Przerwane świętowanie
3 maja 1945 roku zapowiadał się jako niezwykle uroczysty. Po pięciu latach okupacji pierwsze święto Królowej Polski i rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
Mój ojciec, członek cechu stolarzy, od kilku dni przygotowywał nas i siebie do świętowania. Przypominał, jak to bywało przed wojną, kiedy wszystkie cechy wraz ze swoimi sztandarami uczestniczyły w uroczystej mszy świętej a następnie maszerowały przez rynek, by manifestować przywiązanie do Polski. Ojciec z zasady nie interesował się naszym ubiorem zostawiając to matce, ale tym razem dopytywał się, czy spodnie odprasowane, białe koszule wyprane. Tak bardzo był przejęty, by jego rodzina wypadła godnie mistrza stolarskiego.
Komuniści na rynku
Pamiętam, że nasze święto poprzedziło inne, zupełnie obce nam święto 1 Maja. Na rynku zebrali się komuniści. To święto zwane robotniczym, sprowokowało mojego ojca do tego, że po raz pierwszy opowiedział nam, kto to są komuniści i o tym, jak on sam walczył z bolszewikami. Jako uczestnik powstania wielkopolskiego zaciągnął się do legionów marszałka Piłsudskiego. Siedzieliśmy w kuchni za stołem, a ojciec opowiadal, jak defilował w Kijowie, jak biły dzwony i jak ludzie płakali ze szczęścia. Następnie był wielki odwrót, komuniści pędzili Polaków pod samą Warszawę. Byli na skraju totalnego wyczerpania, głodni, niewyspani, ale pełni zapału do walki o Polskę i gotowi na śmierć, gdy nagle stało się coś, czego nie potrafili sobie inaczej wytłumaczyć, jak cud. Bolszewicy cofali się, mało tego uciekali w panice. Znowu biły dzwony i popłynęły łzy szczęścia. – I kto by pomyślał, że przyjdzie mi dożyć czasów, kiedy komuniści będą rządzić w Polsce – mówił ojciec.
Pobili i rozgonili
3 maja 1945 roku poszliśmy całą rodziną do kościoła Matki Boskiej Bolesnej. Cóż to było za święto. Poczty sztandarowe, kościół wypełniony po brzegi, orkiestra i gromkie „Boże coś Polskę”. Po pięciu latach okupacji! Wyobrażacie sobie, jaki wtedy był nastrój? Wszyscy wtedy wierzyli, że Polska będzie znowu wolna i niepodległa. Niebawem miało się okazać, jak bardzo się mylili. Po mszy przed kościołem uformował się pochód, który ruszył w stronę rynku, by manifestować radość z odzyskanej niepodległości. Pochód uszedł kilka metrów, gdy nagle z ulicy Kościelnej wyłoniły się uzbrojone bojówki komunistów. Doszło do walk. Uczestnicy pochodu, w którym brały udział także kobiety i dzieci, nie mieli szans. Proporce sztandarów zostały połamane, uczestnicy pobici i rozgonieni.
Czarna dziura
Ojciec wrócił poobijany i jakoś dziwnie zmieniony. Wycedził jedynie przez zęby: „To jest koniec. Znam ich”. Do dzisiaj nie wiem, w jaki sposób zabrał z cechu pamiątkowe tableau, które zresztą przechowywał przez całą okupację. Zabrał i ponownie ukrył pod pryzmą trocin. Znaleźliśmy je po jego śmierci w 1974 roku i przekazali do muzeum w Rybniku. Wydarzenie z 1945 roku spowodowało, że ojciec zamknął się w sobie i do końca życia nie uczestniczył w żadnej organizacji kombatanckiej. Dyskusje przy stole kończył jedną sentencją: „Komunizm to czarna dziura”.
Stanisław Ptaszyński