Motocyklem po lotnisku
Pasjonaci przetrzymali deszcz i wiatr.
Na lotnisko w Gotartowicach zjechali miłośnicy motocykli. Zlot ten zainaugurował sezon motocyklowy w Rybniku.
Organizację tego przedsięwzięcia wzięła na swoje barki grupa „Ostatni Mohikanie” zrzeszająca rybnickich miłośników starych, głównie radzieckich maszyn. Wszystko zaczęło się jednak już dzień wcześniej, kiedy pierwsi zapaleńcy rozbili namioty na terenie gotartowickiego lotniska, by już od samego początku cieszyć się atmosferą motorowego święta. Właściwą część zlotu rozpoczęła sobotnia, popołudniowa parada w centrum miasta. Po wykonaniu rundy honorowej przez miasto udała się ona w drogę powrotną ku swojej „centrali”, gdzie czekały liczne atrakcje przygotowane przez organizatorów. Ze sceny dobiegały miłe dla ucha każdego motocyklisty bluesowe i rockowe dźwięki w wykonaniu m.in. Rubens Band, The Lebers, czy Poltergeist.
Przewidziano także konkursy, wśród których największą popularnością cieszyły się konkurencja na najwolniejszą jazdę oraz palenie gumy. – Mój motor jest tak wolny, że postanowiłem dać szansę innym w konkursie na najwolniejszą jazdę, z tego samego powodu nie paliłem gumy, gdyż moja opona kręci się za wolno, żeby ją spalić, więc tu z kolei ja byłbym bez szans – argumentował swoją absencję w obu tych kompetycjach Przemysław Dorczak, jeden z uczestników zlotu. Zdecydowanie najmniej ochotników przystąpiło do przeciągania liny, można to jednak zrzucić na karb panujących warunków atmosferycznych i wszechobecnego błota. – Błoto jest tak wielkie, że nie da się przez nie przejść, można tylko przejechać – śmiał się Przemysław.
Nie najlepsza pogoda była jedynym minusem motocyklowego zlotu. Nieomal cały dzień upłynął pod znakiem deszczu i chłodnego wiatru. Możliwe, że miało to wpływ na frekwencję, jednak ci najbardziej zahartowani, którzy mimo wszystko postanowili pojawić się w Gotartowicach, nie zamierzali narzekać. – Pogoda nie pokrzyżowała moich planów, bardziej dała się we znaki organizatorom. Myślę, że wszyscy i tak czują się tu bardzo dobrze, jest jeden wielki hardcore – kręcił z uznaniem głową Przemysław. Pewnie miał rację, gdyż wszyscy uczestnicy motocykolowego zlotu wyglądali na bardzo zadowolonych.
Andrzej Kieś