Ciekawe są opowieści staroci
– Zawsze zbierałem monety, znaczki, militaria, różne stare przedmioty. Nadal je zbieram, choć brakuje miejsca do ich magazynowania – przyznaje z uśmiechem Grzegorz Wrześniewski. Rybniczanin zajmował się najpierw renowacją mebli.
Zaczynał od zbierania monet i znaczków, potem spotkał na swej drodze nieżyjącego już zegarmistrza, Andrzeja Matyska. – To był świetny fachowiec. Gy inni nie chcieli naprawić zegara, on robił to z chęcią. Miał wielkie serce – wspomina Wrześniewski, który pod jego okiem również zaczął „ratować” stare zegary.
Z pasji uczynił zawód
A dalej przyszła kolej na meble i inne przedmioty. Przez długi czas renowację staroci Wrześniewski, który z wykształcenia jest technikiem – elektrykiem, traktował jako hobby. Pracował wówczas jako zaopatrzeniowiec, a także w biurze podróży. – Różnie bywało – podsumowuje. W końcu z pasji, której poświęcał wolny czas przez mniej więcej 10 lat, postanowił uczynić swój zawód. Od półtora roku prowadzi własny zakład renowacji mebli w pobliżu dworca PKP.
Ma swoje metody
– Uczyłem się metodą prób i błędów. Tak jest chyba najlepiej. Wielu rzeczy dowiedziałem się też z książek, ale to praktyka czyni mistrza. Dzisiaj mam swoje „patenty”– wspomina swoje pierwsze kroki jako renowator. Dodaje zarazem, że każdy mebel, każdy przedmiot wymaga indywidualnego podejścia. – Wszystko zależy od tego, w jakim stanie się zachował, czy wymaga poważnej naprawy, czy jedynie odświeżenia – opowiada, pokazując na zdjęciu kredens, który po powodzi był niemal w kawałkach i jego odnowienie zajęło dwa miesiące. W albumie można obejrzeć zdjęcia wielu przedmiotów, które Wrześniewski przywrócił do stanu świetności. – Lubię, gdy widać efekt. Gdy można porównać, jak meble były zniszczone, a potem, jak są naprawione – podsumowuje.
Sofa i stół czekają
Rybniczanin przyznaje też, że w jego zyciu sprawdza się porzekadło: szewc bez butów chodzi. – Mam w domu trochę własnoręcznie odnowionych mebli. Zrobiłem na przykład półkę z nadstawki sofy, ale robiłem ją przez trzyl lata, bo ciągle brakowało czasu – stwierdza z uśmiechem. Na strychu stoją m.in. sofa i stół, które kupił, żeby wyremontować do swojego domu.
Za niskie sufity
W pracowni czeka w kolejce po „nowe szaty” wiele przedmiotów. Zdarzają się i takie historie, jak ta z kredensem, który ma 3 metry wysokości. – Jego właściciele wybudowali dom i okazało się, że pokoje są za niskie. Muszę przerobić mebel – opowiada renowator. Pytany zaś o wartość przedmiotów, które do niego trafiają, Wrześniewski stwierdza: – To pojęcie względne. Dla mnie cenne jest coś, co ma 200 i więcej lat. Dla kogoś cenny jest 50-letni mebel po babci. Czy to oznacza, że wraca moda na starocie? – Nie wiem, ale dość dużo ludzi kupuje stare meble na internetowych aukcjach, nie wiedząc jak bardzo są zniszczone, a ich odnowienie będzie sporo kosztowało – zauważa. Z drugiej strony są tacy, którzy robią bardziej świadome zakupy. – Może też będzie kiedyś u nas taka moda jak na przykład w Anglii. Ci, którzy teraz inwestują w stare meble, przekażą je swoim dzieciom – stwierdza.
Stryczek ponoć prawdziwy
Wśród wielu różnych przedmiotów znajdujących się w pracowni, uwagę zwraca stryczek. – Przyniósł go mój kolega od ojca jakiegoś stolarza. Podobno pochodzi z czasów, gdy w Rybniku wykonywano karę śmierci. Rzekomo to oryginalny stryczek, ale nie wiem, czy to prawda – stwierdza właściciel. Przyznaje, że ma słabość do starych przedmiotów. – Żal mi wyrzucać rzeczy, które przetrwały tyle lat, a teraz mają pójść na złom – stwierdza Wrześniewski. Zdradza, że marzy mu się, żeby w skansenie kolejki wąskotorowej w Rudach urządzić: stolarnię, kuźnię i bar na wzór tych sprzed lat. – Można by kupić i odnowić stare maszyny. Byłoby gdzie gromadzić wiele starych przedmiotów, a to urozmaiciłoby skansen – snuje plany. Czy wszystko to dlatego, że stare przedmioty mają duszę? – Może tak, może nie, ale z pewnością niejedną historię mogłyby opowiedzieć – podsumowuje Wrześniewki.
Beata Mońka