„Hanka” się nie starzeje
II LO im. Andrzeja Frycza-Modrzewskiego świętowało jubileusz 60-lecia szkoły.
– Byłyśmy pierwszą brygadą, która zaczęła budować aulę. Jeździłyśmy „Starem” po cegły do cegielni za Rudą, po czym wyładowywałyśmy i układałyśmy je na terenie szkoły – wspominają szkolne koleżanki Juta Maroszek, Elżbieta Lenik i Roża Wesołowska.
Rybniczanki, mieszkające obecnie w Katowicach, zdawały maturę w 1961 roku. – Dopiero dwa lata później w szkole pojawili się chłopcy. My uczyłyśmy się jeszcze w elitarnym, damskim gronie – opowiada z uśmiechem Lenik. – Jak przychodzili uczniowie z „powstańców”, które było męskim liceum, to cała nasza szkoła wybiegała na korytarz, żeby zobaczyć, jak też wyglądają chłopcy – żartuje Wesołowska.
Bój o „kaczuszki”
Cała trójka wspomina też szkolne mundurki i to, że nie wolno im było malować się czy farbować włosów. – Kiedyś zapytałam wychowawczynię, czy można sobie upudrować nos, gdy się świeci. Myślałam, że spadnie z krzesła – opowiada Wesołowska. A jej koleżanki przypominają walkę, jaką stoczyły z nauczycielami, żeby mogły nosić buty na niewielkich szpilkach, tzw. „kaczuszki”. Uczennice były nawet instruowane, jak powinny ubierać się w wakacje. Dzisiaj wspominają te historie z uśmiechem, a już bardziej na serio stwierdzają, że miały fantastyczne grono pedagogiczne.
Łacina za drzwiami
Jednym z ich nauczycieli był Innocenty Libura. – Większości z nas udało się bez problemu dostać na studia, chociaż nie było wtedy żadnych profili ani specjalizacji. Ja skończyłam chemię na politechnice, a moje obie koleżanki prawo – podsumowuje Maroszek. W jej opowieściach pojawia się postać jeszcze jednego nauczyciela. – Miałam ulubiony przedmiot, który na ogół przesiadywałam za drzwiami. Chociaż nauczyciel był człowiekiem kulturalnym i miłym, udawało mi się go wyprowadzić z równowagi. Mowa o łacinie, której uczył profesor Alojzy Mańka. Cóż, nie mógł znieść mojej nadgorliwości – wspomina ze śmiechem.
Więcej jest dobrych wspomnień
Są też historie, które nawet dzisiaj absolwentki II LO opowiadają z przejęciem. Jedną z nich przypomniało im zdjęcie, jakie znalazły w księdze pamiątkowej. Zrobiono je ich klasie podczas zajęć na strzelnicy. Wracając z nich, Juta Maroszek i Elżbieta Lenik były świadkami tragicznego wydarzenia. Widziały jak nauczyciel, znany im z Liceum Pedagogicznego, które mieściło się w tym samym budynku, rzucił się pod pociąg. Na szczęście – jak przyznają – więcej mają dobrych wspomnień. – W sumie szkoła ukształtowała nasze osobowości, była wymagająca, uczyła kultury i zasad moralnych, co nie zawsze było nam na rękę, ale po latach oceniamy, że to było dobre dla nas – podsumowuje Lenik.
Nie było rywalizacji
Oczywiście, w ich czasach nie było nawet mowy o jakiejkolwiek rywalizacji pomiędzy „Hanką” a „Powstańcami”. Obie szkoły świetnie się „uzupełniały”. – Połowa naszego zespołu to absolwenci „Hanki”, a połowa „Powstańców”. Jesteśmy najlepszym przykładem, że muzyka łagodzi obyczaje – śmieje się Michał Wojaczek z grupy „6 na 6”, której występ uświetnił oficjalną część obchodów jubileuszu zorganizowaną w RCK. – To są dwie dobre szkoły, które się porównują w wynikach. I jeżeli jest między nimi jakakolwiek rywalizacja, to jedynie w pozytywnym tego słowa znaczeniu – stwierdza Maria Malinowska, dyrektor II LO. Pytana zaś o jubileusz podkreśla: – Zawsze sięgamy do korzeni, a jednak żyjemy w świecie dzisiejszych realiów. Staramy się sprostać temu, czego oczekuje od nas Rybnik. A tradycja? Zobowiązuje i tym bardziej mobilizuje wszystkich do pracy.
Beata Mońka