Nie zapomnimy o nich nigdy
W styczniu 1945 roku, Rosjanie w okrutny sposób zamordowali pięciu rodowitych mieszkańców Stodół. Czas leczy rany, ale nie zabiera wspomnień.
Żołnierze wyciągnęli ich z piwnic, rzekomo do kopania rowów. Niestety, następnego dnia znaleźliśmy tylko ich okaleczone ciała – wspominają dramatyczne zdarzenia bliscy krewni pomordowanych. Stodoły to miejsce ważne dla najnowszej historii naszego miasta. Szczególnie niezwykłe są wojenne epizody. To tutaj rozegrał się prolog agresji Niemiec na Polskę (pisaliśmy o tym w artykule „Spektakl w Stodołach”). W Stodołach miało miejsce także jedno z najbardziej tragicznych wydarzeń wojennych. W styczniu 1945 roku, w czasie przejścia frontu zostało tutaj zamordowanych pięciu rodowitych mieszkańców Stodół.
Nazwiska wykute w kamieniu
Ofiarami anonimowych żołnierzy radzieckich byli znani z nazwiska ludzie, których od maja 2006 roku upamiętnia marmurowa tablica.
Krzyż i tablica stoją w miejscu ich pierwotnego pochówku. – Moim zamierzeniem było, by niewiele mówiący napis o ofiarach wojny zastąpić konkretnymi nazwiskami, by pamięć o nich nie rozmyła się w zwyczajowych formułach – tłumaczy Józef Sorychta, przewodniczący zarządu dzielnicy Stodoły i inicjator ustawienia tablicy. Udało się to w maju 2006 roku. Od tego czasu nazwiska ofiar widnieją tuż obok krzyża. To przypomnienie potrzebne jest przede wszystkim młodym ludziom, starsi mieszkańcy doskonale wiedzą, komu poświęcony jest przydrożny krzyż.
Ciała leżały w rowie
Agnieszka Podleśny i Anna Marszołek od lat opiekują się krzyżem. – To przecież pomnik! Ludzie, dla których został tu ustawiony zginęli bez jakiejkolwiek winy. Żołnierze wyciągnęli ich z piwnic, rzekomo do kopania rowów. Niestety, następnego dnia znaleźliśmy tylko ich okaleczone ciała – wspomina pani Agnieszka. Perfidia oprawców była wielka: nie pozwolono na pogrzeb cywilów! Ciała leżały sponiewierane w przydrożnym rowie, dopiero po jakimś czasie możliwy był prowizoryczny pochówek. Krewni wspominają, jak swoich zmarłych rodziny zawinęły w koce.
Krzyż z czerwonych dachówek
Czym spowodowany był ten brutalny akt w stosunku do niewinnych osób? Odrobinę światła rzuca na to zdarzenie relacja Cecylii Pietrek, w 1945 roku była jedenastoletnią dziewczynką: – Wbił mi się w pamięć obraz grupy niemieckich żołnierzy, którzy chcieli się wydostać z okrążenia Rosjan. Ułożyli oni na śniegu krzyż z czerwonych dachówek. Tym chcieli zwrócić uwagę własnych samolotów. Jeden nawet zamierzał wylądować, ale nie znalazł sobie miejsca. Krążył tak nisko, że baliśmy się, że uderzy w nasz dom. Potem pamiętam jeszcze strzelaninę i ucieczkę Niemców. Kryli się w naszych obejściach. Być może to oni tak rozwścieczyli tych Rosjan? – zastanawia się pani Cecylia.
Wybaczać, ale nie zapominać
Strasznym prawem wojny jest odwet na niewinnych cywilach. – U nas nie było żadnego fanatyzmu – mówi pan Rudolf, którego wuj był jednym z pięciu zamordowanych. – Tutejsi mieszkańcy pomagali rannym z obu stron, wozili do szpitala w Rudach także Rosjan. Dziś niepotrzebny nam już żaden odwet, chcemy tylko, by zachować pamięć o naszych przodkach. Nazwiska wyryte na tablicy w części dają nam taką gwarancję – dodają z przekonaniem mieszkańcy rybnickich Stodół.
Mieszkańcy Stodół upamiętnieni na tablicy odsłoniętej w 2006 roku:
1 Józef Miera (lat 21)
2 Emanuel Konkol (lat 30)
3. Wiktor Marszołek (lat 33)
4. Piotr Starzec (lat 43)
5. Franciszek Piecha (lat 56)
Tomasz Ziętek