Kto tak hałasuje?

Niemal przez całą dobę, w mieszkaniu na drugim piętrze trwa prawdopodobnie produkcja filtrów powietrza. Ludzie nie śpią po nocach.

 

Kiedy Marianna Wolna kładzie się spać, na stoliku obok jej łóżka leży dyktafon. Ma go tylko po to, aby nagrywać odgłosy produkcji, które dobiegają z mieszkania na górze. Początkowo nikt jej nie wierzył. – Mówili, że część lokatorów ma urojenia, że to nam się śni. Dopiero, kiedy kupiłam sobie dyktafon i zaczęłam nagrywać te hałasy, uwierzyli – mówi pani Marianna.

 

 

Koszmar lokatorów z bloku przy ulicy Kościuszki zaczął się trzy lata temu, kiedy właściciel mieszkania, Czesław F. rozpoczął wynajmowanie lokalu drobnym przedsiębiorcom. Nazwisko na domofonie nigdy się nie zmieniało. Do tej pory interwencje nie skutkują. Nikt nie podnosi słuchawki, nie reaguje na pukanie do drzwi. Mimo to zza drzwi mieszkania ciągle dochodzą odgłosy produkcji. Ustają na chwilę, gdy ktoś puka do drzwi. – Tak jest od trzech lat. Przez ten czas przez mieszkanie przewinęło się trzech podnajemców. Podobno pierwszy produkował ceramiczne aniołki. Ta produkcja była stosunkowo mało uciążliwa – mówi Eryka Foryś-Kuczyńska, która sąsiaduje ścianę w ścianę z uciążliwym najemcą. Wówczas były to tylko stukania młotkiem i cięcie drutu. Teraz  za ścianą pracują szlifierki i tak naprawdę nikt nic nie może zrobić. – Gdy zgłaszamy zakłócanie ciszy nocnej na policji, nikt nie otwiera nawet policjantom. Po chwili patrol odjeżdża. Przecież nie wyważą drzwi – relacjonuje kobieta.

 

 

Sprawa trafiła do sądu. Tylko tam lokatorzy mogli się poskarżyć na hałasy. Zakład Gospodarki Mieszkaniowej jest bezradny, bo w bloku przy ulicy Kościuszki 61 b funkcjonuje wspólnota mieszkaniowa. Wspólnota specyficzna, bo większość jej zarządu nie mieszka w opisywanym mieszkaniu. Prezesem wspólnoty jest właśnie... Czesław F., właściciel uciążliwego lokalu. I tak kółko się zamyka. – F.  nie chce z nami rozmawiać. Od razu rzuca słuchawką. Tak naprawę nie mamy się do kogo zwrócić. Sprawa w sądzie się przeciąga. Nie wiadomo, czy będzie lepiej. Pisaliśmy już pisma gdzie się dało – mówi pani Marianna, pokazując stosy korespondencji. – W naszej sprawie interweniował również dzielnicowy, ale i jemu nie otworzono drzwi – dodaje.

 

 

Zdaniem mieszkańców w mieszkaniu produkowane są obecnie elementy filtrów powietrza. Dwa razy w tygodniu pod blok podjeżdżają samochody na częstochowskich rejestracjach, które zabierają tajemnicze kartony. – Przyjrzeliśmy się jednemu z kartonów. Z informacji na opakowaniu wynika, że chodzi o elementy filtrów – tłumaczy pani Eryka. Drzwi do mieszkania są otwierane od dawna tylko na telefon zaufanej osoby. Po klatce chodzą cały czas obce osoby, które mają klucze do lokalu na pierwszym piętrze. Mieszkańcy podejrzewają, że mieszkania są wynajmowane osobom na tego typu działalność, bo taki najemca zapłaci więcej za lokal. A zawsze to tańsze niż wynajmowanie i prowadzenie własnego warsztatu.

 

 

Zdaniem Jana Podleśnego, dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, lokatorzy swoją sprawę mogą rozwiązać tylko w sądzie. – Jeśli w grę wchodzą szlifierki to lokatorzy mają słuszność, że tego typu działalność należy ukrócić. My jednak niewiele możemy zrobić. Mieszkanie jest własnością danej osoby i jak to mawiają „wolnoć Tomku...” – mówi dyrektor. Nadzór budowlany również nie ma wątpliwości. – Aby prowadzić taką działalność, należy wystąpić o zmianę sposobu użytkowania lokalu do wydziału architektury magistratu. Należy również rozważyć, czy działalność nie będzie szkodliwa dla innych lokatorów – mówi Joanna Wieczorek-Zarzecka z nadzoru budowlanego. Niestety, nie udało nam się skontaktować z Czesławem F. Mimo iż z mieszkania dobiegały odgłosy pracy, nikt nam nie otworzył drzwi.

 

Adrian Czarnota