Chcemy szybciej stąd odejść
Pracownicy rybnickiego szpitala psychiatrycznego na próżno szukali swojej profesji na liście zawodów uprawnionych do korzystania z wcześniejszych emerytur. Choć to dopiero projekt ustawy, są zaniepokojeni tym, że rząd znów o nich zapomniał.
Choć brzmi to nieprawdopodobnie, pracownicy Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku ze strachem idą każdego ranka do pracy. Nie ma dnia by na oddziale nie zdarzały się ataki na personel. Najczęściej jest to agresja słowna i groźby, niestety dochodzi też do rękoczynów.
– Pacjenci nas kopią, biją, opluwają, szarpią i gryzą. Nie ma dnia aby w szpitalu nie było takich zdarzeń. Wiemy, że są chorzy i to skutki uboczne choroby, ale za pracę w takich warunkach chcemy odpowiedniego zadośćuczynienia, jakim może być wcześniejsza emerytura – mówi Ireneusz Pawuła z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Rybniku.
Pozostają chwyty
Bardzo często atak pacjenta nie kończy się na siniakach. Wśród personelu były już takie obrażenia jak złamanie kończyn, szczęki czy twarzoczaszki. Pracownicy poza rękami nie mają żadnych środków obrony. Prawo zabrania używania na oddziale np. gazu.
– Jeszcze do niedawna ani personel, ani związki zawodowe nie miały świadomości, że mają prawo do obrony. Personel średni i niższy został pozbawiony wszystkich przywilejów. Przez lata uczono nas, że mamy dziękować Bogu za to, że mamy pracę, bo za bramą czeka kolejka chętnych na nasze miejsce. Teraz upominamy się o nasze prawa – wyjaśnia Pawuła.
Gorzej niż w więzieniu
Aby zobrazować liczbę ataków ze strony pacjentów, personel policzył wszystkie przypadki przemocy fizycznej i słownej. Choć trudno w to uwierzyć, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy do aktów agresji dochodziło ponad dwanaście tysięcy razy! Trzysta pielęgniarek w 27 komórkach szpitalnych przez 24 godziny na dobę odnotowywało wszelkie przejawy agresji. Były to pobicia, uderzenia, ugryzienia, podrapania, kopnięcia, oplucia, w tym nieudane ataki fizyczne, wyzwiska a także groźby karalne. Nawet służba więzienna czy policja nie może się równać z tymi przerażającymi liczbami. Ze statystyk wynika, że prym w agresji wiodą pacjenci oddziału psychogeriatrycznych, czyli dla osób starszych.
Uciekają po jednym dniu
Nasuwa się pytanie, jak personel radzi sobie z tego rodzaju zagrożeniem? – Staramy się przewidywać. Jako pielęgniarze mamy wypracowane przez lata metody. Np. wielu z nas przed otworzeniem drzwi spogląda najpierw przez dziurkę od klucza, czy jakiś pacjent nie czai się za drzwiami. Trzeba również uważać na pacjentów z gorącymi napojami, bo bywały przypadki, że wykorzystywali je jako broń – mówi Ireneusz Pawuła. Pawilonowa budowa szpitala wydłuża czas nadejścia pomocy. Na każdym oddziale są systemy alarmowe pozwalające wezwać tzw. grupę interwencyjną, złożoną z wyszkolonych sanitariuszy. Obezwładniają oni agresywnego pacjenta. – Czasem, gdy chory, biorący leki psychtropowe, wymyka się ze szpitala i wraca pod wpływem alkoholu, bardzo często musi go zapinać w pasy aż pięciu pielęgniarzy. Każdy trzyma jedną z kończyn a piąty głowę. Jak ma jednak sobie radzić drobnej budowy pielęgniarka gdy atakuje ją agresywny pacjent? Często skulona czeka na nadejście pomocy bo i tak nie dałaby sobie rady z napastnikiem. Ze względu na niskie zarobki wiele pielęgniarek ze szpitala w Orzepowicach zatrudnia się u nas na pół etatu aby dorobić. Bardzo często wystarcza im jeden dzień by się przestraszyć – przekonuje pielęgniarz.
Za mało personelu
Jak twierdzą związkowcy, winę za taki obrót spraw ponosi system. W Rybniku na tysiąc chorych przypada zaledwie trzysta pielęgniarzy. Pielęgniarka, której pacjent np. złamał nogę musi pisać drobiazgowe wyjaśnienia i tłumaczyć się jak do tego doszło. – Taki atak to normalne przestępstwo i dyrekcja ma obowiązek powiadomić o tym policję. Jeszcze do niedawna mieliśmy odgórny przykaz by nie nagłaśniać tego typu przypadków. Teraz jednak chcemy by ludzie dowiedzieli się w jakich warunkach tu pracujemy i dlaczego wysuwamy swoje żądania – przekonuje związkowiec.
Adrian Czarnota