To się nazywa pasja!
Rybniczanin ma w swojej kolekcji blisko osiemset kolorowych zawieszek. Jak będę ich miał dwa tysiące, to zrobię wystawę – mówi kolekcjoner.
Kiedyś smycz kojarzyła się głównie z psem, dzisiaj jest nazywana również zawieszka do noszenia kluczy czy komórki na szyi. Na kolorowym pasku promują się zakłady, przedsiębiorstwa, kluby sportowe, stacje radiowe, gazety, czy nawet urzędy. Gadżet ten, obok breloczków, kubków, proporczyków stał się jedną z wizytówek firm. Stąd też wzięła się nowa pasja kolekcjonerów: zbieranie smyczy. – Zbieram smycze od 1,5 roku. Mam ich w swojej kolekcji prawie osiemset, każda jest inna – mówi Łukasz Koterla. Pierwszą smycz dostał z firmy West. Drugą kupił razem z opakowaniem herbaty. Potem dostał kolejne, zamówił także smycze dla zakładu fryzjerskiego, który prowadzi jego żona Sylwia. I tak to się zaczęło.
Łukasz Koterla próbował przez internet nawiązać kontakt z innymi zbieraczami smyczy z Polski. Dotarł do kilku, ale odpisał mu tylko jeden z Lublina, który ma w swojej kolekcji zaledwie trzysta zawieszek. – Przynajmniej w internecie nie znalazłem większej kolekcji niż moja, inni mają ich po sto-trzysta, trudno jednak powiedzieć, czy mam największy zbiór w Polsce – mówi rybniczanin.
Poki co wciąż przybywa mu nowych smyczy. Drążki, na których Łukasz je zawiesza, są coraz cięższe. – Jak będę ich miał ze dwa tysiące to zrobię wystawę, może wyeksponuję je w siedzibie swojej firmy, którą właśnie zakładam – zastanawia się rybniczanin. Z zawodu jest cukiernikiem, ale tak naprawdę zajmuje się usługami internetowymi, reklamą i sprzedażą wysyłkową przez internet. Wraz z żoną Sylwią i córeczką Dominiką mieszkają przy ul. Kościuszki.
Iza Salamon