekanie psa.
Przerażony czmychnąłem jak spłoszony zając.
Po pewnym czasie spotkałem ich znowu. Szli ulicą Gliwicką. Kierowali się w stronę kąpieliska Ruda. Wtedy był to staw z drewnianym barakiem, w którym mieściła się letnia restauracja „U Śmieji”. Wszystkich więźniów wpakowano na dużą salę. Ukryty wraz z kilkoma chłopakami za murem stadionu byłem świadkiem dantejskiej sceny. W otwartych oknach i drzwiach stali żołnierze i seriami strzelali do bezbronnych ludzi.
Krzyk, płacz, jęki. Koszmar. Uciekłem.
Jest to opis małego epizodu, jakich setki dane było przeżyć mnie i mojemu pokoleniu. Szkoda, by wraz z nami cała wiedza o tamtych czasach poszła w zapomnienie. Czas płynie, a pokolenia naocznych świadków w sposób naturalny odchodzą.
Pomyślcie, ile to się działo za naszego życia? 1939 rok, wojna, konspiracja, front PRL.
Pamiętajmy, że zachowanie tamtych wydarzeń w pamięci, to nasz obowiązek wobec następnych pokoleń. Niech epitafium, jakie widnieje w Zakopanem na Pęksowym Brzysku zakończy te moje rozważania: „Ojczyzna to pamięć i groby. Narody tracąc pamięć tracą życie”.
I na koniec apel do wszystkich, którzy noszą w sobie wspomnienia minionych lat. Podzielcie się z nami, napiszcie po swojemu lub nagrajcie i przyślijcie na adres redakcji. Może także wnuki zajmą się spisaniem przeżyć swoich babć i dziadków?