Dobra rada od kanara
Beata Matuszek i Łukasz Żyła kilka dni temu wrócili z Krakowa gdzie studiują, do rodzimego Rybnika. Od poniedziałku intensywnie przygotowywali się do wyjazdu, bo na piątek rano zaplanowali wylot do Barcelony. Do załatwienia było mnóstwo formalności urzędowych. Bieganina po urzędach zajęła im cały tydzień. W tym czasie jeździli autobusami. Studiując w Krakowie przyzwyczaili się do sprawnej komunikacji miejskiej. Rybnickiej, miło wspominać nie będą. Za defekt czytników do e–karty zapłacą 180 złotych.
Uwaga kanar
– Problemy z e–kartą mieliśmy od samego początku. Zdarzało nam się, że system pobierał opłatę gdy „odbijaliśmy” kartę przy wychodzeniu z autobusu. To było irytujące, ale nie zwracaliśmy na to większej uwagi – wspomina Łukasz.
Ich cierpliwość skończyła się 10 lipca, kiedy to rybniccy kontrolerzy wkroczyli do akcji. – Jechaliśmy po godzinie 10.00 z Niedobczyc autobusem linii nr 3. Na przystanku pod sądem do autobusu weszło dwóch kontrolerów. Po sprawdzeniu naszych kart specjalnym czytnikiem jeden z panów stwierdził, że jedziemy na gapę. Powiedzieliśmy mu, że oboje przykładaliśmy karty do czytnika w odpowiedni sposób i system pobrał opłatę. Na to jeden z panów odparł, że to jest do sprawdzenia na samym czytniku. Za pomocą swojej karty sprawdził, czy nasze karty są w rejestrze. Okazało się, że nie – mówi Beata Matuszek.
Nie ufaj czytnikom
Beata i Łukasz oraz jeszcze kilku pasażerów „z problemem” zostali zmuszeni do zakończenia swojej podróży na przystanku pod policją. Tam została wypisana im kara.
– Zaczęliśmy tłumaczyć, że użyliśmy karty tak jak zazwyczaj. Tłumaczyłam im, że to urządzenie elektroniczne i może się zwyczajnie pomylić. Na to jeden z kontrolerów powiedział mi, że mogłam sobie kupić bilet u kierowcy a następnie spytał: – „Nie wie pani, że urządzeniom elektronicznym się nie ufa?”. Potem jeszcze usłyszeliśmy, że jeśli nam się nie podoba, to możemy się wyprowadzić do innego miasta, gdzie nie ma takich nowoczesnych rozwiązań. Uczymy się w Krakowie, który jest większym miastem od Rybnika i tam takich przygód nigdy nie mieliśmy – mówi dziewczyna Łukasza.
180 złotych kary
Para nie przyjęła kary. Jako że na ulicę Jankowicką było blisko, postanowili od razu złożyć reklamację.
– Mimo iż kontrolerzy zapewniali nas, że nikt w Zarządzie Transportu Zbiorowego nas nie będzie słuchał, na miejscu spotkaliśmy się z miłą obsługą. Pani zapewniła nas, że posiadają jeszcze trzecią możliwość sprawdzenia czy płaciliśmy za przejazd. Od razu mnie zastanowiło, jaką to kosmiczną technologią dysponuje ZTZ. Nie wiedziałem, że prowadzą tak drobiazgową ewidencję każdego przyłożenia karty do czytnika – mówi Łukasz Żyła.
W siedzibie ZTZ złożyli reklamację i skargę na kontrolera. Pracownica powiedziała, że sprawdzenie ich kart musi trochę potrwać. Miała oddzwonić, ale tego nie zrobiła.
Komisja osądzi
– Nie płacąc kary w ciągu siedmiu dni, każdemu z nas grozi 90 zł. Nie będzie nas w kraju, więc nie będziemy mogli odpowiadać na korespondencję. Wreszcie udało nam się dodzwonić do ZTZ w piątek. Pani przyznała, że sprawa jeszcze nie drgnęła i musi się zebrać specjalna komisja. Dochodzę do wniosku, że to właśnie ta komisja jest kosmicznym systemem rybnickiego ZTZ – mówi Łukasz.
W piątek dyrektor rybnickiego ZTZ, Kazimierz Berger był dla nas nieuchwytny. Spytaliśmy jedną z pracownic, ile miesięcznie wpływa reklamacji do rybnickiego ZTZ.
– Trudno mówić o liczbach, ale jest tego około dziesięciu tygodniowo. Raz więcej, raz mniej. Nie ma reguły. Na rozpatrzenie sprawy mamy dwa tygodnie – mówi kobieta.
Jak widać ZTZ rządzi się swoimi prawami. Mimo nowoczesnego sposobu płatności, pasażerom brakuje wiekszej oferty biletów. Takie rozwiązania jak bilet ważny przez jedną dobę to normalna rzecz w innych miastach. W Rybniku z autobusami się nie eksperymentuje, bo i po co? Ludzie i tak będą nimi jeździć. A to, że od czasu do czasu trafi się jakaś reklamacja to kalkulacja wpisana w spokojną pracę władz ZTZ.
Adrian Czarnota