Panny młode jak gwiazdy filmowe
– Kiedyś to człowiek był młody i ładny – wzdychają Krystyna Urbańczyk i Genowefa Winkler, których ślubne zdjęcia znalazły się na wystawie: „Ślubuję Ci miłość... Moda i fotografia ślubna w latach 1850–1950”.
Ciężko było wtedy cokolwiek zdobyć. Sukienkę uszyła mi siostra, a welon mam do dzisiaj, służył wnukom do chrztu – opowiada Genowefa Winkler, która brała ślub pod koniec lat 50. Ona, jak i Krystyna Urbańczyk nie spodziewały się, że kiedyś ich ślubne fotografie znajdą się na wystawie w muzeum. – Na wystawie jest też zdjęcie ślubne mojej mamy, która ma 99 lat, a wychodziła za mąż w 1928 – dodaje Urbańczyk. Oczywiście każde zdjęcie, to odrębna historia pokazująca jak zmieniała się ślubna moda. – Kiedyś ludzie szli do ślubu w tym, co mieli najlepszego do ubrania – stwierdza Elżbieta Bimler-Mackiewicz, kuratorka wystawy. Przełom nastąpił mniej więcej w XIX wieku, kiedy nieodłącznym atrybutem panny młodej stała się biała suknia. – W tradycji polskiej kolor biały zawsze był kojarzony z niewinnością – dodaje Bimler-Mackiwcz.
Sentyment do starych przedmiotów
Wśród prezentowanych eksponatów jest haftowana suknia w kolorze ecru, w której brała ślub w 1957 roku Elżbieta Zaturowska. – Suknie uszyła mi krawcowa, ale sama wymyśliłam fason. Materiał jest zagraniczny. Do tego miałam długie szydełkowane rękawiczki, welon i bukiet z białych goździków – opowiada rybniczanka, której marzyło się, żeby w tej samej sukni wzięła ślub jej córka. Nie udało się. – Inna już była moda, a poza tym mama miała inną figurę i suknia na mnie nie pasowała – tłumaczy Bogumiła Drozdowska. Przyznaje jednak, że suknia mamy pięknie wygląda na wystawie. – Jestem w szoku, że suknia zachowała się w takim stanie. Ale mama ma sentyment do starych przedmiotów i wiele z nich przechowuje do dziś – stwierdza córka. Jak Elżbieta Zaturowska prezentowała się w ślubnej sukni, można zobaczyć na zdjęciu, które również znalazło się na wystawie. Jest ono jednym z około tysiąca fotografii, pochodzących zarówno ze zbiorów muzealnych, jak i prywatnych. Pokazują one jak zmieniała się w latach 1850 – 1950 moda dotycząca nie tylko strojów, ale i sposobu fotografowania weselników.
Retusz był perfekcyjny
– Dawniej, gdy zrobienie zdjęcia trwało kilka minut, stosowano najróżniejsze podpórki, żeby młoda para się nie ruszała. Później podpórki zastąpiono barierkami, konsolami, płotkami, o które wspierał się pan młody – opowiada Celestyna Chlubek-Adamczyk, kuratorka wystawy. Wyjaśnia, że fotografia ślubna zmieniała się wraz z rozwojem tej dziedziny. Gdy zdjęcia stały się bardziej dostępne, powszechne, tańsze, coraz więcej par uwieczniało ten wyjątkowy dzień. Początkowo fotografowano młodych w atelier, z czasem możliwe stało się robienie zdjęć w plenerze. – Wraz z rozwojem kina, panny młode były fotografowane na wzór gwiazd filmowych. Robiły sobie tylko kilka zdjęć z panem młodym, a na pozostałych pozowały same – mówi Chlubek-Adamczyk. Na wystawie są także prezentowane monidła, czyli portrety retuszowane i podkolorowywane. – Początkowo fotografowie zatrudniali studentów ASP, więc retusz był robiony perfekcyjnie, zdjęcia zyskiwały. Gdy ruszyła chałupnicza produkcja, stały się kiczem. Choć i tak wiele osób z dumą wieszało takie zdjęcia na honorowym miejscu w domu – podsumowuje kuratorka. Wystawa potrwa do 25 lutego.
Beata Mońka