Zobaczcie ich twarze
10 lipca na rybnickim Rynku uroczyście otwarto słynną już w regionie wystawę „Twarze Katowickiej Bezpieki”.
Wystawa zawiera kilkanaście wolno stojących tablic z wizerunkami funkcjonariuszy Urzędu i Służby Bezpieczeństwa PRL z naszego regionu. Na tablicach są także ogólne informacje o przebiegu ich służby i kopie dokumentów. W dzień otwarcia wystawa była eksponowana na Rynku.
Wystawa wędruje
Rybnik jest już czwartym z kolei miastem, do którego zawitała wystawa przygotowana przez Instytut Pamięci Narodowej w Katowicach. Przedtem pokazywana była już w Katowicach, Bytomiu i Jastrzębiu. Otwarcia rybnickiego etapu „wędrówki” ekspozycji dokonał dyrektor rybnickiego Muzeum, Bogdan Kloch, prezydent miasta Adam Fudali i przedstawiciele IPN. Całości towarzyszyła prezentacja filmu, wyświetlanego w Muzeum.
Burza nad towarzyszami
Kontrowersyjny projekt śląskich historyków wzbudził duże zainteresowanie rybniczan w różnym wieku. Niestety, niepewna pogoda utrudniała zwiedzanie: grzmoty nadciągającej burzy odrywały mniej wytrwałych mieszkańców od tablic wypełnionych dokumentami i zdjęciami ludzi „bezpieki”. A było kogo oglądać... Salomon Morel, Tadeusz Skowyra i inni funkcjonariusze (w łącznej liczbie 82 nazwisk) już dawno okryli się złą sławą. Teraz ludzi, którzy w czasie swej aktywnej działalności woleli pozostawać w cieniu wystawiono na widok publiczny.
Publiczny osąd
– Przecież to wszystko przestępcy! Kto wtedy pracował w służbach, zasłużył sobie na to miano – wyrokował były więzień polityczny, który na wystawę przyjechał specjalnie z Wodzisławia. Jednak opinie w tym temacie były podzielone: – Nie wierzę, że wszyscy oni byli tacy sami – stwierdził pan Piotr, mieszkaniec Rybnika. – Na pewno wśród nich mógł być jakiś porządny człowiek, który zajmował się np. koloniami dla dzieci. Nie wątpię, że wśród pokazywanych są „gagatki”. Potępiam też cały aparat represji w latach powojennych. Jednak w życiu nigdy nic nie jest tylko czarne albo białe – mówił na odchodnym starszy pan z parasolem w ręku.
Ludzie z tablic
Przed tablicami zatrzymywały się także młode osoby. Dla nich była to często pierwsza okazja, by zetknąć się z określeniami „wróg klasowy”, czy „perlustracja korespondencji” wydziału „W”, która oznaczała nic innego jak zaglądanie do cudzych listów. Niektórzy z młodych zwiedzających z zaciekawieniem czytali cytaty z opinii wystawianych o funkcjonariuszach. Nie da się jednak ukryć, że największe emocje towarzyszyły zwiedzającym, którzy sami byli niegdyś ofiarami „ludzi z tablic”: – Ta wystawa to bardzo dobry pomysł. Mój mąż był więźniem obozu w Świętochłowicach, gdzie rządził Morel. Dużo wycierpiał. Proszę chwilę poczekać, on panu o tym opowie... – niestety, ani starsza pani, ani jej mąż nie pojawili się już na wystawie. Czy wystraszył ich deszcz? A może złowrogo brzmiące słowa: – Oni ciągle mają duże wpływy! Ciągle mają władzę! – które wypowiedział pewien rowerzysta łukiem okrążając wystawione na Rynku wizerunki. Wystawę można oglądać na dziedzińcu rybnickiego Muzeum, do końca lipca.
Dla nauki i ku przestrodze
Rozmowa z Bogdanem Klochem, dyrektorem Muzeum w Rybniku, które wraz z Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Katowicach jest organizatorem przedsięwzięcia.
– Do kogo adresowana jest wystawa?
– Przede wszystkim wystawa jest przeznaczona dla tych spośród mieszkańców, którzy zetknęli się z tymi ludźmi. Chociaż jedynie dwie z przedstawianych tu postaci miały swój zawodowy, rybnicki epizod, wszyscy działali na terenie województwa. Na pewno wielu naszych mieszkańców miało styczność z funkcjonariuszami „bezpieki” przy załatwianiu swoich spraw. Z drugiej strony wystawa przeznaczona jest dla młodszego pokolenia – dla nich będzie to swoista lekcja historii.
– Jaki sens ma prezentacja wystawy w naszym mieście?
– Przede wszystkim ma złamać pewien stereotyp. Rybnik w przeszłości był często postrzegany jako sielskie miasto z dobrze rozwijającym się przemysłem węglowym. Niestety, w rzeczywistości sytuacja była inna. Kiedy słuchałem wypowiedzi zwiedzających wystawę – dominowały piętnujące ludzi z tablic. Mimo gry pozorów, władza jak najbardziej ingerowała w codzienne życie ludzi. Przede wszystkim starała się kontrolować niezależny od niej Kościół. Pamiętam do dziś tłumy ludzi, podczas peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w latach osiemdziesiątych. Taka wystawa dobitnie pokazuje, że wśród nich musiało być wielu agentów. Zresztą, ingerencja służb dotykała także wyjazdów za zachodnią granicę, czy kontaktów z rodzinami w Niemczech – dotyczyło to wielu mieszkańców Rybnika.
– „Twarze Bezpieki” budzą jednak kontrowersje...
– Kiedy zdecydowaliśmy się sprowadzić wystawę do Rybnika, liczyliśmy się z tym, że opinie mogą być różne. Na pewno pojawią się emocje, bolesne wspomnienia. My nie chcemy jednak rozdrapywać ran, najważniejszy jest aspekt historyczny. Przedstawione postacie są złowieszcze, ale także tragiczne. Ta wystawa nie ma karać, ma wyjaśniać pewne zdarzenia. Wyjaśnienie należy się przede wszystkim tym mieszkańcom, którzy codziennie ciężko pracowali, a byli pozbawieni wolności i przywilejów, które im się należały. Wyjaśnienie należy się także np. wiernym, których proboszcza wyprowadzano z plebanii w nocy, tylko dlatego, że ośmielił się mówić prawdę. Po prostu, ta wystawa pokazuje, dlaczego było tak, a nie inaczej.
Tomasz Ziętek