Droga bez wyjścia
Nie mam mowy o pompowaniu tutaj szamba czy transporcie opału. Nie dojedzie żadne większe auto, straż czy pogotowie.
Spór pomiędzy sąsiadami na ul. Gotartowickiej przybiera na sile. Dwa tygodnie temu, jeden z mieszkańców przesunął ogrodzenie w swojej posesji odcinając osiem rodzin od świata. Zamiast drogi dojazdowej pozostał tylko wąski chodnik.
Kiedyś była tu zgoda
Jakiś czas temu pod sporną drogą została wybudowana kanalizacja. Niedługo po tym jeden z sąsiadów rozebrał kostkę chodnikową i przesunął o ponad metr swoje ogrodzenie zwężając i tym samym i blokując dojazd do posesji.
– Przez kilkadziesiąt lat jeździliśmy tą drogą i nikt dokładnie nie mierzył, co jego. Każda z rodzin na drogę ofiarowała po skrawku ziemi. Nikt tych zmian nawet nie uwzględniał w księgach wieczystych. Wszyscy się dobrze rozumieli i bez sporów korzystali z drogi – wspomina Weronika Kubes, jedna z mieszkanek Gotartowic.
Zaczęło się od kłótni
Właściciel spornego płotu prowadzi handel używanymi samochodami. Często jego klienci parkowali na drodze wyjazdowej, utrudniając wyjazd mieszkańcom. Często też z tego powodu na drodze wybuchały kłótnie. Podczas jednej z nich zrodził się konflikt, który poróżnił sąsiadów.
– Ten pan robi nam cały czas na złość. Sprawdził czy w księgach wieczystych ma wpisaną służebność, okazało się że nie. 30 września dostarczył nam pismo, z którego wynikało, że ma prawo przesunąć płot. Gdy spytaliśmy w urzędzie miasta o określenie drogi, okazało się, że nie ma tu żadnej drogi publicznej tylko prywatna. Tym samym urząd nie może nam pomóc – mówi Marek Mirosław.
Nie sprzedam!
Jerzy Kozak, właściciel spornej posesji, twierdzi, że ma pełne prawo do takiego przebiegu płotu, a całą sytuację wywołali pozostali mieszkańcy.
– Nasyłali na mnie czterokrotnie policję, jednak to ja mam prawo do tego gruntu. Płotu by nie było, gdybym usłyszał od nich słowo „przepraszam”. Teraz płot mogą przesunąć równie dobrze inni właściciele posesji, którzy graniczą z drogą. Odsprzedanie fragmentu gruntu, gdzie kiedyś przebiegała droga nie wchodzi w grę. Jeśli chcą kupić, to niech kupią całą posesję – tłumaczy właściciel gruntu.
Idźcie z tym do sądu
Sam magistrat w tym wypadku ma związane ręce, bo do jakichkolwiek kroków potrzebna jest zgoda wszystkich właścicieli gruntu, również pana Kozaka. – Sprawa ta może zostać uregulowana na zasadzie wzajemnych służebności, ale za zgodą wszystkich zainteresowanych właścicieli posesji. W przypadku braku takiej zgody, co ma miejsce w tym przypadku, sprawa winna być załatwiana na drodze sądowej poprzez ustanowienie tzw. drogi koniecznej. Miasto wyraża wolę ugodowego przejęcia całego gruntu stanowiącego obecnie wewnętrzną drogę dojazdową, a docelowo jako publiczny ciąg pieszo-jezdny, co zgodne jest z ustaleniami obecnie obowiązującego planu miejscowego. Do takiego przejęcia może jednak dojść także za zgodą wszystkich właścicieli nieruchomości, przez które droga przebiega – tłumaczy Krzysztof Jaroch, rzecznik rybnickiego magistratu.
Urząd umywa ręce
Mieszkańcy zapowiadają, że z pójdą do sądu. Tym bardziej, że teraz nie mogą nawet opróżnić szamba, bo wóz sanizacyjny nie dojedzie tak wąską drogą. – Urząd umywa od tej sprawy ręce, kierując nas do sądu. Ciekawe, czy nie będą go interesowały nasze przepełnione szamba, za które pewnie niedługo dostaniemy z magistratu karę – mówią zgodnie mieszkańcy.
Jesteśmy bezsilni
Bogusław Łabędzki, Komenda Straży Pożarnej w Rybniku
Do każdej posesji powinniśmy mieć zapewniony dojazd, to wynika z warunków, jakie muszą spełniać drogi dojazdowe. Do domów jednorodzinnych nie ma jednak obowiązku doprowadzenia tzw. drogi pożarowej. Jako straż pożarna jesteśmy bezsilni, nie możemy zmusić właściciela do cofnięcia płotu. W przypadku pożaru na pewno nie zostawimy tych ludzi bez pomocy i będziemy się starać gasić korzystając z węży.
Adrian Czarnota