Lekarz miał zły dzień
Młoda matka nie miała szczęścia do lekarzy w szpitalu. Nasłuchała się ironicznych uwag i słów krytyki. Pomoc znalazła dopiero w szpitalu
w Żorach.
Izabela Michalska z Rybnika ma trójkę dzieci. Najmłodszy Darek skończył niedawno trzy miesiące. Maluch od urodzenia nie cieszył się zbyt dobrym zdrowiem. Najpierw ospa, później zapalenie płuc. We dwójkę schodzili już niejedną przychodnię, jednak rybnicka izba przyjęć przy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 pozostanie najdłużej w ich pamięci.
Pielęgniarka była zmęczona
– Kiedy Darek zaczął lekko kaszleć i dostał kataru postanowiłam pójść z nim do lekarza. Nie chciałam czekać, bo niedawno przebył ospę i mógł być osłabiony. Nasz lekarz zbadał małego, jednak nie stwierdził niczego niepokojącego. Pediatra przepisał krople i syrop. Dostałam też skierowanie na oddział dziecięcy, gdyby dziecko źle się poczuło. Na zastrzyki Darek był za mały – wspomina Izabela Michalska.
Dwa dni później stan dziecka się pogorszył. Krztusił się przy piciu, a w nocy nie mógł spać przez kaszel. Zaniepokojona mama zadzwoniła na izbę przyjęć rybnickiego szpitala, z pytaniem, czy może przywieźć dziecko. Usłyszała, że ma jak najszybciej przyjechać, lekarz je zbada.
Na izbie zostali przyjęci przez pielęgniarkę. – Ta jednak nie potrafiła przeczytać recepty. Stwierdziła, że jest zmęczona i kazała czekać na lekarkę – mówi rybniczanka.
Zawracanie głowy
Gdy pani doktor przyszła, stwierdziła, że skierowanie jest nieważne, bo wystawione dwa dni temu. – Dowiedziałam się, że od takich spraw są przychodnie. Z łaską zbadała dziecko przepisując następnie antybiotyk. Podczas naszej wizyty do gabinetu wszedł inny lekarz. Lekarka nie przejmując się naszą obecnością, powiedziała do niego z ironią w głosie, że „dziecku się pogorszyło i od razu mama jedzie do szpitala”– mówi Michalska.
Zapalenie ze skrzepami
Podawała antybiotyk synkowi przez cztery dni. Niestety, stan dziecka pogarszał się. Maluch nie mógł spać, nie chciał pić i był bardzo niespokojny. Udała się znów do swojego pediatry. Gdy lekarka zobaczyła, w jakim stanie jest dziecko, chwyciła się za głowę. – Zdziwiła się, że dziecko nie zostało przyjęte na oddział do szpitala. W jego klatce piersiowej dosłownie piszczało przy wdechu. Dostałam od razu kolejne skierowanie do szpitala. Mogłam wybrać szpital, który chcę. Pojechaliśmy do Żor. Tam Darek został przyjęty na oddział. Po badaniach okazało się, że ma obturacyjne zapalenie oskrzeli i wieloogniskowe zapalenie płuc. Do tego doszły skrzepy we krwi – tłumaczy kobieta. Malutkim Darkiem zajęli się żorscy lekarze. Dzięki lekom inhalacyjnym nastąpiła szybka poprawa stanu zdrowia. Dziś życiu Darka nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo.
Każdemu może się zdarzyć
Warto zaznaczyć, że to nie pierwszy kontakt Izabeli Michalskiej z rybnickim szpitalem. Kilka tygodni wcześniej również była tutaj z Darkiem i na oddziale laryngologicznym usłyszała od lekarza, że w szpitalu jest dużo bakterii i zarazków i dziecko powinno trafić do przychodni.
Tymczasem Tomasz Zejer, zastępca dyrektora, bagatelizuje całą sprawę:
– Nie dotarła do mnie żadna skarga na wspomnianą lekarkę. Dziwię się, że ta pani takiego pisma u nas nie złożyła, skoro czuje się urażona. Lekarze, podobnie jak pacjenci, także mogą mieć zły dzień. Prawda zawsze leży gdzieś pośrodku – mówi lekarz.
Zmarł po dyżurze
Izabela Michalska mówi, że już raczej nie pójdzie z Darkiem do rybnickiego szpitala. Jest zniechęcona. Nie ma ochoty wysłuchiwać ironicznych docinków lekarzy.
- Wygląda na to, że lepiej wcale nie jeździć do szpitala i trzymać je w domu aż jego stan będzie krytyczny. Tylko że wtedy będę wyrodną matką. To jakiś absurd. Dlaczego mam być zmuszana do tego typu wyborów? – zastanawia się Izabela Michalska. Dlaczego lekarze tak reagują? Może rzeczywiście są zmęczeni i nie są w stanie pracować? Niecały miesiąc temu, do naszej redakcji dotarła informacja, że po długim i wyczerpującym dyżurze, we własnym gabinecie zmarł na serce rybnicki lekarz. Przypadek?
Adrian Czarnota