Odebrała tysiące porodów
Starsi rybniczanie pamiętają ją doskonale. Franciszka Tatarczykowa przyjęła na świat w Rybniku kilka tysięcy dzieci. Waga, na której ważyła maluchy, znajduje się dzisiaj w rybnickim muzeum.
Franciszka Tatarczyk z domu Moritz urodziła się 17 kwietnia 1885 r. w Bottrop. Jej rodzicami byli Johann i Johanna. Ojciec pracował na jednej z bottropskich kopalń. Ochrzczona została w katolickiej parafii St. Cyrakius w Bottrop. Tam też chodziła do szkoły . 25 czerwca 1901 wyszła za mąż za Polaka Franciszka Tatarczyka, który za chlebem przybył tu z ziemi rybnicko-wodzisławskiej.
W 1905 r. ukończyła studium położnicze przy uniwersytecie w Getyndze. Doskonaliła swą profesję, jak choćby w Bochum, w 1912 r. na kolejnym kursie. Zachowały się książki z jej bogatej fachowej biblioteczki. W latach 1906 –1908 Tatrczykowie zbudowali dużą kamienicę Bottrop. Kiedy mąż zdecydował się na powrót do Polski, ona wraz z dziećmi pojechała z nim. Najpierw osiedli w Wielkopolsce, a potem w Rybniku.
Bywał u nich Korfanty Wierna mężowi Franciszka uczęszczała regularnie na kursy polskiego i zawsze stała u jego boku, gdy Prusacy niejednokrotnie karali ich grzywnami sądowymi za polskość. W sądowych pismach znaleźć można absurdalne, niejednokrotnie wyssane z palca przez opłacanych służalców, zarzuty. Franciszek bowiem udzielał w swym domu gościny organizacjom polonijnym, głównie „Sokołowi” , gdy Prusacy wprowadzili drakońskie obostrzenia dla Polaków. W jego domu bywał nawet Wojciech Korfanty.
Zegar z „chacharami”
„Semper fidelis” (Zawsze wierny) , to było motto Franciszka i Franciszki, tak w odniesieniu do swych poglądów, ojczyzny, małżeństwa, rodziny, wykonywanych profesji, jak i spraw pomniejszych. Starsi ludzie wspominają, że rybnicka położna była zdecydowana, budziła respekt i szacunek, ale i sympatię. Związana jest z nią także historia z rabusiem, którego przyłapała i oddała policji. Franciszka Tatarczyk śmiała się głośno, gdy wypłoszony z domu został inny złodziejaszek. A stało się tak dlatego, że przestraszył go czyjś niski głos wykrzykujący: „Chachary , chachary!” . Otóż w domu znajdował się zegar, z którego, zamiast klasycznej kukuły wyskakiwał mały ludzik wołający właśnie: „Chacha– ry chacha – ry”.
Nie brała pieniędzy od biednych
W Rybniku stała się najbardziej znaną położną, jednocześnie pomagała mężowi prowadzić trafikę. O jej renomie świadczy choćby fakt, że co najmniej połowa przedwojennych rybniczan mówi, iż na świat przyjmowała ich Franciszka Tatarczykowa. Waga, na której ważyła „nowiutkich” rybniczan znajduje się w rybnickim muzeum. Przed wojną rybnicki garnizon w latach 30–tych dwa razy podpisywał z nią umowę, mając na uwadze żony oficerów. Gdy w 1933 r. po ciężkich przejściach zmarł jej mąż, jeszcze więcej obowiązków spadło na jej głowę. Radziła sobie doskonale. Przez jakiś czas była szefową rybnickich położnych. Jeździła na kolejne kursy. W swoim życiu przyjęła na świat kilka tysięcy noworodków. Zachowały się niektóre z jej ksiąg połogowych. Jak stwierdziła niedawno 93–letnia rybniczanka: „Gdy Tatarczykowa była przy porodzie, lekarz był niepotrzebny”. I miała żelazną zasadę: nigdy nie pobierała opłat od ludzi ubogich.
Chrzestna dzwonów
Jako kobieta pobożna została nawet matką chrzestną dzwonów w nowym rybnickim kościele franciszkanów. Franciszka miała kilkoro rodzeństwa, a sama powiła dwanaścioro dzieci, z czego trójka zmarła we wczesnym dzieciństwie. Początek okupacji przyniósł dramatyczne dni, przez wiele miesięcy walczyła o życie swego jedynaka, którego zamknięto w obozie koncentracyjnym. Po wojnie komuniści zabrali jej dorobek życia – sklep, który utrzymywał w znacznej mierze rodzinę i dom. Pracowała niemal do końca swych dni. Zmarła w 1957 roku. Została pochowana w Rybniku.
Michał Palica