Sokolnik z osady Lasoki
Na skutek stosowania środków chemicznych DDT przez rolników w latach siedemdziesiątych wyginęły niemal wszystkie sokoły. Dzisiaj sokolnicy ratują ten gatunek hodując go w wolierach i wypuszczając na wolność. Jednym z nich jest Tomasz Majer, leśnik z Rybnika.
Jadąc prostą drogą przez las od strony Ochojca zastanawiam się, czy to jeszcze Rybnik, czy już nie. Od centrum miasta dzieli mnie jakieś 6–7 km. Wokół gęsta ściana lasu i setki jego skrzydlatych mieszkańców. Ptaki wcale nie dziwią się „miastowym”, nie przeszkadza im odgłos silnika. Śpiewają jak zwykle wkładając w to całe swoje serce. Las żyje swoim życiem, nie przejmując się zbytnio istnieniem betonowo–plastikowej cywilizacji. Gdzieś po drodze mijam ścieżkę edukacyjną. Aż wreszcie są. Lasoki. Leśniczówka Książenice, Nadleśnictwo Rybnik. To właśnie tutaj mieszka wraz z rodziną jedyny sokolnik w naszym nadleśnictwie i jeden z niewielu na Śląsku. W całej Polsce jest tylko stu takich pasjonatów.
Hej, sokoły!
Tomasz Majer pochodzi z Chwałowic. W leśniczówce Lasoki mieszka wraz z rodziną od 1994 roku. – Czuję się stuprocentowym rybniczaninem – uśmiecha się leśniczy. Na co dzień obowiązków ma bardzo dużo. Podlega mu bardzo rozległy teren od Pilchowic aż po Czuchów. To około 1300 ha (łącznie z lasami prywatnymi, nad którymi nadleśnictwo sprawuje nadzór). Leśniczy odpowiada niemal za wszystko, głównie za pracowników, utrzymanie granic leśnictwa i całą przyrodę.
Pomimo tylu obowiązków znajduje czas na trzy największe pasje swojego życia: ornitologię, łowiectwo i sokolnictwo. A sokoły to największa jego miłość, oczywiście po ukochanej rodzinie, czyli żonie Ilonie, która pochodzi z Leszczyn oraz dwojgu wspaniałych dzieciach: Bartku i maleńkiej Oli. – Wszystkie te trzy pasje łączą się ze sobą, ponieważ ptaki drapieżne były kiedyś używane również w łowiectwie. Dzisiaj jest to znikomy procent – dodaje leśniczy z Książenic. Sokolników jest obecnie w Polsce zaledwie stu, na Śląsku – kilku.
Przywracają ptaki przyrodzie
Żeby jednak hodować sokoły w wolierach, nie wystarczy sama pasja. Potrzeba także specjalistycznego przygotowania, kursów i oczywiście licencji. Poza tym sokolnicy nie hodują ptasich drapieżników dla przyjemności. – Ornitolodzy, myśliwi i sokolnicy działają w ramach europejskiej akcji restytucji, czyli wprowadzania na nowo sokoła wędrownego i wypuszczania go na wolność. Wcześniej wyginął na skutek stosowania przez rolników DDT. Środek chemiczny powodował, że skorupki jaj były bardzo kruche i dorosłe ptaki rozgniatały je w gniazdach –wyjaśnia Tomasz Majer. Dzisiaj polscy sokolnicy mają już na swoim koncie pierwsze sukcesy. W całym kraju wypuścili na wolność około stu wyhodowanych drapieżników. W Pieninach wolierowe sokoły już utworzyły dzikie pary i zaczęły się rozmnażać. W sukcesie sokolników niemały udział mają także leśnicy, ornitolodzy, myśliwi a także zaangażowani studenci. – Najbliższa stacja do wypuszczania sokołów znajduje się w Krakowie na Wawelu, a hodowla wolierowa tuż pod lotniskiem Balice – dodaje rybnicki leśnik. W ochronę przyrody i ideę sokolnictwa zaangażowane jest bardzo Nadleśnictwo Rybnik.
Mięso zamiast imienia
Obecnie Tomasz Majer ma w swojej hodowli cztery sokoły (w tym dwa, które hoduje we współpracy z dr Bonczarem z krakowskiej Akademii Rolniczej), trzy rarogi górskie i jedną samicę jastrzębia gołębiarza. Ptaki te są przeznaczone głównie do rozmnażania, nie do polowań, chociaż z tym się głównie kojarzą od prawie 5 tys. lat. – Nie mają imion, bo nie przywiązują się zbytnio, ani nie reagują na imię, może jedynie na kawałek mięsa – śmieje się Tomasz Majer. Syn Bartek prawie nie odstępuje taty na krok. Uczy się w lot wszystkiego o przyrodzie, zwierzętach, a szczególnie ptakach. Potrafi opowiadać o zachowaniach drapieżników, wymienia ich nazwy, bez problemu rozpoznaje nie tylko ptaki, ale i owady czy rośliny. – Cieszę się, bo widzę, że chyba przejął pasje sokolnictwa po mnie – mówi leśniczy z Książenic.
Daniele zjadły firankę
Przy leśniczówce można także zobaczyć daniela. I to niejednego. Tomasz Majer prowadzi również hodowlę tych pięknych zwierząt. Żyją one w zagrodzie, ale przypominającej naturalne środowisko. Mogą się chować w paprociach, zaroślach, ogryzać gałęzie. – Kiedyś zjadły mi najlepszą firankę z kuchni – mówi pani Ilona, żona leśnika. No ale co tam firanka. Ważne, że daniel się nie pochorował od tego – dodaje ze śmiechem. Nieraz do leśniczówki w osadzie Lasoki zaglądają wycieczki szkolne. Często po zagrodzie z danielami oprowadza je oczywiście Bartek, który zajmująco i ze znawstwem potrafi opowiadać o przyrodzie i zwierzętach. Malutki Bambi, prawie jak z bajki dla dzieci i duży Lucky ze sporym porożem. Nieśmiała Mary i zadziorny Tolek. To taka danielowa rodzinka w charakterystyczne cętki.
Iza Salamon