Okrągły obiekt pożądania
Kilkadziesiąt minut – tyle czasu średnio wisi plakat na rybnickim słupie ogłoszeniowym.
Mowa oczywiście o centrum miasta, bo te na jego obrzeżach często stoją zapomniane. W śródmieściu toczy się prawdziwa walka. Chwilówki, kredyty, szkoły jazdy, nieruchomości – na miejskich słupach reklamują się chyba wszystkie branże. O tym że, miasto już dawno straciło nad tymi obiektami kontrolę świadczy sam bałagan na słupach. Co kilka miesięcy, gdy słup przez kolejne warstwy przypomina pękatą beczkę, służby miejskie zrywają skorupę. I wszystko rozpoczyna się od początku.
Najgorsi są od kredytów
– W Rybniku jest dokładnie 106 słupów, ale po wszystkich się nie jeździ, bo są w mało atrakcyjnych i odległych miejscach. Najlepsze słupy są w centrum miasta. Ale tu toczy się prawdziwa walka. Najgorsi są ci od kredytów, wieszają mnóstwo małych kartek bez jakiegokolwiek porządku. My rozklejając nasze plakaty mamy niepisany układ z konkurencją, że nie zaklejamy się nawzajem. Klient powinien mieć wybór i móc cokolwiek przeczytać na słupie – mówi nastoletni Karol, który rozwieszając plakaty dorabia do kieszonkowego w wakacje.
Wylał wiadro kleju
Plakatowanie w Rybniku przerodziło się już w prawdziwą wojnę. Jest nawet zwiad.
– Niektórzy co dwie godziny obchodzą wszystkie słupy i zrywają konkurencję. Inni widząc, że są zaklejani plakatują jeden słup nawet kilka razy dziennie. Kiedyś jakiś starszy mężczyzna wylał mi wiadro z klejem za to, że go zakleiłem. Teraz jest łatwiej, bo używamy zszywaczy tapicerskich. Słupy w centrum są grube, więc zszywka wchodzi jak w masło. Na „łysych” słupach używamy klejów w butelkach – wyjaśnia ze znawstwem Karol.
Trochę kultury na słupach
Pstrokaty chaos nie razi tylko przechodniów. Zaś urzędnicy uważają to za przejaw... zdrowej konkurencji. – Wydaje mi się, że ta „wolna amerykanka” jednak daje pozytywny efekt: każdy może powiesić swoje ogłoszenie, obniżając dzięki temu koszty dotarcia ze swoją informacją do zainteresowanych mieszkańców. Trudno przesądzać, które ogłoszenie jest ważne, a które ważniejsze. Pozostaje tylko kwestia poprawności umieszczania tych ogłoszeń – a przecież wystarczy spojrzeć, czy plakat, który mam zamiar zakleić jest jeszcze aktualny. To kwestia umiejętności współpracy i, co tu dużo mówić, kultury – tłumaczy prezydent Rybnika Adam Fudali.
Nie ma gospodarza
Rybnik jest jednym z miast, gdzie słupami jeszcze nie zainteresowała się żadna firma. Takie rozwiązanie istnieje między innymi w Żorach. Tam prywatna firma odpłatnie wykonuje plakatowanie na swoich słupach i dba o ich wygląd. Chętnych nie brakuje. Reklamodawca wie, że jego plakat będzie czytelny oraz że będzie wisiał na słupie określony czas.
– Takie rozwiązanie już kiedyś w mieście funkcjonowało, jednak nie zdało egzaminu – firma komercyjna, wynajmująca powierzchnię ogłoszeniową zrezygnowała więc z działalności – mówi prezydent Fudali.
Adrian Czarnota