Bernarda znają wszyscy
Bernard (nazwisko do wiadomości redakcji) daje się we znaki radnym, urzędnikom, policjantom i strażnikom. Ma kilka numerów telefonów, 2000 darmowych minut i wydzwania codziennie, gdzie tylko się da.
Emeryt z Zebrzydowic nie widzi nic złego w tym, że wykonuje setki telefonów do urzędników. Wręcz przeciwnie: chwali za to sam siebie. Mówi, że odwala brudną robotę za innych i walczy o dobro swojej dzielnicy. Ale jego rozmówcy oceniają go zupełnie inaczej, określając jednym słowem: natręt.
Odważny przez telefon
Bronisław Drabiniok, radny z dzielnicy Zebrzydowice nie owija w bawełnę: – Ten pan jest na emeryturze i najprawdopodobniej mu się nudzi – mówi wprost. – Ostatnio wpadł mu w oko fragment chodnika przed szkołą, gdzie jest zakaz postoju. Jeśli jakiś rodzic dowożący dzieci do szkoły lub przedszkola zostawi tam na dłużej auto, od razu wykonuje nie jeden, ale szereg telefonów. W tym konkretnym przypadku dzwoni do naczelników oświaty, komunikacji oraz wydziału dróg. Większość mieszkańców się śmieje z tego, ale część ludzi naprawdę się go boi, bo on dzwoni zastraszając. Ale jest odważny tylko przez telefon, bo jak chcę z nim porozmawiać osobiście, to ucieka – kwituje radny.
Lampy, dziury i parkingi
Zakaz zatrzymywania przy szkole to nie jedyne oczko w głowie pana Bernarda. W swojej telefonicznej karierze zajmował się również kwestią latarni zapalanych w nieodpowiedniej porze, dziurami na ulicy oraz parkingiem pod szkołą. Jedną z osób, która od lat odbiera telefony od mieszkańca Zebrzydowic jest Andrzej Kopka, naczelnik wydziału dróg.
– Ten pan dzwoni do mnie od ponad dziesięciu lat. Mam wynotowane osiem numerów telefonów których obecnie używa plus komórka. To człowiek uciążliwy. Potrafi zadzwonić np. na minutę przed godziną zamknięcia urzędu i trzymać złośliwie moich inspektorów przez pół godziny na linii. Jestem pewien, że to jedyna taka osoba na południu Polski – mówi Kopka.
Był sobie taki pan Bell
Postanowiliśmy odwiedzić pana Bernarda w Zebrzydowicach. Zanim otworzył drzwi, obserwował dłuższy czas prze firankę. Zauważył, że rozmawialiśmy wcześniej na drodze z sąsiadką oraz, że zaparkowaliśmy zbyt blisko jego płotu.
– Był taki pan Bell, który wynalazł telefon. Żeby nie było stert papierów wystarczy tylko zadzwonić. Gdy ja dzwonię do urzędu, wszyscy na baczność stoją. Jestem człowiekiem dociekliwym i potrafię się nawet z samym szatanem dogadać – zapewnia pan Bernard.
Na pytanie dlaczego nie chce czegoś robić dla swojej dzielnicy na drodze samorządowej, odpowiada, że jest stworzony do wyższych celów.
Robią wielkie nic
– Działanie w Radzie Dzielnicy byłaby dla mnie ujmą, ja będę startował na posła. Rada musi się najpierw zwołać i robi tyle, ile ja mam brudu za paznokciami, czyli nic. Panie, ja wszystkich znam i potrafię każdemu przygadać. I ja mam wszystko zrobione od ręki. Jak będę chciał to się i do Warszawy dostanę, do posłów. Ja wiem gdzie trzeba uderzyć i od razu mam wszystko zrobione. Rada dzielnicy musi najpierw komisję zwołać, zebrania, posiedzenia a ja mam wszytko natychmiast – stwierdza z błyskiem w oku.
Mój przyjaciel poseł i prokuratorzy
Na pierwszy rzut oka, trudno uwierzyć, że ten łagodnie wyglądający mężczyzna jest w stanie kogokolwiek zastraszyć. Jednak już po kilkuminutowej rozmowie, wychodzą na jaw jego metody. Mężczyzna rzuca jak z rękawa nazwiskami urzędników. Widać, że dziesięcioletnie telefonowanie nie poszło w las. Wie, jak nazywają się sekretarki zastępców prezydenta, ale myli nazwiska i funkcje urzędników. Nie przebiera za to w słowach w rozmowie z dziennikarzem. – Jeśli pan coś napisze w gazecie, to wejdę na drogę sądową. Mam w rodzinie trzech prokuratorów! – odgraża się. Powołuje się na przyjaźń ze świeżo upieczonym posłem Markiem Krząkałą
– Pierwszy raz w życiu słyszę o to nazwisko. To jakieś nadużycie odpowiedział na to Marek Krząkała.
Będę sobie dalej dzwonił
O podobnej przyjaźni mówi wymieniając nazwisko komendanta rybnickiej straży miejskiej. Zapytaliśmy o to w w komendzie. – Tak, ten pan do nas często dzwoni. Bardzo często! – stwierdza krótko komendant Janusz Bismor. Straż miejska jest w Zebrzydowicach codziennie, bo tak często wzywa ją pan Bronisław. Radny Bronisław Drabiniok rozważał nawet obciążenie kłopotliwego mieszkańca kosztami wyjazdu straży, podobnie jak to ma miejsce w przypadku straży pożarnej czy policji. On jednak nic sobie z tego nie robi. – Płacę podatki i wymagam. Robię brudną robotę za wszystkich. Czy idę z pieskiem, czy na rowerze sobie przejadę i coś zauważę, to od razu żądam aby to czy tamto zostało zrobione. To prawda, że mam tyle numerów telefonów. Wiąże się to z tym, że mam telefon w każdym pokoju. Mam wykupione w Telekomunikacji 2000 bezpłatnych minut, więc będę nadal dzwonił. A mam czas, bo jestem na emeryturze – dodaje zadowolony z siebie pan Bernard.
Adrian Czarnota