Detektyw na sali rozpraw
W ubiegłym tygodniu przed rybnickim sądem ponownie stanął znany detektyw Krzysztof Rutkowski. Był jednym z czterech świadków w sprawie: bezprawne wtargnięcie do szkoły w Książenicach i złamanie ustawy o usługach detektywistycznych. Cała sprawa toczy się za zamkniętymi drzwiami. Przypomnijmy, w październiku 2005 roku pracownicy Rutkowskiego pomagali matce zabrać siedmiolatka ze szkoły. Pięciu żołnierzy detektywa, ubranych w pełny bojowy rynsztunek wyprowadziło z klasy siedmioletniego Krzysia. Pracownicy Rutkowskiego mieli między innymi kominiarki na głowie. Uczniowie klasy, do której uczęszczał siedmiolatek byli przerażeni. Dzieci płakały i chowały się pod stół. Rybnicka prokuratura oraz sąd nie udziela jakichkolwiek informacji w sprawie Rutkowskiego. Sam detektyw nie owija natomiast w bawełnę.
– Robiliśmy to dla ochrony matki, która od kilku lat nie mogła odzyskać dziecka, które przyznał jej sąd. Wyrok był prawomocny z klauzulą natychmiastowej wykonalności. Zrobiliśmy robotę zamiast urzędników, którzy od lat nie potrafili się ruszyć ze swoich krzeseł, a teraz za to obrywamy – wyjaśnia kontrowersyjny detektyw. W toku śledztwa rodzice uczniów domagali się 70 tys. zł. zadośćuczynienia.
(acz)