Przegrana wojna w pickelhaubie
Czy potrafimy sobie wyobrazić czasy, kiedy na kartki była nawet brukiew i kości? Niespełna sto lat temu rybniczanie zupełnie inaczej obchodzili święta Bożego Narodzenia.
Był taki czas, kiedy Rybnik w napięciu oczekiwał nadchodzącej wojny. Wojny światowej, która w konsekwencji miała doprowadzić do odrodzenia się Polski. Niestety, polityczne rozstrzygnięcia kosztowały nas niezwykle drogo.
Czekali w Niedobczycach
Artur Trunkhardt, wydawca i kontynuator rybnickich „Dziejów” z 1861 roku, barwnie opisał nastroje rybniczan w obliczu nadchodzących wojennych wieści. 28 czerwca 1914 roku „cały Rybnik” miał zgromadzić się w Niedobczycach na uroczystości powiatowego związku weteranów wojennych. Wieczorny telegram, w którym donoszono o zamachu na arcyksięcia w Sarajewie miał rozpętać „dzikie mowy wojenne”! Wśród uczestników zabawy „szał wojenny” podobno „święcił orgie”. Jak świadczy Trunkhardt – wojny wyczekiwano codziennie w rybnickich restauracjach i klubach. Bywalcy kawiarni byli pełni bojowego ducha. Powszechnie życzono sobie zerwania negocjacji między Serbią i Austrią. Nadzieje tutejszych militarystów spełniły się 1 sierpnia. W tym dniu, do urzędu pocztowego przysłano depeszę o niezwłocznym zarządzeniu mobilizacji. Jej pierwszym dniem był 2 sierpnia 1914 roku.
Podejrzany język polski
Zupełnie inne nastroje panowały w środowiskach polskich działaczy narodowych. Od początku wojny mieli utrudnione możliwości działania. W czasie wojennym wyraźnie zwiększyły się restrykcje wobec rybnickich Polaków czynnych politycznie i społecznie. W atmosferze napięcia wojennego władze dokonywały gorączkowych rewizji, zabraniały spotkań liczniejszym grupom osób. Większą podejrzliwość zaczął wzbudzać język polski na ustach sąsiadów. Aby uniknąć ewentualnej dywersji, władze zdecydowały się na zwykle skuteczny środek: pobór do wojska. Na „pierwszy ogień” poszło ok. 50 polskich działaczy kultury i sportu. Drugi tego typu pobór nastąpił w listopadzie 1914 r. – kilkudziesięciu pozostałych jeszcze w Rybniku członków polskich organizacji znalazło się na liście rekrutów cesarskiej armii. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Prężne przed wojną środowisko, pozbawione kadr zostało chwilowo złamane. Poczucie beznadziejności wzmagały doniesienia z frontu „przyprawione” odpowiednią dozą propagandy. Niemcy i ich sojusznicy mieli odnieść szybkie i absolutne zwycięstwo. W takiej sytuacji, jak można było myśleć o niepodległości Polski?
Wiersze przeciw cesarzowi
Z biegiem czasu, wojna odsłoniła swoje prawdziwe oblicze. Zamiast szybkiego zwycięstwa przyszła krwawa i długotrwała wojna pozycyjna. W środowiskach rybnickich aktywistów narodowych pojawił się nowy duch. W zastępstwie powołanych na front mężczyzn, wystąpiły kobiety i młodzież. Wyjątkowo odrodziły się przez to polskie chóry i towarzystwa śpiewacze. Niemieckiej policji szczególnie trudno było zapanować nad anegdotami i wierszami powtarzanymi szeptem przez Polaków. Już od 1915 roku, w całym Rybniku krążyły antyniemieckie wiadomości i hasła narodowe wzywające do jedności ludu polskiego na Górnym Śląsku. Administracja postępowała bezpardonowo – wyróżniający się nowi działacze byli wcielani do wojska jak np. pod koniec 1916 roku, albo przenoszeni do odległych zakładów przemysłowych, gdzie brakowało potrzebnych polskich fachowców. Ruch propolski był już jednak nie do powstrzymania. W 1917 roku odrodzenie polskiego ruchu w powiecie rybnickim stało się faktem. Towarzystwa muzyczne, czytelnicze, kulturalne i sportowe na nowo podjęły przedwojenną działalność. Co więcej, polscy górnicy i robotnicy zaczęli przejawiać ambicje polityczne. Wiosną 1918 roku pojawiły się pierwsze komórki Narodowego Stronnictwa Robotników – poprzednika Narodowej Partii Robotniczej.
Brukiew na kartki
Obok działań politycznych i społecznych toczyło się normalne życie. Z pewnością nie było łatwe. Wielka Wojna z lat 1914 – 1918 była wojną totalną, dotykała zarówno żołnierzy, jak i całe społeczeństwa. Państwa Centralne zmobilizowały całe swoje gospodarki na potrzeby produkcji wojennej. Niemal wszelkie surowce i inne materiały wykorzystywał przemysł wojskowy. Na potrzeby zwykłych ludzi zostawało niewiele. Dotkliwy był brak jedzenia. Wprowadzono ścisłą reglamentację żywności – na „kartki” sprzedawano nawet brukiew i kości. Ceny wzrastały niepomiernie szybciej niż wynagrodzenia. Artykuły codziennego użytku i żywność była dostępna dla nielicznych: na czarnym rynku, gdzie spekulanci wielokrotnie zawyżali ceny. Aby przeżyć ciężkie czasy, pracowały całe rodziny, oprócz kobiet, także dzieci. Dzień pracy trwał nierzadko 12 godzin. Wyrazem desperacji były tzw. marsze głodowe, w których uczestniczyły przede wszystkim kobiety. Robotnicy, którzy czuli się na siłach, organizowali strajki. Warto zauważyć, że akcja strajkowa w tamtych warunkach nie była tym, z czym strajk kojarzy się dziś.
Ginęli ojcowie
Latem 1917 roku rybniccy robotnicy strajkowali w obronie zdrowia i życia swoich rodzin. Było to działanie przeciw władzy, która nie liczyła się już ze swoimi obywatelami. Z ogólnej liczby 15500 powołanych pod broń z powiatu rybnickiego zginęło 5700 mężczyzn, w większości żonatych. Ponad 4300 rybnickich żołnierzy zostało rannych – często już do końca życia pozostali kalekami. Nikt nie policzył natomiast wypadków śmierci i utraty zdrowia wśród rodzin pozostałych w domach. Pewnie było ich bardzo dużo: wyniszczone głodem i ciężką pracą organizmy dzieci nie były odporne na ataki chorób, nawet tak błahych, jak zwykłe przeziębienie. Imperialna polityka mocarstw zbierała swoje żniwo zarówno w okopach pod Verdun, jak i w prostych rybnickich domach. Wielką Wojnę z lat 1914–1918 przegrali pod tym względem wszyscy.
Kula przeszyła mundur
Na zdjęciach z tego okresu nie zobaczymy raczej ciemnej strony życia wojennego. Żołnierze z Rybnika najczęściej zwykli fotografować się w galowych mundurach w uroczystych pozach. Na publikowanych zdjęciach widnieją bracia Józef i Jan Szypuła spod Rybnika uwiecznieni jako żołnierze niemieckiej armii. Takie to były czasy. Józef szczęśliwie powrócił do rodziny. Niestety, jeszcze przed końcem wojny 14 października 1918 roku umarł jego pierworodny syn, 4-letni Józefek. Jan, też nie miał szczęścia – zginął od kuli, która przeszyła mundur.
Tomasz Ziętek