Wzięli schron na cel
Zapomniany dotychczas obiekt ma stać się atrakcją turystyczną dla mieszkańców miasta i gości odwiedzających Rybnik.
Na co dzień pracują zawodowo, natomiast po pracy i w weekendy zawzięcie machają łopatami. Tego typu praca służy jednak celom bardziej doniosłym. Ten cel przyświeca grupie kolegów, która wzięła na swe barki odnowienie rybnickiego schronu. Na razie wiąże się to głównie z odkopywaniem obiektu, który z biegiem lat „osiadł” w gruncie.
Lekcja w schronie
Plany jednak są ambitne: we wnętrzu ma powstać coś na kształt izby pamięci, która będzie przypominać o wojennych, rybnickich epizodach. W środku ma stanąć atrapa karabinu maszynowego i inne wyposażenie, imitujące to oryginalne, z wojennych lat. W takim miejscu z powodzeniem można przeprowadzać plenerowe lekcje historii, urządzać historyczne wystawy okolicznościowe, wreszcie: można podziwiać obiekt z zewnątrz – jako przykład budowli obronnej z pierwszej połowy XX wieku.
Bunkier do zwiedzania
Do tego jednak jeszcze daleko – potrzeba sporo sił i czasu, by betonowy schron na Wawoku wpisał się na stałe w mapę miejsc, które należy w Rybniku koniecznie odwiedzić. Inicjatorom nie brakuje jednak zapału i poświęcenia, w imię idei odkrywania wojennej przeszłości regionu. Należy przy tym zaznaczyć, że wszelkie prace prowadzone są pod nadzorem miejskiego konserwatora zabytków, nie ma więc mowy o jakichkolwiek uchybieniach. Zapał zapałem, a wszystko musi być w zgodzie z prawem – taką dewizą zdają się kierować pracujący w Rybniku pasjonaci.
Wykopali piecyk
– Tego typu umocnienia powstawały szybko, do końca 1939 r. – tłumaczy Wojciech Wolicki, jeden z pomysłodawców przedsięwzięcia – jeszcze dziś widać na nich niedoróbki budowlane. Na dokładne wykończenie zabrakło polskiemu wojsku już czasu – jak wiadomo, we wrześniu wybuchła wojna. Na jej ślady, co rusz napotykają pracujący łopatami odkrywcy. Zdarzają się drobne elementy wyposażenia wojskowego. Nic dziwnego – wokół umocnionego punktu oporu biegła linia okopów. Pod warstwą ziemi tkwiły też elementy wojskowego... piecyka, który miał służyć do ogrzewania wnętrza bunkra – cała wydobyta ziemia musi być „przesiana” i sprawdzona, nie wiadomo co może się w niej kryć – zaznaczają rybniccy poszukiwacze.
Na łopacie i w internecie
Renowacja i udostępnienie żelbetowego stanowiska piechoty nie jest jedynym celem ekipy spod znaku „Zapomnianego Rybnika”. Przede wszystkim prowadzą stronę internetową o tematyce historycznej. Jak mówi W. Wolicki, to od niej wszystko się zaczęło: – Wspólnie z Adamem Wojtyczką i Krzysztofem Hawrylewiczem postanowiliśmy zrobić coś, by choć trochę odkryć ten, często zapomniany, owiany tajemnicą Rybnik. Ostatnio podjęliśmy współpracę z rybnickim Muzeum, planujemy też powołanie stowarzyszenia „Zapomniany Rybnik”. Na naszej stronie publikuje m.in. pan Jerzy Klistała, z którym współpracę bardzo sobie cenimy. W tej chwili współpracujemy także ze stowarzyszeniem „Pro-Fortalicjum”, które szerzej zajmuje się opieką nad architekturą militarną, fortyfikacjami.
Całkiem serio
Co bardzo ważne, w pracach nad odnowieniem obiektu, nie ma miejsca na przypadkowe działania. Każda decyzja, jak np. planowane malowanie ścian jest szeroko dyskutowana, przemyślana. Ten typ badania przeszłości zdaje się być dobrym prognostykiem na przyszłość!
Tomasz Ziętek