Coraz częściej pojawiają się pytania o to, czy Polska jest krajem tolerancji wyznaniowej
Zdecydowaną większość wyznaniową w powiecie wodzisławskim tworzą wierni Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Obok tej większości żyją tu także członkowie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Największe kontrowersje wzbudzają jednak mniejsze Kościoły i związki wyznaniowe. Ich członkowie stanowią zdecydowaną mniejszość naszego lokalnego społeczeństwa. Rodzi się jednak pytanie jak są oni przez nas traktowani?
- Nasza wspólnota spotyka się z pewną niechęcią innych ludzi, szczególnie katolików. Chciałbym jednak podkreślić, że członkowie naszego Kościoła, tu na terenie ziemi wodzisławskiej nie czują się w żaden sposób dyskryminowani, czy to przez urzędy, czy też w miejscach pracy. Przynajmniej nie docierały do mnie sygnały świadczące o jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na wyznawaną przez nas wiarę - mówi pastor Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan Henryk Karzełek. Kościół ten nie posiada odrębnej ustawy określającej jego status prawny na terenie naszego kraju. - Z tego tytułu nasz Kościół nie ma takich praw jak inne. O uchwalenie odpowiedniego prawa, regulującego naszą działalność staramy się od 1996 roku. Do tej pory jednak niczego nie osiągnęliśmy. Brak tego prawa ogranicza nasze możliwości działania. Przykład? W Wodzisławiu staraliśmy się uzyskać nową siedzibę dla naszego zboru. Nie udało się, bo zabrakło odpowiednich uregulowań prawnych. Dlatego też uważamy, że nasz kościół instytucjonalny jest dyskryminowany przez polskie prawo - dodaje pastor.
Takiego problemu nie ma Kościół Zielonoświątkowy, który działa według zapisów odrębnej ustawy. Pastor wodzisławskiego zboru zielonoświątkowców chwali sobie współpracę z władzami Wodzisławia. - Uzyskaliśmy prawo do prowadzenia punktu katechetycznego na terenie Wodzisławia. Ponadto prowadzimy katechezy w Szkole Podstawowej nr 10, gdzie uczy się najwięcej dzieci zielonoświątkowców i w Gimnazjum nr 3 - powiedział pastor Arkadiusz Krzywodajć.
Początki działalności zielonoświątkowców w Wodzisławiu nie były łatwe. Jak wspomina pastor, na początku lat 90. spotykali się z dużą niechęcią ze strony ludzi. Także lokalne władze nie bardzo wiedziały jak do nich podejść. - Najtrudniej było z rodzinami naszych najmłodszych członków. Kiedy młody człowiek informował swoją rodzinę o przystąpieniu do naszej wspólnoty, często spotykał się z jej strony z szykanami, niezrozumieniem a nawet z agresją. Wtedy byliśmy bardzo negatywnie postrzegani przez społeczeństwo, które uważało nas za sektę. Ludzie nas nie znali, więc się nas obawiali. Teraz sytuacja zmieniła się na lepsze, bo coraz więcej ludzi nas zna - mówi pastor Arkadiusz Krzywodajć. Według niego najlepiej z tolerancją wobec innowierców jest w średnich i dużych miastach. Znacznie gorzej wygląda to w małych miejscowościach. - Tam ludzie, szczególnie ze starszego pokolenia, słabiej wykształceni, potrafią czasem skutecznie utrudnić życie małym związkom niekatolickim - kończy pastor.
Artur Marcisz