Co za pasztet! Bleeh...
Znajoma wyrzuca z siebie potok słów. Że na wystawach takie ładne ciuchy, których ona i tak nie może sobie kupić, bo jej na wszystkie nie stać. Że po sklepach chodzą dziewczyny jak z katalogu, ubrane jak modelki.– Czy one coś robią w życiu poza makijażem, fryzurą, paznokciami, kupowaniem bluzek i spódniczek? I jak one to robią, że są takie szczupłe? O nie, po co ja tam pojechałam? – wyrzuca sobie młoda matka dwojga dzieci.
Uspokajam ją, że to standard. Większość kobiet wychodzi z eleganckich sklepów z kompleksami, wyrzutami. Obiecują sobie: od jutra chodzę na siłownię, aerobic, zrzucam kilogramy, nie jem słodyczy ani kolacji, pozbywam się brzuszka i spod ziemi wyciągnę pieniądze na ten uroczy kostiumik. Po przyjściu do domu czar na ogól pryska. Panie wyciągają kupione po drodze ciastka i lody, i leczą nimi swoje małe smuteczki. Wracają do normalnego życia?
Otwieram internet. Anoreksja, bulimia, drakońskie diety, głodówki. A w komentarzach pod zdjęciami pięknych modelek i aktorek czytam:, „Co za paszczak! Co za pasztet! Bleeh?..”. A piszą to zapewne nie modele i modelki, ale zwykli ludzie, którzy wcale nie mają idealnego wyglądu.
I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście lat temu kobiety nie goliły nóg! Dzisiaj wyjście na ulicę z owłosionymi nogami – nie do pomyślenia!
Czemu świat jest tak okrutny? Czemu ludzie tak surowo oceniają swój wygląd? Nie chodzi o to, by żyć zaniedbanym na ciele i duchu, o nie. Chociaż widziałam na zachodzie Europy ludzi w rozciągniętych swetrach i niedopranych spodniach... Nie popadajmy jednak w skrajności.
Terapeuci radzą: najważniejsze, aby pokochać samego siebie, takim, jakim się jest. Aby dobrze się poczuć w swoim ciele. Ale mówią to tym, którzy już od własnych kompleksów chorują. A takich jest wielu i ponoć będzie coraz więcej. Lekarze i socjolodzy już w tej chwili zapowiadają nadchodzącą falę młodych kobiet uzależnionych od zakupów, a co gorsza od alkoholu, narkotyków czy w depresji.
Czasem oglądam stare zdjęcia z rodzinnego archiwum. Dzieci w wiejskiej szkółce. Rok 1925. Niektóre mają buty, inne są boso. Ubrani skromnie, na czarno. Żadne z nich się nie uśmiecha.
Oglądam zdjęcia licealnych klas z lat osiemdziesiątych. Młodzi ludzie ubrani jak „kryzysowa narzeczona”: ciemnoszaro, buro. Nielicznych było stać wtedy na markowe ubrania.
Oglądam dzisiejsze fotografie. Kolorowy, piękny świat pięknych ludzi. Czego jeszcze chcieć? – Coś ty, Ameryki nie widziałaś? – pyta z przekąsem znajomy. Tam na ulicach takie grubasy, że zastanawiałem się, skąd oni biorą tych pięknych ludzi do filmów!
A więc jednak. Grube czy chude. Ciało człowieka to nie wszystko. Jest jeszcze umysł i duch. Może najwyższy czas posłuchać, co mają do powiedzenia? Najlepiej na zakupach w eleganckim sklepie.
Iza Salamon
Redaktor Naczelna