Powiedzieli policjantom: mobil kaput
W miniony czwartek, około godziny 11.00, wszystkie rybnickie służby ratownicze zostały postawione w stan najwyższej gotowości. – Otrzymaliśmy sygnał od policji, że w okolicach ulicy Gruntowej (boczna ul. Raciborskiej) spadła awionetka – mówi Jan Legierski z rybnickiej straży pożarnej.
Dyżurnego z komendy policji powiadomił o tym mieszkaniec ul. Gruntowej. Mówił, że widział spadający samolot na polach za domem, który się najprawdopodobniej rozbił. Na miejsce jako pierwsi pojechali policjanci, by potwierdzić tak rzadko spotykane zdarzenie.
– Na miejscu okazało się, że sytuacja nie wygląda tak dramatycznie. Dwóch pilotów z Litwy wskutek awarii lądowało awaryjnie. Za lądowisko posłużyło im pole pszenicy – mówi Aleksandra Nowara z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku.
Powietrzna granica
Policjanci mieli problemy z porozumieniem się z rozbitkami, ale gdy usłyszeli od nich słowa „mobil kaput”, od razu zorientowali się, że chodzi o awarię silnika. Skąd jednak Litwini wzięli się na polskim niebie? To właśnie próbowali ustalić na miejscu funkcjonariusze. Okazało się, że uszkodzony samolot wystartował z Ostrawy i kierował się na Łódź. Po drodze przewidziano lądowanie na lotnisku w Katowicach i odprawę graniczną. To swoista powietrzna granica. Piloci wlatujący do Polski muszą się kierować do punktów odprawy. Jakiekolwiek lądowanie po drodze jest surowo zabronione. Dlatego przybyli na miejsce katastrofy funkcjonariusze od razu wylegitymowali dwóch mężczyzn, którzy lecieli samolotem, by wykluczyć próbę nielegalnego przekroczenia granicy. Sprawdzili również, czy Litwini nie są poszukiwani.
Awaria w chmurach
– Obaj posiadali licencję pilota oraz byli trzeźwi. Na miejscu okoliczności wypadku badała komisja lotnicza. Samolot nie nadawał się do dalszego lotu, dlatego został odtransportowany na lotnisko w Gotartowicach – wyjaśnia rzecznik policji.
– Widać, że to doświadczeni piloci, skoro decydują się na międzynarodowe loty. Taki ultralekki samolot może na pełnym baku pokonać nawet sześćset kilometrów. Piloci w momencie ustania pracy musieli szybko szukać dogodnego miejsca do wylądowania. Praktycznie nie mieli czasu na dokonanie wyboru. Wszystko zależy od tego, na jakiej wysokości byli Litwini w momencie awarii. Nie było to jednak łatwe lądowanie – mówi Włodzimierz Nowak z rybnickiego aeroklubu, który przybył na miejsce katastrofy.
Adrian Czarnota