Ciemna strona strajku
Rodzina chorej Beaty jest załamana. – Córka leży od początku kwietnia w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku i widzimy, że jej stan stopniowo się pogarsza! Nie ma z nią kontaktu, nie da się dotknąć. Wcześniej tak nie było. Jesteśmy zrozpaczeni. Nie wiemy, co robić – płacze mama Beaty (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Przecież nie umiera!
Choroba psychiczna przyszła nagle. Nie wiadomo skąd. Zdolna, utalentowana plastycznie dziewczyna nagle zaczęła żyć w innym świecie. W wieku osiemnastu lat zapadła na schizofrenię paranoidalną. Dzisiaj ma 35 lat i za sobą wiele cierpienia. Elektrowstrząsy, katatonię, nawet odwóz karetką pogotowia w kaftanie bezpieczeństwa. Jej stan w przeciągu tych prawie osiemnastu lat choroby raz się poprawiał, raz pogarszał, ale był na tyle dobry, że rodzina mogła się z nią porozumieć. Teraz chora czuje się bardzo źle. – Jestem oburzona postępowaniem lekarzy w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku. Stan siostry z dnia na dzień się pogarsza, ale mam wrażenie, że nikt nie interesuje się pacjentką, a co gorsze, gdy zwracamy uwagę pielegniarkom, odpowiadają, że jak na razie nie ma zagrożenia życia lub: „Ona jeszcze nie umiera”. Lekarka prowadząca chorych od czasu, kiedy lekarze zaczęli strajkować, przebywa na L - 4. Moim zdaniem siostra nie ma odpowiedniej opieki, chudnie w oczach, chyba już w ogóle nie je posiłków szpitalnych, bo pielęgniarki nie mają chyba czasu, żeby nawiązać z nią kontakt czy nawet nakarmić – mówi podenerwowana Anna Pilśniak, siostra chorej kobiety. Rodzina próbowała rozmawiać z lekarzami, ale rozmowy były ogólnikowe. – Z panią ordynator rozmowa była krótka, bo się śpieszyła. Kiedy siostra zaczęła tracić równowagę, prawdopodobnie z powodu tego, że prawie nic nie je, poszliśmy do lekarza dyżurnego. Usłyszeliśmy: Przecież nie umiera! – relacjonuje pani Anna.
Straciła zaufanie do lekarzy
Chora kobieta trafiła do rybnickiego szpitala 2 kwietnia. Przyjechało po nią pogotowie. Towarzyszyła jej mama, za karetką, prywatnym autem jechał ojciec. Miała wszystko, co potrzeba. Piżamę, jedzenie. – Kiedy przyjechaliśmy na drugi dzień w odwiedziny, leżała tak jak ją zostawiliśmy, w tym ubraniu, w którym przyjechała. Nikt z nią nie porozmawiał, nie pomógł się przebrać. Przecież to jest chory człowiek – mówi z goryczą matka. Od tamtej pory stan Beaty z dnia na dzień się pogarsza. Przestała jeść. – Jest wysoka, ma 1,75 wzrostu. Ważyła 85 kilogramów, teraz chudnie w oczach. Wprawdzie jest na wątrobowej diecie, ale wożę jej po kilka reklamówek smakołyków, takich, które może jeść. I leżą w lodówce. Pytałam lekarzy, siostry, co się dzieje. Usłyszałam, że mają tyle pacjentów, a Beata nie jest tu sama. Powiem tylko tyle: przez te wszystkie lata choroby Beaty zawsze miałam zaufanie do lekarzy, do ordynatora. Teraz sama już nie wiem, mam wrażenie, że lekarzom jakby nie zależy na stanie zdrowia pacjenta – żali się matka Beaty.
Chora sytuacja
Anna Pilśniak, która zdecydowała się ujawnić swoje imię i nazwisko dla uwiarygodnienia podanych faktów i zarazem napiętnowania chorej sytuacji, uważa, że na ten stan decydujący wpływ ma strajk lekarzy. – Nie chcę powiedzieć, że lekarze, czy pielęgniarki nic nie robią. Broń Boże. Ale niestety lekarza trudno jest zastać na oddziale, również siostry mają sporo pracy na głowie. Chorzy odczuwają, że coś jest nie tak. To ich przygnębia. Brakuje zainteresowania ze strony lekarzy, brakuje kontaktu lekarz–pacjent. To nie poprawia samopoczucia chorych, a wręcz przeciwnie – mówi Anna Pilśniak.
Są załamani
Rodzina jest wstrząśnięta i załamana. – Sprawa jest bardzo delikatna. Nie chcemy nikogo urazić, ani atakować, jedynie zwrócić uwagę, że coś jest nie tak. Strajkujący lekarze walczą o swoje, ale chyba nie zdają sobie do końca sprawy, jak to źle wpływa na chorych i ich rodziny. A przecież chodzi o coś, co człowiek ma najcenniejszego: zdrowie i życie. I chodzi o bliskich nam ludzi – nie kryje łez mama chorej kobiety.
Sonda: Czy chorzy ucierpią na skutek strajku lekarzy?
Antoni Joszko
Uważam, że dotychczasowa sytuacja również bardzo szkodzi lekarzom, uderzy także w nas, kiedy zdesperowani wyjadą do pracy za granicą. A co mają robić chorzy w tej sytuacji? Sam się leczę u kardiologa i wiem, jak to jest. Ale niestety, jest to też ofiara, którą ponosimy, żeby doczekać się zmian systemu, który tak naprawdę powinien ulec zmianie już jakieś 20 lat temu.
Daria Piątek
Nie jestem może zbyt zorientowana w obecnej sytuacji, znam ją tyle, co z telewizji. Uważam jednak, że jest to niezdrowa sytuacja, jeśli chory nie może iść do lekarza, bo ten strajkuje. Lekarze walczą o swoje, ale też powinni sobie uświadomić, że w innych, równie odpowiedzialnych zawodach, ludzie zarabiają nieraz połowę tego, co oni. Ja sama w razie potrzeby leczę się prywatnie.
Dorota Maciejewska
Popieram strajkujących lekarzy, uważam, że mają rację. Sama byłam niedawno u lekarza i nie zostałam przyjęta, ale nie robiłam z tego wielkiego problemu. Solidaryzuję się z lekarzami, powinni więcej zarabiać. A jeśli będą mieli zarobki w podobnym standardzie, co na Zachodzie Europy, to nie będą wtedy mieli potrzeby wyjeżdżać do pracy za granicę.
Grzegorz Suder
Nie popieram strajkujących lekarzy. Uważam, że zarabiają wystarczająco, bo wiadomo, że nie pracują na jednym etacie. Nasi lekarze chcą wyrównać zarobki do tych, jakie mają ich koledzy na Zachodzie, ale nie zwracają uwagi na polskie realia, na to, że w innych zawodach ludzie zarabiają jeszcze mniej od nich.
Tymoteusz Niesłańczyk
Z tego, co wiem, lekarze przyjmują obecnie pacjentów tylko w sytuacji zagrożenia życia. Moim zdaniem chorzy aż tak nie ucierpią. A taka ofiara jest po prostu konieczna, bo to, co się do tej pory dzieje w polskiej służbie zdrowia jest straszne. Niech ludzie przejrzą na oczy, że coś jest nie tak z naszym krajem i rządem.
Sebastian Michalski
Z pewnością strajk lekarzy może się odbić na chorych. Problem jest obecnie tak nabrzmiały, że powinien wreszcie pęknąć. Uważam, ze ci silnie zmotywowani lekarze powinni poprowadzić prywatne praktyki, słabsi niech zostaną w szpitalach, a inni wyjadą za granicę. Obecna sytuacja jest chora. Weterynaria lepiej się ma, niż tak zwana bezpłatna służba zdrowia.
Iza Salamon