Był sobie dziwak, Francek Ororo
W filmie Romana Polańskiego „Pianista” jest taka scena, w której pojawia się postać wariata – włóczęgi. To autentyczna postać Abrahama Rubinsztajna – tragicznego błazna żydowskiej dzielnicy.
Każdy czas miał swoich „cudaków”, a ich pojawianie się stanowiło atrakcję w monotonnym życiu społeczności. Tak było również w przypadku Kamienia czy Książenic. Tuż przed drugą wojną światową tułał się po okolicy właśnie taki upośledzony, bezdomny obieżyświat.
Chodził brudny i nieogolony, w strzępiących się łachmanach. Zbierał po drodze wszystko, co przykuło jego uwagę. Były to głównie puszki po konserwach, ale nie gardził też ptasimi piórami. Wszystkie te swoje „skarby” wieszał na ubraniach, co stwarzało bardzo osobliwy widok. Do tego był już starszy, miał poważną wadę wymowy i nadmiernie się ślinił.
Jako mali chłopcy biegaliśmy za nim nazywając go „Francek Ororo”. Nikt nie wiedział, jak on się faktycznie nazywa. W zasadzie nie mówił, a wydawał jakieś niezrozumiałe dźwięki, więc tak go ochrzciliśmy. Znali go wszyscy, ponoć nawet celnicy na pobliskiej granicy polsko–niemieckiej. Pozwalano mu np. swobodnie przechodzić w obie strony bez wymaganych dokumentów – wspomina Alojzy Rezner, mieszkaniec Kamienia. W pobliskich Książenicach również zachowała sie pamięć o ubogim włóczędze. – Moi rodzice wspominali, że przed wojną zachodził czasem do Książenic taki bezdomny żebrak – opowiada Eugeniusz Adamczyk. – Był cały brudny i zawszony. Miał poważną wadę wymowy, więc trudno było zrozumieć, co mówi. Ponoć zachodził do domu rodziny Wyrobek, gdzie mieszkało starsze już małżeństwo. To byli dobrzy ludzie. Tam zawsze gospodarz domu nie tylko pozwolił mu się solidnie wykąpać, ale też dał mu na zamianę swoje czyste ubranie – dodaje mieszkaniec Kamienia.
Ludzie tacy jak Abraham Rubinsztajn czy Francek Ororo są i dziś na marginesie naszego „normalnego” życia. Nikt w zasadzie nie docieka, skąd przyszli i jakie są ich dalsze losy. Intrygują i jednocześnie budzą współczucie. Smutne, że często bardziej jednak budzą naszą ciekawość, niż wewnętrzną chęć niesienia im pomocy.
Dariusz Jądro