Nie strzelali szeptem!
W ostatnią niedzielę odbył się Rybnicki Piknik Bracki. Pomimo niesprzyjającej pogody, rybniczanie skorzystali z okazji, by postrzelać z broni.
Strzelają hucznie, dymnie i celnie!
Tak się strzela w bractwie kurkowym, które zorganizowało w ubiegłą niedzielę piknik. Każdy mógł przyjść i postrzelać zarówno z broni sportowej, jak i czarnoprochowej. Nie padało wprawdzie, ale pogoda i tak niestety skutecznie odstraszyła wielu rybniczan. Jednak ci, którzy przyszli, bardzo dobrze się bawili. Prócz samego strzelania, można było zjeść wyśmienity żur, a także porozmawiać z członkami bractwa, uzbrojonymi, ale bynajmniej nie wrogo nastawionymi.
Król Marek Maruda I
Głównym punktem programu była intronizacja nowego króla. Został nim Marek Harczuk, nazywany teraz królem Markiem „Marudą” I. Skąd taki przydomek? – Hah, powiem tak: jego sposób wypowiadania się jest czasem dość oryginalny – zdradza Marek Uszacki, strzelmistrz bractwa. Nowy król należy do tego elitarnego grona już od dawna, strzela również z broni nowoczesnej w LOK-u. Ma także na własność liczne repliki broni, na przykład karabin Hawken. Strzelcem jest wytrawnym, jak mówią koledzy. W 2006 roku otrzymał nawet tytuł Strzelca Roku.
Strzelajcie szeptem, bo rozmawiać się nie da!
– Mamy swoją dewizę: Ćwicz oko i dłonie w Ojczyzny obronie! Bractwo jest przepojone patriotyzmem. Wynika to z jego tradycji. Panowie, czy nie możecie strzelać szeptem? Rozmawiać się nie da! – przerywa nagle swą opowieść Marek Uszacki, by pożartować z krzywiących się na huk wystrzału. – W średniowieczu trzeba było bronić miasta i ojczyzny przed najeźdźcą. Ta samoobrona, że się tak wyrażę, miała o wiele lepszą broń, niż wojsko, które było raczej kiepsko wyposażone. Natomiast rzemieślników stać było na zakup i utrzymanie broni najlepszej. Jest ona zresztą do dzisiaj na tyle dobra, by stawać do rywalizacji nawet z bronią nowoczesną. Oczywiście, na krótkim dystansie. Trzeba wprawdzie bardzo o nią dbać, ale dopiero strzelanie z niej nazwać można prawdziwym strzelaniem. Tutaj dopiero się czuje tego ducha. Cały kunszt strzelecki to umiejętność dobrego naładowania – zdradza Marek Uszacki.
Honor i tradycja
Zaraz po uroczystości koronacji król Marek przyjął do Bractwa nowego członka. Brat Grzegorz Piksa otrzymał certyfikat i stał się tym samym 27 członkiem bractwa rybnickiego. Jest to bardzo elitarna grupa. – By wejść do naszego grona, niezbędny jest co najmniej jeden polecający kandydaturę. Nie robimy naboru z ulicy – tłumaczy Marek Harczuk. Bractwo Kurkowe zawsze było zbiorem ludzi przepojonych patriotyzmem, oddanych społeczności lokalnej oraz ojczyźnie. Rywalizacja w strzelaniu do tarczy chyba nie jest elementem najważniejszym. Spotkaniu na strzelnicy towarzyszy wyjątkowa atmosfera kontynuowania chlubnej tradycji, i to jest chyba największa motywacja dla tych ludzi. – Honorem jest być w bractwie – stwierdza Marek Uszacki. Jednak to właśnie ćwiczenie się w celności jest tutaj głównym zajęciem. By być w tym dobrym, nie można sobie pozwolić na dłuższe przerwy. Na szczęście okazji do strzelania jest bardzo wiele. – Organizujemy sobie co miesiąc tzw. Ligę Czarnoprochową. A w kraju... praktycznie co tydzień jest jakaś impreza strzelecka. Bardzo się to ostatnio w Polsce reaktywowało – stwierdza z podziwem Uszacki.
By nie tylko piórem, ale i strzelbą w sedno trafić
W ostatnią niedzielę zorganizowana jedną z takich strzeleckich imprez. Rybniczanie mogli się spróbować zarówno z broni sportowej, jak i czarnoprochowej – Pierwszy raz strzelałem z broni prochowej. Niezły huk. Trzeba by więcej postrzelać, by się trochę przyzwyczaić, ale i tak chyba nie jest źle. Zdobyłem 21 punktów – zdradza Piotr Bujok. Za broń chwycili także przedstawiciele mediów, którzy rywalizowali o nagrodę „dla tego, co nie tylko piórem, ale i strzelbą w sedno trafić potrafi”. Trafiając w siódemkę, redakcja Tygodnika Rybnickiego zajęła drugie miejsce. Palmę pierwszeństwa musieliśmy oddać redakcji telewizji TVT – Nie przejmuj się, umówimy się na strzelnicy, postrzelamy. Za rok wygrasz z tym panem, który lata na co dzień z taką ciężką kamerą na ramieniu, jest więc już niejako wprawiony – pocieszali członkowie Bractwa Kurkowego Miasta Rybnika.
Powstały, by bronić miasto
Według niektórych historycznych dokumentów, początków bractw kurkowych upatrywać można w XI-wiecznych miastach niemieckich. W Polsce pierwsze wzmianki pojawiają się dopiero w XIV wieku. Rozrost społeczności miejskiej spowodował, że napady band zbójeckich, a nawet mniejsze czy większe wojny stały się czymś powszednim. Władcy często nie byli w stanie zabezpieczyć swoim wojskiem wszystkich osad. Mieszkańcy musieli więc nauczyć się samoobrony. Skuteczną jej formą okazywało się włączenie w program obronny miasta zorganizowanych grup zawodowych, takich jak cechy rzemieślnicze czy gildie kupieckie. Tak powstawały te pierwsze grupy strzeleckie. Ich podstawowym obowiązkiem było szkolenie mieszkańców do obrony przed nieprzyjacielem.
Kurkowe?
Skąd jednak wzięła się nazwa bractwa kurkowego? – U samych początków ćwiczono się strzelać do ruchomego celu za pomocą uwiązanego na 3-metrowej lince koguta. Kto zdołał go ustrzelić, otrzymywał tytuł i sławę znakomitego strzelca, jak również przywileje, takie jak zwolnienie z wszelkich miejskich podatków – tłumaczy Lech Gębowski, strażnik honoru i tradycji. Wydaje się, że członkowie Bractwa Rybnickiego z utęsknieniem wypatrują powrotu tych łaskawych czasów.
Krystian Szytenhelm