Raj dla biedronek
Nie ma chwili wytchnienia. Wystarczy wyjść na ulicę nowoczesnego miasta i zastanowić się, co ludzie robią najczęściej. Nie ulega wątpliwości, że dwie rzeczy: pracują i kupują. Po drodze zachodzą jeszcze do banków, agencji pożyczkowych, kantorów. Ośmieliłabym się nawet użyć stwierdzenia, że weszliśmy w Erę Konsumpcjonizmu (czy nazwa się przyjmie, tego nie wiem, ale z perspektywy uczniowskiej znacznie ułatwiłoby mi rozróżnianie wydarzeń historycznych i epok, gdyby nazwy były kontynuowane. Barok – kojarzę. Renesans – też. Ale z kolejnymi wiekami może być gorzej. Jeszcze jakiś czas temu Rybnik nie mógł poszczycić się mianem „metropolii”. Dziś ogromny rozwój sieci handlowych sprawił, że poczuliśmy się „kimś”. Jesteśmy bardziej na czasie, czujemy się modniejsi; taka Warszawka nie jest już obiektem westchnień dla ludzi, którzy chcą być trendy w swoim mieście. Dziś jest to w zasięgu ręki. Dziś ulice Rybnika nie trącą kiczem i brakiem gustu. Dziś można naprawdę w Rybniku dobrze zjeść; jest gdzie zaspokoić ludzką potrzebę kontaktu z innymi; poczytać „Twój Styl” dodany gratisowo do kawy espresso za jedyne 20 zł za dwa łyczki.
Generalnie, nie da się ukryć, że takie miejsca wypaczają lekko ludzką psychikę. Jako baczna obserwatorka otaczającego mnie świata, dostrzegłam nawet pewien syndrom „elity”. Dotyczy to głównie kobiet. Za zaczarowanymi drzwiami świątyni konsumpcji, zachowują się jakoś inaczej. Inaczej chodzą, ina-czej mówią. Tak jakby krzyczały całą sobą „jestem TU, więc jestem KIMŚ”. Stać mnie na to, na tamto. A jeśli nawet nie, to nic nie szkodzi, bo dziś brak gotówki w portfelu wcale nie oznacza ubóstwa. Są przecież zaczarowane karty, do których nikt nam nie zajrzy. A potem, w jakiż to sposób spłacimy tę przecudną sukienkę za jedyne 1500 zł, to już nieważne. Ważne, że się ją ma.
Tytułowych „Biedronek” przybywa nam jak grzybów po deszczu. I gdyby chodziło o przyrodę to byłabym ZA. Ale niestety. Po raz kolejny chodzi o super–hiper–mega–market. Gdzie nie spojrzeć, tam wwierca we mnie te swoje radosne, zachęcające oczka olbrzymia biedronka. Wychodzę na balkon – Biedronka, wysiadam z autobusu – Biedronka, jadę pociągiem – już w Paruszowcu widzę z nasypu Big Biedronkę. No i jeszcze teraz…
Nowa wiadomość zwaliła mnie z nóg. Dosłownie. Przyznam wam szczerze, że po ostatniej wizycie mojej cioci w Rybniku, miałam nadzieję, że w kolejne święta Bożego Narodzenia odbiorę ją z nowoczesnego dworca. Albo przynajmniej wyremontowanego. I tu pojawia się wielkie rozczarowanie. Muszę ją uprzedzić, że będzie musiała wysiąść obok Biedronki!!!
Mam tylko nadzieję, że mój ukochany las na Nowinach zostanie nienaruszony. Bo to jedyne miejsce, gdzie akceptuję biedronki.
Aleksandra Musiałek
absolwentka Uniwersytetu Śląskiego, studentka fotografii