Boluś wiedział, czego chce
W kraju, a nawet w Europie, znają go przede wszystkim jako autora słynnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z listopada 1965 roku. Mieszkańcy Śląska pamiętają jego zasługi w tworzeniu podwalin pod diecezję opolską, a później w zarządzaniu diecezją wrocławską.
Bolesław Jan Kominek urodził się 23 grudnia 1903 roku w Radlinie jako pierworodne z dziewięciorga dzieci Franciszka i Katarzyny z domu Kozielskiej. Dom rodzinny, obecnie już znacznie przebudowany, znajduje się tuż za wybudowanym w 1929 r. kościołem parafialnym p.w. św. Marii Magdaleny. Obok tegoż kościoła znajduje się też szkoła podstawowa, dziś z dumą nosząca imię kardynała Kominka.
Pasł krowy i czytal
Ks. Kominek krótko był ministrantem, ale od wczesnych lat młodości deklarował swoje zainteresowanie stanem duchownym. Cała rodzina była bardzo pobożna, a jego stryj pochodzący z Marklowic był misjonarzem w Brazylii. „Boluś” – jak go w domu nazywano – miał jeszcze jedną pasję: bardzo dużo czytał. Pasąc krowy wręcz pochłaniał literaturę polską i dzieła klasyków niemieckich, takich jak Goethe czy Schiller. Książki te pochodziły głównie z biblioteki parafialnej ks. proboszcza Pawła Bojdoła.
Nie na kopalnię
Ambicją ojca było, aby jego synowie uzyskali wykształcenie. Elżbieta Szymura – siostra kardynała – wspomnia, że ojciec miał takie życzenie, aby żaden z jego synów nie był górnikiem, tak jak on sam. Nawet po jego przedwczesnej śmierci dołożono więc wszelkich starań, aby trzej synowie: Bolesław, Józef i Alojzy ukończyli rybnickie gimnazjumi i zdali maturę. Warto dodać, że dotąd jeszcze żadna rodzina w czterotysięcznym Radlinie nie wysłała swego dziecka do szkoły średniej czy na studia.
Był klasowym prymusem
Bolesław Kominek w 1915 r. zdał egzamin przed komisją i został przyjęty do tzw. seksty (klasy szóstej) 9-letniego niemieckiego Gimnazjum Klasycznego w Rybniku. Mniej więcej w tym czasie jakieś 15% wszystkich uczniów szkoły stanowili mówiący po polsku Górnoślązacy. Również w jego klasie, liczącej 36 uczniów, przeważali synowie niemieckich nauczycieli, urzędników oraz kupców. Mimo to, przez cały czas nauki Kominek był klasowym prymusem i to również z języka niemieckiego. Za dobre wyniki i z racji pochodzenia z biednej rodziny przez cały okres nauki w szkole otrzymywał stypendium. Jego pobyt w rybnickim gimnazjum zbiegł się z wydarzeniami przełomowymi dla dziejów Górnego Śląska. Fala coraz bardziej rozbudzających się nastrojów propolskich dotarła również do szkoły, gdzie w 1918 r. uaktywniła się grupa tzw. Filaretów. W szeregi tegoż stowarzyszenia ostał wciągnięty również Bolesław Kominek.
Mądry dyrektor
Warto tutaj zwrócić uwagę na postawę ówczesnego dyrektora, dr Münzera z Düsseldorfu. Był on człowiekiem prawym i obiektywnym. Obce mu były wszelkie nacjonalizmy, więc tak jak nie pozwalał na zapędy hakatystyczne, tak też ostrzegał przed antyniemieckimi wybrykami na terenie szkoły. Pozwolił jednak zorganizować dla chętnych kurs języka polskiego, który prowadził prof. J. Snowacki. Nie zabraniał też uczniom organizować się, czy brać udziału w polskich wiecach na terenie miasta. Włączenie tej części Górnego Śląska do Polski poprzedziło brzemienne w skutkach zdarzenie.
Przyszła Polska
Eksplozja kilku wagonów dynamitu na rybnickim dworcu kolejowym w czerwcu 1921 r poważnie uszkodziła budynek szkolny. Ponadto spośród dwustu uczących się w dawnym gimnazjum pozostało ledwie kilkudziesięciu uczniów pełnych obaw, czy aby będzie kontynuacja w postaci polskiej szkoły. Bolesław Kominek z Radlina i Emil Otawa z Pszowskich Dołów, który przybył z gimnazjum gliwickiego, byli jedynymi uczniami klasy maturalnej. Mimo, iż uczyli się praktycznie bez polskich podręczników i mieli lekcje łączone z klasą siódmą, to jednak w maju 1923 r. zdali maturę i razem poszli na studia teologiczne do Krakowa.
Pamiętał o szkole
Nawet po wielu latach, kiedy ks. Kominek był już Administratorem Apostolskim Śląska Opolskiego, nie tracił zainteresowania swoją szkołą. „Częstokroć w latach późniejszych – pisał w 1947 r. w liście do społeczności dzisiejszego I LO – kiedy zajeżdżałem do Rybnika, przechodziłem umyślnie obok gmachu gimnazjalnego, by odświeżyć na chwilę wspomnienia z lat młodości szkolnej. Za każdą taką wizytą stwierdzałem z pewną dumą lokalną, że miasto Rybnik stawało się coraz piękniejsze i czystsze, a budynek gimnazjalny się rozrastał”
Przyjmowali go serdecznie
Na półtora roku przed śmiercią ks. arcybiskup przewodniczył mszy św. w kościele św. Antoniego. Była to część nieoficjalnych uroczystości jubileuszu 50-lecia szkoły, bo część oficjalna miała wówczas obowiązkowo charakter partyjno-państwowy. I chociaż na szkolny jubileusz nie został on zaproszony, to jednak niekłamana serdeczność ludzi, z jaką spotkał się wówczas ks. Kardynał o wiele przewyższała oficjalne uznanie kierowane w stronę partyjnych notabli.
Pozostała żywa pamięć
Pamięć o kardynale Kominku w murach rybnickiego Liceum im. Powstańców Śląskich pozostaje wciąż żywa. Fakt istnienia tu już od 85 lat polskiej szkoły średniej, jako kontynuatorki niemieckiego gimnazjum, upamiętniony zostanie odsłonięciem okolicznościowej tablicy. Znajdą się na niej nazwiska trzech hierarchów Kościoła katolickiego – absolwentów tej szkoły. Postać Kardynała Kominka zostanie tym samym należycie upamiętniona.
Boże, coś Polskę...
Po 50 latach arcybiskup Kominek wspominał: „We władzach miejskich, w tak zwanym magistracie rybnickim, uspokajali nas: „Będzie gimnazjum – uspokójcie się – będzie”. (...) I wreszcie doczekaliśmy się dnia 22 albo 23 września, kiedy nas wszystkich zawiadomiono na piśmie, nas byłych i nowych już, że będzie uroczysty początek roku tej uczelni, ale już w charakterze polskim z nowym gronem profesorskim. Przyszliśmy tego 22 czy 23 września. Zbiórka była na placu gimnazjalnym. Tuż za budynkiem gimnazjalnym był ogromny plac, dzisiaj już zabudowany. Wyszli do nas profesorowie. Niewielu ich wtedy jeszcze było. Ksiądz dyrektor Siwiec ubrany był w cywilny garnitur i „cylinder”, bo taki był wówczas zwyczaj. Obok niego zgrupowali się profesorowie: Łukasiewicz, który przyszedł do nas gdzieś znad Zbrucza i od razu zaprzyjaźnił się ze Śląskiem bardzo serdecznie – przyjaciel osobisty ks. dyrektora Siwca. Byli jeszcze profesorowie: Spendel, Jurkowski i inni. Utworzył się pochód, który pomaszerował w ślicznej pogodzie jesieni polskiej do nowego kościoła ulicą Kościuszki, która już wtedy się tak nazywała. W pochodzie znalazł się również na naszym czele ówczesny generał Józef Haller dlatego, bo tu akurat przebywał na otwarciu jakiegoś zakładu nazwanym imieniem gen. Hallera. I on przyłączył się do pochodu. Do pochodu przyłączyło się jeszcze kilkudziesięciu obywateli z ówczesnej władzy miasta Rybnika z burmistrzem na czele. Byli z nami niektórzy znani działacze polscy z Rybnika: p. Basista, Prus i inni. I to wszystko bardzo skromnym pochodem, ale porządnie, jak na Śląsku wszystko bywa, ciągnęło w pochodzie do kościoła św. Antoniego i tuśmy zrobili uroczysty ingres. I zaśpiewaliśmy „Boże, coś Polskę”. Po uroczystej Mszy Św., której przewodniczył ks. dyrektor Siwiec, uczestnicy wrócili do szkoły, gdzie odbyła się inauguracyjna akademia. Następnego dnia zaczęły się normalne zajęcia lekcyjne”.
Dariusz Jądro
W tekście wykorzystano m.in. materiały udostępnione przez dyrekcję SP nr 17 w Radlinie.